Polska firma stworzyła pierwsze na świecie urządzenie zabezpieczające auto przed kradzieżą na tzw. walizkę, czyli poprzez przejęcie sygnału z pilota systemu dostępu bezkluczykowego. Sprawdzamy, czy rzeczywiście działa i nie ogranicza komfortowego dostępu do pojazdu.
Niemal każde auto z systemem bezkluczykowym (do otwierania samochodu i uruchamiania silnika nie trzeba wkładać klucza do zamka lub stacyjki) złodziej może otworzyć w zaledwie kilka sekund. Nie ma potrzeby włamywania się do samochodu. Wystarczy, że jego właściciel znajduje się kilkaset metrów od pojazdu. To tzw. kradzież „na walizkę”.
Sposób jest banalny. Jeden z przestępców podchodzi do samochodu ze specjalnym wzmacniaczem sygnału radiowego. W tym samym czasie jego kompan zbliża się do właściciela pojazdu (a dokładnie klucza do samochodu) na odległość przynajmniej 8 metrów, także ze specjalnym wzmacniaczem sygnału, tzw. walizką. Tak „oszukany” system keyless odryglowuje zamki, a także pozwala uruchomić silnik, mimo że klucz znajduje się nawet w odległości 800 m od pojazdu. Właściciel samochodu nawet nie zdaje sobie sprawy, że klucz, który trzyma w kieszeni, posłużył złodziejom do kradzieży.
Niestety, producenci nie montują wyłączników systemu bezkluczykowego. Oczywiście, można wyjąć baterię z klucza lub włożyć go w specjalne etui, niestety to powoduje całkowitą utratę łatwego i komfortowego dostępu do pojazdu. Czy istnieje więc wygodny sposób, aby zabezpieczyć się przed kradzieżą samochodu z systemem keyless?
Firma z Sosnowca opatentowała urządzenie, które zapobiega kradzieżom pojazdów metodą na przedłużenie sygnału, a równocześnie pozwala użytkownikowi auta nadal korzystać z zalet systemu bezkluczykowego.
Zanim zaczniemy korzystać z urządzenia, trzeba je zamontować w kluczyku (Uwaga! Zamawiając produkt, należy podać markę i model pojazdu – rodzaj urządzenia zależy od rozmiaru baterii w kluczyku auta; można jednak dopasować je do większości samochodów w kraju).
Jak się okazuje, jest to prosta czynność, która zajmuje chwilę. Należy otworzyć obudowę kluczyka (warto wcześniej sprawdzić, jak to zrobić, np. w instrukcji pojazdu), wyjąć baterię z mocowania, założyć Keyless Protector (forma klipsa) na baterię, zwracając uwagę na bieguny, i ponownie włożyć źródło zasilania do obudowy kluczyka. Od tego momentu urządzenie jest aktywne.
Sprawdziliśmy, jak ono działa i czy rzeczywiście nie ogranicza komfortowego dostępu do auta.
Keyless Protector kosztuje około 590 zł.
Tę czynność wykonujemy tak jak zwykle. Możemy zamknąć pojazd, korzystając z przycisku na pilocie lub na klamce. W tym momencie kluczyk jest aktywny, a więc jeśli np. czegoś zapomnimy, bez problemu możemy ponownie otworzyć drzwi lub bagażnik pojazdu.
Po około 20-30 krokach Keyless Protector zabezpiecza kluczyk (odcina zasilanie). Tak samo dzieje się po upływie minuty, jeśli pozostawimy go w bezruchu, np. kluczyk znajduje się w kieszeni kurtki w przedpokoju. Na potrzeby testu po chwili wróciliśmy do pojazdu. Najpierw nacisnęliśmy przycisk na pilocie, ale auto nie otworzyło się. Również pociągnięcie za klamkę przyniosło podobny efekt. Wniosek – system keyless został wyłączony, a więc auto jest bezpieczne.
Zdecydowanym ruchem uderzamy dwa razy w kieszeń, w której znajduje się kluczyk. Czas pomiędzy uderzeniami powinien wynosić 1 s. O ile początkowo nie zawsze się to udaje, z czasem nabieramy wprawy i bez problemu za każdy razem udaje się aktywować keyless.
Po aktywacji systemu keyless mamy około minuty na dostanie się do samochodu i uruchomienie go. Co ciekawe, podczas jazdy, a nawet postoju w korku klucz wciąż działa (nie dezaktywuje się).
Polska firma zawstydziła koncerny samochodowe, które nie potrafiły zabezpieczyć aut z systemem keyless. Nie dość, że Keyless Protector nie daje szans złodziejom, to tylko w niewielkim stopniu ogranicza komfort korzystania z systemu bezkluczykowego właścicielowi pojazdu. Jedyną wadą urządzenia jest jego cena oraz występujące początkowo problemy z aktywacją klucza – trzeba chwilę poćwiczyć.