Po poważniejszym wypadku i niefachowej naprawie zmianie ulega rozmieszczenie względem siebie tzw. punktów bazowych nadwozia. Sprawdzenie ich położenia, czyli tzw. badanie geometrii nadwozia, pozwala na rozwianie wątpliwości, czy auto nie uległo wcześniej poważnemu wypadkowi.
Wśród sprzedawców i nabywców używanych aut obowiązuje wiele definicji słowa „bezwypadkowy” – jedni uważają, że samochód bezwypadkowy to taki, który nie miał poważnych uszkodzeń konstrukcji nadwozia (np. słupków), inni, że tylko taki z oryginalną powłoką lakierniczą.
Faktem jest, że powtórnie malowany błotnik albo drzwi to głównie sprawa estetyki, ale już prostowana podłużnica albo słupek mogą rzutować na bezpieczeństwo prowadzenia, a przede wszystkim ochronę podróżujących w czasie ewentualnego wypadku.
Z tego względu przy zakupie używanego auta należy możliwie dokładnie sprawdzić jego stan oraz historię – i nie sugerować się przy tym wyglądem ani nawet idealnie równą powłoką lakierniczą.
O ile czujnik lakieru pozwala wykryć drobniejsze uszkodzenia, o tyle te najpoważniejsze – już niekoniecznie. Na rynku nie brakuje bowiem samochodów, które po bardzo poważnym wypadku miały wspawaną tzw. ćwiartkę (np. cały tylny pas lub słupek z błotnikiem) i zostały w całości polakierowane „pod czujnik”, co oznacza, że mają fabryczną grubość farby.
Jest jednak sposób na sprawdzenie, czy samochód rzeczywiście nie był w przeszłości poważnie uszkodzony blacharsko – to geometria nadwozia, zwana też pomiarem punktów bazowych, czyli przetłoczeń i otworów w nadwoziu oraz podwoziu auta. Punkty te stanowią swoistą mapę elementów nośnych m.in. podłużnic, progów czy miejsc mocowania zawieszenia. Podczas wypadku ulegają one przesunięciu wraz z deformacją konstrukcji. Za pomocą specjalnego urządzenia można zmierzyć, czy ich wzajemne położenie zgadza się z fabrycznym.
Pomiar punktów bazowych wymaga specjalnej ramy (mostu pomiarowego), na której przesuwa się urządzenie do mierzenia odległości pomiędzy poszczególnymi punktami (w każdym aucie jest ich kilkadziesiąt). Następnie odległości te porównywane są z układem wzorcowym. Pomiar można przeprowadzić w niektórych stacjach diagnostycznych i warsztatach blacharskich w cenie od 250 do 1000 zł. Cała operacja zajmuje do kilku godzin, a czas jej trwania zależy od stopnia skomplikowania konstrukcji auta.
Osoby, które poszukują używanego auta – zwłaszcza w cenie kilkudziesięciu tysięcy złotych lub droższego – powinny w ramach oględzin przeprowadzić pomiar punktów bazowych. W szczególności dotyczy to samochodów terenowych lub sportowych, które mogły być intensywnie eksploatowane. Niestety, wiele nawet drogich aut naprawia się bez przeprowadzania odpowiednich pomiarów, przez co później miewają one problemy z geometrią zawieszenia czy dopasowaniem blach.
O geometrię nadwozia warto dopytać, jeśli wybieramy warsztat blacharski. Dopiero przeprowadzenie pomiaru punktów bazowych pozwala potwierdzić fachowość naprawy. Nawet niepozorna kolizja może spowodować naruszenie konstrukcji nadwozia.
Ani geometria nadwozia, ani pomiar czujnikiem lakieru nie zwalniają jednak z tradycyjnych oględzin – wprawne oko może rozpoznać wypadkową przeszłość auta także po detalach takich jak wygląd łączeń blach czy faktury zabezpieczenia antykorozyjnego.
Pomiar punktów bazowych, zwany też geometrią nadwozia (i często mylony z geometrią zawieszenia) służy do sprawdzenia, czy swego rodzaju „mapa” punktów w newralgicznych miejscach konstrukcji samochodu pokrywa się z ich fabrycznym układem.
Przyrząd pomiarowy odczytuje położenie poszczególnych punktów względem siebie z dokładnością do 2-4 mm. Uzyskany wynik jest prezentowany w formie szkicu, na którym na czerwono zaznaczone są punkty wykraczające poza dopuszczone przez producenta tolerancje. W tabeli podane są wartości przesunięcia punktów w milimetrach. W ten sposób można ustalić, czy auto nie jest „przekoszone” lub czy zostało poprawnie naprawione po wypadku.
Pomiar punktów bazowych oferują głównie stacje diagnostyczne – jednak tylko nieliczne. Aby go przeprowadzać, niezbędny jest bowiem nie tylko kosztowny sprzęt, ale i aktualne licencje z rozkładem punktów bazowych dla wszystkich aut. Samo badanie może potrwać nawet kilka godzin z uwagi na konieczność demontażu osłon podwozia. To wszystko usprawiedliwia cenę badania (250-1000 zł).
Samochód wjeżdża na ramę pomiarową i zostaje podniesiony na wysokość około 1 metra.
Aby uzyskać dostęp do punktów bazowych, należy zdemontować niektóre osłony podwozia.
Przyrząd pomiarowy bezprzewodowo łączy się z komputerem. Jest mocowany do ramy na specjalnych szynach.
Badanie wymaga różnych końcówek cyrkla, dopasowanych do rozmiaru i profilu poszczególnych punktów.
Pomiar odbywa się zgodnie z kolejnością podawaną przez oprogramowanie ramy diagnostycznej dla danego modelu.
Na ekranie pojawiają się instrukcje dla diagnosty, wyniki odległości pomiędzy kolejnymi punktami i wartości wzorcowe.
„Na oko” można naprawiać samochody po drobnych szkodach parkingowych, ale nie po poważnych wypadkach – dlatego profesjonalne warsztaty lakiernicze, w tym stacje autoryzowane, korzystają z pomiaru punktów bazowych głównie do badania aut przed i po naprawach blacharskich. Najbardziej zaawansowany sprzęt z bramkami pomiarowymi mierzy położenie punktów bazowych podwozia i nadwozia częściowo rozebranego pojazdu (np. zlokalizowanych na słupkach) w trzech wymiarach. Pozwala to bardzo dokładnie odtworzyć fabryczną konstrukcję i uniknąć późniejszych problemów np. z ustawieniem geometrii zawieszenia.
Pomiar punktów bazowych nie jest tani i wymaga sporo zachodu – badanie trwa do kilku godzin, a na dodatek jest przeprowadzane w ograniczonej liczbie stacji i warsztatów. Mimo to, zwłaszcza w przypadku drogich samochodów, warto zainwestować. To rzetelna metoda na potwierdzenie bezwypadkowej historii pojazdu, a przy okazji – sposób na sprawdzenie, czy sprzedający nie ma nic do ukrycia. Uwaga! Pomiar nie zwalnia z tradycyjnych oględzin auta.