Oto czego dowiedzieliśmy się na temat nowego crossovera z Russelsheim na pierwszym spotkaniu „twarzą w twarz”.
Druga odsłona Mokki to najważniejsza nowość Opla w tym roku. Ten model jest istotny dla niemieckiej marki co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, to następca bestsellerowego crossovera, więc wszyscy w Russelsheim liczą, że powtórzy jego sukces. Po drugie, Mokka zapowiada nowy kierunek stylistyczny, który będzie obowiązywał przez najbliższe lata.
W opisywanym aucie debiutuje szereg rozwiązań: Opel Vizor, Pure Panel czy nowe logo marki i nowa czcionka, którą zapisana jest nazwa modelu. Opel Vizor to nic innego jak zintegrowany panel przedni, który wizualnie łączy osłonę chłodnicy z reflektorami w całość. Natomiast Pure Panel to kluczowy element minimalistycznej deski rozdzielczej. Dwa 7-calowe wyświetlacze należą do wyposażenia seryjnego. Czytelny zestaw cyfrowych wskaźników oraz zwrócony w stronę kierowcy ekran systemu inforozrywki w bogatszych wersjach mogą mieć przekątną nawet (odpowiednio) 12 i 10 cali. Na szczęście zachowano fizyczne przyciski i pokrętła do obsługi multimediów oraz sterowania klimatyzacją.
Gama silnikowa nowej Mokki obejmuje trzy silniki: benzynowy 1.2 o mocy 100 lub 130 KM, wysokoprężny (110 KM) oraz elektryczny (136 KM). Według naszych ustaleń Opel nie planuje wprowadzenia mocniejszych jednostek napędowych. Trochę szkoda, bo dynamiczny wygląd tego crossovera aż się prosi o sportowy wariant GSi ze 155-konnym silnikiem 1.2 Turbo.
Oferta obejmuje pięć wersji wyposażenia (Mokka, Edition, Elegance, GS Line i Ultimate), a ceny tego modelu zaczynają się od 79 990 zł za auto w podstawowej konfiguracji ze 100-konnym silnikiem pod maską. 130-konny wariant kosztuje 88 250 zł (lub o 6500 zł więcej z 8-biegowym automatem), a najtańsza Mokka z turbodieslem to wydatek rzędu 89 750 zł. Ceny wersji z napędem elektrycznym startują od 139 990 zł.
Jednak wszystkie powyższe informacje są już znane od dłuższego czasu, więc podane w czasie wczorajszej prezentacji nie stanowiły dla nas zaskoczenia. Dlatego znacznie bardziej interesujące jest to, co dostrzegliśmy podczas bezpośredniego kontaktu z nowością Opla. Niestety, ze względu na pandemię nie można było wsiadać do środka, ale poza tym jednym wyjątkiem innych ograniczeń w oglądaniu Mokki nie było. Poniżej dzielimy się naszymi wrażeniami.
Od razu należy przyznać, że nowy Opel Mokka na żywo wygląda jeszcze lepiej niż na zdjęciach, w czym zasługa świetnie dobranych proporcji nadwozia. Atrakcyjność tego modelu dodatkowo podnoszą rozbudowane opcje personalizacji – klienci mogą się zdecydować m.in. na kontrastowy dach (biały, czarny lub czerwony) czy większe felgi. Warto przy okazji zauważyć, że z zewnątrz elektryczna i spalinowa Mokka niemal się nie różnią. Tylko uważny obserwator zauważy chromowaną literę „e” na bocznych słupkach i pokrywie bagażnika.
Miłą niespodzianką było odkrycie, że nowy crossover Opla niczego nie udaje. W benzynowej wersji podwójna końcówka wydechu jest prawdziwa, a boczne wloty w przednim zderzaku nie są jedynie ozdobą – faktycznie pomagają w chłodzeniu hamulców. Po otwarciu maski czekało nas kolejne pozytywne zaskoczenie. Pokrywy silnika nie trzeba podtrzymywać ręką ani szukać podpórki – unosi się sama na dwóch siłownikach. Takie rozwiązanie chętnie widzielibyśmy w każdym aucie. Należy także odnotować, że drzwi (całkiem szeroko otwierane) zachodzą na progi, dzięki czemu przy wsiadaniu nie pobrudzimy nogawek.
Na koniec zostawiliśmy największe zastrzeżenie wobec nowej Mokki – chodzi o zbyt nisko umieszczony przycisk do otwierania bagażnika. Podobnie jak w aktualnym Renault Clio przycisk znalazł się w zderzaku, pomiędzy elementami oświetlenia tablicy rejestracyjnej.