Zanim Humphrey Bogart trafił do fabryki snów i dorobił się łatki naczelnego twardziela Hollywood, szlifował charakter i dyscyplinę w wojsku. Bezpośredni, małomówny, ironiczny - taki był na ekranie i w życiu prywatnym. Choć jego zdaniem to wcale nie charakter definiował role, w jakich był obsadzany, a specyficzny wyraz twarzy. - Nie lubi mnie nikt i to od pierwszego wejrzenia. Chyba dlatego dają mi takie role. W pierwszych 34 produkcjach zostałem zastrzelony w 12, rażony prądem w 8 i wsadzony do więzienia w 9 - wspominał po latach słynny Rick z "Casablanki".
"Kłopot z Humphreyem Bogartem polega na tym, że wydaje mu się, że jest Bogartem" – mawiał jeden ze znajomych aktora. Najprzystojniejszy ponurak Hollywoodu rzeczywiście niezbyt się różnił od swoich ekranowych wcieleń. Milczek, który półgębkiem cedzi najsłynniejsze filmowe cytaty, amant z trochę krzywą gębą... Taki faktycznie był.
Przyszedł na świat o poranku 25 grudnia 1899 r. Później, gdy wytwórnie kreowały go na naczelnego gangstera Ameryki, datę przesunięto na 23 stycznia – facet, który prędzej wypali z rewolweru niż się uśmiechnie, nie mógł pojawić się na świecie razem ze św. Mikołajem! Urodziny jednak do końca życia Bogart obchodził w Boże Narodzenie i marudził, że podły los co roku pozbawia go jednego prezentu. Życiową karierę zaczynał we wcieleniu aniołka. Matka ubierała go w stroje jak dla Małego Księcia, kazała pozować do uroczych zdjęć i zabraniała ścinać gęste loki. Nie ułatwiało to chłopcu życia w szkole. Humphrey nie był najlepszym uczniem, trudno było mu się skupić na lekcjach i tylko czekał, aż banda dzieciaków podczas przerwy będzie się nabijać z jego stroju i dziwacznego imienia.
Nie potrafił też zadowolić rodziców. Mama, świetnie zarabiająca graficzka i ojciec kardiochirurg liczyli,, że syn zostanie lekarzem czy prawnikiem. No, w każdym razie kimś poważnym. Nie okazywali mu zbytniej uwagi i czułości. "Mama kazała mnie i moim dwóm siostrom zwracać się do siebie po imieniu. Gdy była zadowolona, klepała mnie po ramieniu. Moje wychowanie było pozbawione sentymentów. Pocałunek w policzek był wielkim wydarzeniem" – wspominał. Może w tym należy szukać przyczyny, że jedna z jego sióstr zapije się na śmierć, druga większość życia spędzi w szpitalu psychiatrycznym, a on też będzie miał poważny problem z alkoholem.
Pierwsze sygnały przyszłych kłopotów pojawiły się wcześnie. Humphrey wyleciał z college’u za picie i palenie, choć barwniejsze wersje historii mówią, że wepchnął dyrektora szkoły do stawu na środku kampusu. Nie wiedząc, co ze sobą począć, wstąpił do marynarki wojennej – po ojcu odziedziczył zamiłowanie do morza, a gdy był już bogaty, żartował, że jego największą miłością jest Santana, jego jacht. I wojna światowa dobiegała już końca, ale amerykańscy żołnierze nadal byli wysyłani do Europy. "Gdy miało się 18 lat, wojna była pociągająca. Paryż! Seksowne Francuzki! Do diabła!" – mówił już jako znany aktor. Później wytwórnie usiłowały dodać heroizmu temu fragmentowi jego biografii – tak narodziła się opowieść, że blizna pod dolną wargą jest wojenną pamiątką. Była ona jednak wynikiem wypadku z dzieciństwa, ewentualnie pijackiej kłótni w barze. Wojsko oszlifowało charakter Humphreya – stał się punktualnym, sumiennym i do bólu szczerym młodym człowiekiem. Nie cierpiał napuszenia i snobizmu i głośno dawał temu wyraz, ale nie brakowało mu też ogłady i dyskretnego poczucia humoru. Wykorzysta to jako aktor. A został nim zupełnie przypadkowo. Kolega z dzieciństwa, którego poprosił o pomoc, załatwił mu pracę w firmie swojego ojca, zajmującej się organizacją spektakli. Bogart miał opiekować się interesami aktorki Alice Brady, a ta dostrzegła coś wyjątkowego w małomównym młodzieńcu i wkrótce wciągnęła go do jednej ze swoich sztuk, gdzie zagrał… japońskiego lokaja. Chociaż ledwo wydusił z nerwów jedno krótkie przypadające mu zdanie, złapał scenicznego bakcyla.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Podobała mu się atmosfera teatru, a zwłaszcza siedzenie i picie do późna po spektaklach. W przekonaniu, że fachu najlepiej uczyć się w działaniu, kilkanaście lat grał drobne rólki – zblazowanych bogatych paniczyków w mieszczańskich komediach, z trzema linijkami trywialnego tekstu do wypowiedzenia. W tym czasie zdążył zaliczyć dwa nieudane małżeństwa. W połowie lat 30. Humphrey rzucił i drugą żonę, i Nowy Jork, i scenę. Przeprowadził się do Los Angeles, by budować karierę w filmie. Tu obsadzano go w rolach gangsterów i rzezimieszków, a że uznał, że garderoba wytwórni Warner dysponuje wyłącznie garniturami bez gustu, na ekranie pojawiał się we własnych. I jak zawsze bez ogródek wyrażał swoje opinie... "Nie mogę wejść w żadną dyskusję, żeby od razu nie zamieniła się w kłótnię. Musi tkwić coś w tonie mojego głosu, w tej aroganckiej twarzy, co wszystkich do mnie zraża. Nie lubi mnie nikt i to od pierwszego wejrzenia. Chyba dlatego dają mi takie role – mówił. – W pierwszych 34 produkcjach zostałem zastrzelony w 12, rażony prądem w 8 i wsadzony do więzienia w 9".
