Wraz z pierwszym, wyprodukowanym w 1941 roku Willysem MB na świat przyszedł nie tylko jeden z najsłynniejszych samochodów wojskowych. To także prapoczątek cywilnego off-roadu oraz prolog historii marki, która dziś jest jego synonimem. Wrażenia z jazdy tym autem są równie wyjątkowe jak ono samo.
Wieje, ciągnie, smaga… Nie jak w kabriolecie, gdzie wiatr może ci potargać włosy. Nie, tu masz huragan z każdej strony i w każdą stronę. Głowa, kark, ręce, uda, stopy, nawet pośladki! I to jeszcze zanim osiągniesz prędkość 40 km/h!
Prowadzenie Willysa MB to nie jest zabawa dla pięknoduchów i delikatnisiów. I to nie tylko ze względu na przewiewność konstrukcji – bo to jest naprawdę ciężka robota.
Auto podskakuje niemal bez łagodzenia amplitudy drgań na twardych, płaskich resorach piórowych, a prowadzenie wymaga trzymania cienkiej, wielkiej kierownicy lewą ręką z prawą na stałe na długachnym dyszlu lewarka biegów, wiecznie się poruszającego w drastycznie nieprecyzyjnym leżu wyprowadzonym wprost ze skrzyni. I dygocącego, jak zresztą cały samochód.
Kierowca ma za zadanie przede wszystkim utrzymać auto na drodze, co przy przekładni kierowniczej rodem z ciężarówek z lat 20. nie jest łatwe, szczególnie że silnik trzeba cierpliwie namawiać, by raczył się wspiąć na obroty. No i znosić ciągłą obecność chmur spalin powstałych z nieoczyszczanej benzyny i spalanego w ogromnych ilościach przez niespecjalnie szczelny silnik oleju.
Czyli punkt, w którym rozpoczyna się światowa historia off-roadu. Wybiła w 1941 r. wraz z rozpoczęciem produkcji Willysa MB, pierwszego Jeepa. Willys MB to archetyp prymatu funkcji nad formą. To konstrukcja surowa, nieoszlifowana, prymitywna – i trwała. I właśnie te cechy legły u podstaw mitu, legendy założycielskiej całego rodzaju pojazdów – oraz amerykańskiej marki Jeep.
Co ciekawe, nikt nie jest w stanie na pewno powiedzieć, skąd się wzięła ta nazwa, dlaczego żołnierze amerykańscy ochrzcili swą „ćwierćtonówkę” (oficjalna nazwa i nośność tego auta) właśnie tak. Teorie są trzy – równorzędne.
Albo od pierwszych liter określenia „General Purpose” („do użytku ogólnego”) lub określenia prototypu Forda opartego na tych samych planach konstrukcyjnych (Willys nie był w stanie pokryć samodzielnie zapotrzebowania US Army, więc produkcję rozpoczęto w trzech różnych przedsiębiorstwach, m.in. u Forda). Albo bo mechanicy tak mówili na każdy nowy pojazd, który otrzymywali do testowania i oceny, a może…
Ta trzecia teoria najbardziej się nam podoba. Pamiętacie małego, nieustraszonego bohatera komiksu i kreskówki, marynarza Popeya (tego od szpinaku)? Jego pojawiającym się czasami w filmach przyjacielem był dziwaczny zwierzak, coś w rodzaju czarodziejskiego psa rodem z dżungli, o imieniu Eugene the Jeep. Miał on cudowne zdolności i potrafił zawsze wyciągnąć Popeya z kłopotów dzięki niesamowitej wszechstronności oraz odporności na wszelkie żywioły. Brzmi znajomo?
W sumie to najlepiej wyjaśniałoby, czemu od szeregowca po generała wszyscy nazywali czteronapędowego wszędołaza – właśnie Jeepem.
Nasz egzemplarz na zdjęciach jest autem wyprodukowanym w dwa tygodnie po D-Day, 22 czerwca 1944 r. Nie zdążył na wojnę, ale dzięki temu jest w idealnym oryginalnym stanie. Wszystko jest tu takie, jak zaprojektowano dla armii. Rozrusznik to guzik w podłodze obok pedału gazu, a silnik – 2,2-litrowa, 4-cylindrowa jednostka o mocy 60 KM, do której mieszankę paliwowo-powietrzną doprowadza prosty gaźnik. Silnik jest prymitywny i niespecjalnie chce wchodzić na obroty, ale za to jest niemal niezniszczalny – a to się liczyło najbardziej.
Auto jest zaskakująco żwawe – oczywiście, pod warunkiem, że kierowca zdoła utrafić za pomocą długachnego drążka w niezsynchronizowany 1. bieg, kryjący się po lewej na dole, naprzeciwko wstecznego, mieszczącego się tam, gdzie dziś szukalibyśmy „jedynki”. Biegów w przód mamy tu tylko 3, za to bardzo sensownie przełożonych i w zupełności wystarczających, by Jeep spełniał swe zadania. Które z zawadiackim dudnieniem wydechu wykonywał niestrudzenie i wytrwale. Hałaśliwie, nie chroniąc pasażerów ani przed wiatrem, ani zimnem czy upałem. Nie ma tu – i nigdy tego nie planowano – żadnych wygód, fotele są zamocowane na stałe i paskudnie niewygodne.
Ale prawdziwe możliwości tego genialnego prymitywu odkrywa się dopiero po zjechaniu z utwardzonej drogi. Kiedy już (wyłącznie przy zatrzymanych kołach) uda się nam załączyć napęd na przednią oś i włączyć reduktor, auto umie się wspiąć na zupełnie nieprawdopodobnie niedostępne stromizny i skały albo przetelepać się przez absolutnie nieprzejezdne błocka czy piachy. I właśnie to sprawiło, że gdy już skończyła się II wojna światowa, pozostałe wszędzie na świecie Jeepy zaczęto traktować jako symbole wolności. Również w tym sensie, że nic ich nie było w stanie zatrzymać.
Willys MB „Jeep” – dane techniczne | |
---|---|
Silnik | benzynowy, R4, 2199 cm3 |
Moc maks. | 60 KM/4000 obr./min |
Maksymalny moment obrotowy | 142 Nm/2000 obr./min |
Napęd | 4x4, dołączany |
Skrzynia biegów | manualna, 3-biegowa z reduktorem |
Zawieszenie (przód i tył) | osie sztywne, resory piórowe |
Hamulce (przód i tył) | bębnowe |
Dł./szer./wys. | 333/158/177 cm |
Rozstaw osi | 203 cm |
Osiągi i zużycie paliwa | |
Przyspieszenie 0-100 km/h | b.d. |
Prędkość maks. | ok. 100 km/h |
Śr. zużycie paliwa | ok. 12 l/100 km |