Dieselgate powróciło. Tym razem głównym bohaterem jest nie Volkswagen, a Mercedes-Benz. Producent ze Stuttgartu został właśnie oskarżony o użycie ośmiu urządzeń, których zadaniem było fałszowanie wskazań podczas badań silników.
Oficjalna informacja na temat rzekomych oszustw niemieckiej marki została zawarta w raporcie Deutsche Umwelthilfe (DUH – stowarzyszenia non-profit zajmującego się ochroną środowiska i konsumentów). Według niego producent samochodów używał specjalnych urządzeń do zaniżania zawartości tlenków azotu w spalinach.
Raport powstał na zlecenie amerykańskiej kancelarii Milberg i dotyczy modelu E 350d z 2016 roku, zaopatrzonego w silnik wysokoprężny o oznaczeniu OM642. Wynika z niego, że sześć z urządzeń zostało podłączonych do katalizatora SCR, a dwa były związane z układem recyrkulacji spalin.
Zostały one uznane za nielegalne, rzekomo używane do fałszowania podczas laboratoryjnych testów emisji spalin. Według eksperta ds. oprogramowania – Felixa Domke – podczas, gdy samochód teoretycznie spełniał normę Euro 6, tak naprawdę jego silnik o 500% przekraczał ustawowy limit dotyczący emisji tlenków azotu do atmosfery.
„Jedno z urządzeń oszukujących znacznie zmniejsza ilość wtryskiwanego AdBlue, które jest niezbędne do zneutralizowania tlenków azotu w katalizatorze SCR” – stwierdził w raporcie Domke.
To nie pierwszy raz, gdy Mercedes jest zamieszany w aferę związaną z oszukiwaniem testów laboratoryjnych dotyczących spalin. W 2018 roku niemiecki koncern zmuszony został wycofać w Europie prawie 800 000 sztuk modelu GLC i klasy C z powodu podobnego skandalu, z tym że wtedy wykryto do pięciu urządzeń służących oszukiwaniu surowych przepisów dotyczących składu spalin. Rok wcześniej afera dotyczyła z kolei Vito.
Jakby tego było mało, w 2020 roku Mercedes musiał zapłacić kwotę około 2,8 mld dolarów, aby uregulować roszczenia cywilne i środowiskowe dotyczące oszukiwania w badaniach składu spalin w około 250 000 samochodów sprzedanych w Stanach Zjednoczonych.
Niemiecki producent pozostaje jednak nieugięty w swoim stanowisku. „Naszym zdaniem tych urządzeń nie należy określać mianem nielegalnych i oszukujących. Biorą one udział w bardzo złożonym systemie kontroli emisji” – twierdzi rzecznik niemieckiej marki.
Jego zdanie podtrzymuje Federalny Urząd Transportu Samochodowego (KBA), według którego stosowane przez Mercedesa urządzenia nie są one uważane za nielegalne.