Wizja nawet 2500 zł kary ma odstraszać piratów drogowych. Czy rzeczywiście to się udało? Sprawdzamy rzeczywistą prędkość jazdy po zmianach. Przypominamy też przepisy, ich zawiłości i pułapki, na które trzeba szczególnie uważać.
Nie jest tajemnicą, że mandat 500 zł nie był skutecznym straszakiem na kierowców jeżdżących zbyt szybko. Z tego też powodu od początku 2022 roku obowiązuje nowy taryfikator – z o wiele wyższymi karami.
Obecnie maksymalna grzywna, którą może wypisać policjant za zbyt szybką jazdę to 2500 zł (jeśli poruszamy się 71 km/h lub więcej ponad dozwolony limit), ale od września będzie to nawet 5000 zł (w przypadku recydywy). Jak przyznają policjanci, wizja tak dotkliwej kary zadziałała, kierowcy znacznie zwolnili i baczniej obserwują prędkościomierz.
Potwierdza to również nasz test, podczas którego sprawdzaliśmy, jak zachowują się kierowcy na różnych rodzajach dróg. Co prawda jeszcze trudno powiedzieć, jak długo utrzyma się to zjawisko, ponieważ po wprowadzeniu zasady obligatoryjnego zabierania prawa jazdy za zbyt szybką jazdę w obszarze zabudowanym można było obserwować efekt spowolnienia, ale z czasem kierowcy oswoili się z ryzykiem utraty prawa jazdy.
Tu warto zauważyć jeszcze jeden problem. O ile kierowcy rzeczywiście zwolnili, to nie wszędzie się tak dzieje. Czasem wynika to nie z lekceważenia przepisów, a po prostu z ich nieznajomości lub zawiłości. Niestety, zasady dotyczące limitów szybkości czy odwoływania znaków ograniczenia nie są zbyt proste.
Ul. Puławska to jedna z głównych arterii w stolicy. W miejscu, gdzie ustawiliśmy się z radarem, dość często można spotkać patrol drogówki. Być może z tego powodu kierowcy poruszają się tam zgodnie z przepisami – zdecydowana większość poniżej limitu 50 km/h. Tylko nieliczni przekraczają „pięćdziesiątkę”, i to nieznacznie.
Przebiegający przez Warszawę odcinek trasy S79 zachęca do szybkiej jazdy, zanim wjedzie się na zakorkowane drogi Mokotowa. Zapewne niezbyt korzystna aura nie sprzyjała kierowcom, ale nasz radar wskazywał prędkości, według których można było uznać, że znajdujemy się na zwykłej trasie poza miastem, a nie na „ekspresówce”.
W tym przypadku kierowcy, nie będąc pewnymi, jaki limit prędkości obowiązuje w danym miejscu (koniec obszaru zabudowanego), profilaktycznie zwolnili i większość z nich poruszała się wolniej, niż wynika to ze znaków. Zaledwie kilka pojazdów przekroczyło obowiązujące tu ograniczenie do 90 km/h, ale jechały nie więcej niż 100 km/h.
Trasa Siekierkowska to jedyny przypadek, gdzie można powiedzieć, że kierowcy nadal masowo łamią przepisy. Jednak przekroczenia szybkości okazują się zwykle na tyle niewielkie, że są poza zainteresowaniem policjantów. Co nie zmienia faktu, że kilka razy nasz radar wskazał prędkość 100 i więcej kilometrów na godzinę.
Znak „dopuszczalne prędkości” zdradza, że określenie, z jaką prędkością można się poruszać nie jest takie proste, jak to się może wydawać. Choć i tak trzeba przyznać, że w tym względzie jest trochę lepiej, ponieważ w obszarze zbudowanym nocą nie można już jechać 60 km/h, co było ewenementem w całej Europie (od 1 czerwca 2021 r. zeszłego roku obowiązuje 50 km/h).
Jednak prawdziwy rebus rozpoczyna się poza „miastem”, gdzie istnieją aż 4 progi szybkości, w zależności od kategorii drogi. Co ciekawe, obok Bułgarii nasz limit 140 km/h na autostradzie to prawdziwy rekord w UE (poza Niemcami, gdzie nie ma limitu szybkości, a jest jedynie prędkość zalecana). O wiele prościej mają kierowcy ciągnący przyczepy, tych poza obszarem zabudowanym obowiązują tylko 2 progi szybkości.
Skrzyżowanie odwołuje znaki podwyższające lub obniżające prędkość, ale jeśli znak jest za nim, nie jest odwoływany. Uwaga! Połączenia dróg, np. wyjazd z drogi gruntowej, nie „kasują” znaku.
Na drogach o dwóch jezdniach znaki ograniczające prędkość nie są odwołane, jeśli występuje na nich skrzyżowanie po lewej stronie i nie ma połączenia z jezdnią z prawej strony.
Gdzieniegdzie można spotkać ograniczenie np. do 80 km/h, a tuż za nim znak np. droga ekspresowa, co wiele osób zachęca do mocniejszego naciśnięcia gazu. Tymczasem zgodnie z prawem „80” obowiązuje do najbliższego skrzyżowania bądź znaku odwołującego poprzedni limit szybkości.
Według przepisów ograniczenie prędkości umieszczone pod zieloną tablicą z nazwą miejscowości obowiązuje na obszarze całej miejscowości. Odwołuje je tylko znak „koniec miejscowości”. Tymczasem kierowcy są przekonani, że odwołuje je także znak „koniec obszaru zabudowanego”, co nie jest prawdą.
Na drogach dwujezdniowych (niebędących autostradą ani trasą ekspresową) można się poruszać 100 km/h. Należy jednak pamiętać, że dość często prędkość jest tam ograniczana np. do 70 km/h i odwoływana np. skrzyżowaniem, po czym ponownie ustawiony jest znak. Niestety, w takiej sytuacji dość łatwo go przeoczyć i nieświadomie łamać przepisy.
Auto osobowe nawet z przyczepą lekką obowiązują limity identyczne jak dla samochodów ciężarowych o masie powyżej 3,5 t, co oznacza, że nawet na autostradzie można jechać tylko 80 km/h. Warto też pamiętać, że kierowców ciągnących przyczepy nie obowiązują znaki podwyższające limit prędkość powyżej 50 km/h w obszarze zabudowanym.
Widoczne rozwidlenie dróg, które jest elementem węzła drogowego, odwołuje wcześniejsze ograniczenie prędkości. Z tego powodu tuż za nim na poszczególnych jezdniach zostały ustawione znaki informujące o nowych limitach szybkości (w tym przypadku są różne – 80 i 40 km/h).
Uwaga! Jeśli widzimy znak po prawej stronie, a tuż przy nim jest inna jezdnia, dotyczy on właśnie jej, a nie tej, po której się poruszamy – o pomyłkę jest dość łatwo.
Niektóre ograniczenia są skierowane tylko dla wybranych kierowców (najczęściej dotyczy to prowadzących auta ciężarowe). Ci, którzy poruszają się np. autami osobowymi, mogą je zignorować, a stosowanie się do nich będzie oznaczało, że jedziemy wolniej, niż pozwalają na to przepisy.
Czasem kierowcy zapominają, że ograniczenie prędkości nie jest odwołane przez wiadukty, ponieważ droga na nim nie tworzy skrzyżowania (nie ma połączenia z trasą znajdującą się na dole).