Szef sprzedaży i marketingu Dacii ogłosił, że marka w swoich najważniejszych modelach przejdzie na napędy hybrydowy i elektryczny dopiero wtedy, kiedy będzie to niezbędne. Według jego słów to kwestia oferowania klientom aut jak najbardziej przystępnych cenowo, a wymaganą unijnym prawem konieczność obniżania dwutlenku węgla mają „załatwić" modele zaopatrzone w instalację LPG.
Dacia ma ostatnio znakomitą passę na rynku – jej Sandero w lipcu bieżącego roku w wynikach sprzedaży wyprzedziło Volkswagena Golfa, zostając najpopularniejszym modelem w Europie. Na to rumuńskie auto skusiło się 20 446 klientów, natomiast na niemieckie – 19 425 (dane Jato Dynamics). Sandero swój sukces wprawdzie po części zawdzięcza spadkom sprzedaży rywali wynikającym z braku półprzewodników, ale w kategorii tego, co oferuje za swoją cenę – od wielu lat jest bezkonkurencyjne.
I tak ma pozostać nawet w momencie, kiedy inni producenci będą przechodzić na napędy hybrydowe i elektryczne. Dlaczego? Chodzi głównie o to, że Rumunii nie chcą rezygnować z tego, z czym kojarzy się ich marka. Czyli z wytwarzania modeli przystępnych cenowo.
„Pytanie nie jest techniczne, ponieważ możemy wprowadzić technologię napędów hybrydowych w naszych samochodach w każdej chwili. Dysponujemy nią choćby w Renault Clio i Capturze i w związku z tym możemy umieścić ją w Sandero lub Joggerze choćby jutro” – mówi Xavier Martinet, szef sprzedaży i marketingu Dacii.
Nie ma w tym zresztą większej filozofii, ponieważ wymienione wyżej modele w swoich najnowszych generacjach dzielą tę samą platformę CMF-B, która jest dostosowana do wykorzystywania technologii hybrydowej. Według Martineta jej zastosowanie w perspektywie krótko- i średnioterminowej nie byłoby dobrym rozwiązaniem dla klientów ze względu na koszty.
„Pytanie jest więc czysto ekonomiczne. Czy klienci będą gotowi zapłacić 3000-4000 euro więcej za hybrydę, gdy w rzeczywistości mogą kupić oszczędny wariant LPG, który kosztuje tylko kilkaset euro więcej i emituje mniej dwutlenku węgla niż klasyczne modele benzynowe?” – dodaje Martinet.
„Nie sądzę, aby nasi klienci wymagali od nas stosowania konkretnej technologii. Może niektórzy rzeczywiście chcą się przesiąść na modele elektryczne, ale w moim odczuciu ludzie tak naprawdę chcą samochodu, który za odpowiednią cenę spełni ich potrzeby i pozwoli pojechać tam, gdzie zapragną” – kontynuuje Martinet.
„Trzeba zdać sobie sprawę, że wraz z nadchodzącymi nowymi regulacjami (Euro 7 i ADAS – dotyczy autonomizacji jazdy) koszt pojazdów pójdzie w górę, ale pensje nie będą rosły w tym samym tempie ” – dodaje.
Owszem, Dacia ma już w ofercie Springa, będącego najtańszym autem elektrycznym na rynku, ale to taknaprawdę propozycja dla firm wynajmujących samochody na minuty.