Piotr Głowacki, tytułowy bohater filmu "Mistrz" lubi przyglądać się z bliska swoim postaciom. Żeby zagrać rolę Tadeusza Pietrzykowskiego, boksera z Auschwitz, wykonał ogromną pracę. Zdobył wiedzę, mozolnie trenował ciało. Jak przygotowywał się do tej roli? I jakie, jego zdaniem, przesłanie niesie film?
Wciela się Pan w mistrza Warszawy w wadze koguciej, boksera Tadeusza Pietrzykowskiego, który był więźniem Auschwitz. Natomiast w filmie „Kto napisze naszą historię” zagrał Pan twórcę archiwum getta warszawskiego, Emanuela Ringelbluma. Czy te historie się uzupełniają?
PIOTR GŁOWACKI: One się łączą. W powstaniu warszawskim i drugiej wojnie światowej grane przeze mnie postaci walczyły już po każdej stronie. Zdobyta w związku z tym wiedza się sumuje. Najbardziej w takich projektach lubię to, że mogę się całkowicie zanurzyć przed produkcją w jakimś temacie.
Jak to wyglądało tym razem?
Zdałem się na moje prywatne poszukiwania, co z kolei doprowadziło mnie do samego obozu, gdzie dzięki przyjaznemu nastawieniu dyrekcji i pracowników spędziłem intensywne trzy dni. Miałem dostęp do archiwów, ważnych miejsc i magazynów, mogłem więc dotknąć rzeczywistości sprzed ponad 80 lat.
Za Panem półtora roku ćwiczeń. Jak wyglądały treningi?
Propozycję dostałem w trakcie pracy nad rolą Marcela w "Planecie singli 3". Postać wymagała ode mnie bardziej krągłych kształtów. Dokładnie w dniu, kiedy skończyłem "Planetę", zacząłem się przygotowywać do "Mistrza”. Ci, którzy ćwiczą, wiedzą, że z wagą bywa różnie. Najpierw spada, potem idzie w górę. Mięśnie są cięższe niż tłuszcz. Wyznacznikiem intensywnej, trwającej rok pracy była w moim przypadku utrata 16 kilogramów.
Sporo…
Teddy Pietrzykowski walczył w wadze koguciej, czyli jednej z niższych. Ale produkcja zapewniła mi świetnych trenerów – Michała Pluskotę i Konrada Ostrowskiego. Jeden pracował ze mną nad ciałem i siłą, drugi przekazywał mi wiedzę bokserską. Spędziliśmy rok na salach treningowych. Na koniec, dla dotknięcia stylu mojego bohatera, udało mi się nawiązać kontakt z trenerem Marianem Basiakiem ze Stali Rzeszów, który tak samo jak Teddy był uczniem Feliksa Stamma. Stał się bezpośrednią nicią łączącą mnie z postacią.
Jakie jest przesłanie filmu "Mistrz"?
Czuję, że kontaktujemy się tu głównie z ludźmi młodymi, dla których ta opowieść jest jak historia z podręcznika. Jeżeli ktoś naprawdę zechce zgłębić biografię Tadeusza Pietrzykowskiego, sięgnie po książki. Tymczasem film jest zawsze opowieścią metaforyczną, niesie w sobie przekaz, który jest ponad twardymi faktami. Kręcimy go po to, żeby wydobyć z losów człowieka, o którym opowiadamy, coś, co będzie napędem dla naszego dalszego życia. U Teddy’ego tym czymś była pasja. Przed wojną był mistrzem Warszawy, miał szansę zostać mistrzem Polski. Ale oto nagle wojna wkracza w jego życie i odcina go od marzeń. A potem trafia do najgorszego miejsca na Ziemi, czyli obozu koncentracyjnego Auschwitz. I właśnie tam pasja, czyli boks, staje się narzędziem do ocalenia. Natomiast dla widzów może to być przekaz metaforyczny. Każdemu z nas życie ratuje coś, co robimy z miłości, co powoduje, że musimy mieć zasady, że jeżeli będziemy oszukiwać samych siebie, przegramy. A jeżeli będziemy ze sobą w zgodzie, pójdziemy za głosem serca i włożymy w coś pracę, wówczas nasze życie stanie się lepsze, szczęśliwsze. To nie jest umniejszanie dramatyzmu historii Teddy’ego. Wręcz przeciwnie. Jest to czerpanie ze strasznych wydarzeń tego, co może być drogowskazem dla nas wszystkich.