Grywał w średnio jednym filmie na dwa miesiące, często w dwóch jednocześnie. Powoli dopracowywał się swego charakterystycznego wizerunku – stoickiego, honorowego samotnika, który wrażliwość maskuje autoironią. Taki charakter pasuje tak samo do przestępcy, jak i stróża prawa. Rola prywatnego detektywa w "Sokole maltańskim" pozwoliła Bogartowi pokazać swą wartość jako aktora i otworzyła mu furtkę do kolejnych wyzwań. W "Casablance" udowodnił, że sprawdza się także jako amant. Jego ekranowy romans z Ingrid Bergman do dziś rozpala kinomanów, choć w rzeczywistości aktorzy nie czuli do siebie namiętności, rozmawiali prywatnie może kilka razy. "Całowałam go, ale nigdy go nie poznałam" – powiedziała Bergman o Bogarcie. Inne zdanie na ten temat miała Mayo Methot, obdarzona bujnym, napędzanym alkoholem temperamentem trzecia żona aktora. Wszędzie tropiła zdradę. Doniczki i talerze nieraz lądowały na głowie Humphreya. Choć deklarował, że "nie dałby dwóch centów za kobietę bez charakteru", zaczął mieć dość, gdy Mayo podpaliła ich dom, podcięła sobie żyły, a innym razem pchnęła go nożem.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Wszystko zmieniło się na planie "Mieć i nie mieć" Howarda Hawksa, gdzie partnerowała mu 19-letnia debiutantka Lauren Bacall. Obecność gwiazdy Hollywood onieśmielała ją, choć Bogart nie zrobił na niej wrażenia jako mężczyzna. Był jej opiekunem, podpowiadał, jak grać, a jego żarty rozładowywały napięcie. Szybko jednak sympatia zmieniła się w coś więcej. "Byliśmy w mojej przyczepie, wygłupialiśmy się jak zwykle – wspominała Bacall – gdy nagle pochylił się, chwycił mnie pod brodę i pocałował". Wkrótce wytwórnia pomogła Bogartowi złożyć papiery rozwodowe, a następnie nakręciła film dokumentalny ze ślubu swego amanta.
Wyświetl ten post na Instagramie.
Prasa miała używanie. Zastanawiano się zwłaszcza, czy 26 lat różnicy wieku ma wpływ na charakter ich związku. Chyba nie bez podstaw. "Bogie był jakby moim ojcem. Pokazał mi drogę – mówiła Bacall. – Nauczył mnie wysokich standardów i ceny, jaką się płaci, by je utrzymać". On z kolei nazywał ukochaną "Dzieciną" i wcale nie kwapił się do prawdziwego ojcostwa. Gdy Lauren zaszła w ciążę, był ponoć wściekły jak nigdy. "Mając 48 lat, nie byłem gotowy, by zostać ojcem" – mówił szczerze. Na świecie pojawił się Stephen, potem jego siostra Leslie. "Mój ojciec był już starszy, miał swoje ustalone ścieżki. Chodził do pracy, potem chciał być ze swoją czwartą żoną, napić się i zjeść. Wtedy była już pora, bym szedł do łóżka. Weekendy spędzał na swojej łódce. Dzieci to nie była jego bajka – mówił syn gwiazdora po latach w wywiadzie. – Na pewno nie był złym ojcem, ale po prostu nigdy za dobrze się nie poznaliśmy". Gdy zdrowie ojca zaczęło się psuć, Stephen miał niecałe 8 lat. Bogart, palący przez prawie 40 lat 3 paczki papierosów bez filtra dziennie, nabawił się koszmarnego kaszlu. Nie przepadając za lekarzami, ignorował przypadłość, aż zaczął pluć krwią. Postawiono diagnozę: rak przełyku. Operacja usunięcia guza, dwóch węzłów chłonnych i żebra nie powiodła się, chemioterapia też niewiele dała. Pod koniec życia Bogart ważył 38 kilo, nadal jednak trzymał fason. "Całkiem niezłe" – mówił o papierosach z filtrem, na które się przerzucił. Pewnego popołudnia, gdy Bacall odprowadzała dzieci do szkółki niedzielnej, ścisnął jej rękę: "Do widzenia, Dziecino" – powiedział. Gdy wróciła, był już w śpiączce. Zmarł nad ranem 14 stycznia 1957 roku.
Wyświetl ten post na Instagramie.