Rok za rokiem
- Ocena: 9/10
Doomsday
Znacie "Ucieczkę z Nowego Jorku"? No to możecie obejrzeć ją jeszcze raz, tylko z kobietą w roli głównej. I z otoczoną murem Szkocją zamiast Manhattanu. Gdy tajemniczy wirus pustoszy miejscową ludność, brytyjskie władze podejmują decyzję o izolacji całego regionu. Ćwierć wieku później zakażeni wylegają na ulice Londynu, rząd wysyła więc do Szkocji żołnierzy. Celem misji ma być odnalezienie jedynego naukowca zdolnego do opracowania szczepionki. Na czele oddziału stoi major Sinclair (Rhona Mitra). Sensu tu za grosz – obok komandosów z karabinami zjawiają się rycerze w średniowiecznym zamku. Tylko dla koneserów.
- Ocena: 6/10
Jestem legendą
Może warto się zastanowić, czy filmy o trzebiącym ludzkość wirusie wypada jeszcze zaliczać do fantastyki?… W ekranizacji powieści Richarda Mathesona mamy do czynienia z kataklizmem na światową skalę. Nieuleczalna choroba wybija 90 procent mieszkańców Ziemi, a spośród tych, którzy przeżyli, większość zamienia się w zombi-podobne istoty. Robert Neville, wirusolog, należy do nielicznych, którym udało się przetrwać w niezmienionej formie. Mężczyzna wegetuje w zabarykadowanym mieszkaniu na Manhattanie, prowadząc badania nad lekarstwem… Film po premierze podzielił widzów: jedni chwalili go za świetną kreację Willa Smitha, inni zaś wytykali niezgodności z literackim pierwowzorem. Mimo niewątpliwych plusów trochę brakuje tej produkcji do miana legendy.
- Ocena: 8/10
Death Race: Wyścig śmierci
To jeden z tych filmów, które powinno się oglądać z padem od konsoli w rękach. Niemal wszystko przypomina tu grę: jest prezentacja bohaterów, tabela wyników, są power-upy na torze, możliwość rozbudowy samochodu… No i jest Jason "Transporter" Statham w roli głównej, więc i tak z góry wiadomo, kto wygra. Brytyjski twardziel zostaje wrobiony w morderstwo i trafia do więzienia, w którym osadzeni biorą udział w tytułowym wyścigu śmierci. Nie ma żadnych przepisów, zakazów ani ograniczeń. Liczy się to, by dojechać do mety i przeżyć. A zatem… 3, 2, 1, start!
- Ocena: 7/10
Alita: Battle Angel
Pierwsze skojarzenie na hasło "manga"? Oczywiście dziewczyny z nienaturalnie wielkimi oczami. Robert Rodriguez, przenosząc na ekran japoński komiks "Battle Angel Alita", starał się zachować ten kluczowy element stylistyki, choć prawdę mówiąc, może byłoby lepiej, gdy sobie to darował. Rosa Salazar z komputerowo dorobionymi ślepiami sprawia cokolwiek upiorne wrażenie – i nie zmienia tego fakt, że aktorka wciela się w cyborga. Tytułowa Alita jest maszyną z ludzkim mózgiem. W zagadkowy sposób straciła wspomnienia; dopiero z pomocą pewnego naukowca udaje się jej odkryć, że została stworzona jako machina bojowa. I znakomicie opanowała styl walki pod uroczą nazwą Panzer Kunst.
- Ocena: 8/10
Krull
Są filmy dobre, są złe i są też filmy takie, których teoretycznie nie powinno się tykać nawet dwumetrowym kijem, ale z jakiegoś powodu – a może właśnie dlatego? – obrastają kultem. Tak się stało na przykład z "Flashem Gordonem", podobny los spotkał też młodszego o trzy lata "Krulla". Niby to science fiction (no bo mamy motyw inwazji z kosmosu), niby fantasy (bo głównym bohaterem jest książę ratujący ukochaną z rąk przywódcy agresorów, Bestii)… Próba analizy nie ma sensu, tu trzeba po prostu usiąść i bić brawo, gdy dzielny heros strzela laserami z czarodziejskiej broni w kształcie rozgwiazdy. Dlaczego? Bo tak!
- Ocena: 7/10
Doom
Ech, wspomnienia… Chyba żadna inna gra w latach 90. nie sparaliżowała w równym stopniu pracy na biurowych komputerach, co "Doom". No, chyba że "Doom 2"… Wystarczyło iść przed siebie i kosić z coraz większych giwer stada plujących ogniem demonów. Pomysł nakręcenia adaptacji zakrawał na żart: jak to, "Doom" ma mieć fabułę?! Gdyby jeszcze w roli młócącego potwory żołnierza wystąpił Dwayne Johnson… Niestety, The Rock wolał zagrać postać z drugiego planu, główny ciężar walki spadł więc na barki Karla Urbana. Wyszło jak wyszło, ale nawiązująca do klimatu gry, trwająca prawie pięć minut sekwencja "z oczu bohatera" naprawdę się udała.
- Ocena: 6/10
Daredevil
Serialowa wersja "Daredevila" miała dwie zasadnicze zalety, szczególnie dla polskich widzów. Po pierwsze, nie musieliśmy się już wstydzić za ekranizację "Wiedźmina" z Michałem Żebrowskim; okazało się, że Amerykanie też potrafią wziąć znakomity tytuł i wszystko w nim zepsuć. Po drugie, w porównaniu z katastrofalną produkcją Netfliksa film z Benem Affleckiem od razu zyskał na urodzie. Jasne – w ciągu prawie dwudziestu lat od premiery zestarzał się, ale to wciąż jedyna adaptacja, w której można zobaczyć trzech najsławniejszych scenarzystów komiksowego "Daredevila": Stana Lee, Franka Millera i Kevina Smitha! Aż szkoda, że nie we wspólnej scenie.
- Ocena: 8/10
Kolor z przestworzy
Dzięki serialowi "Kraina Lovecrafta" nazwisko twórcy horrorów z Providence jest dziś znane niemal każdemu. W opowiadaniach amerykańskiego pisarza bohaterowie stykają się z istotami budzącymi tak niepojętą grozę, że konfrontacja prowadzi ich do utraty zmysłów (zakładając, że w ogóle uchodzą z życiem). Pytanie brzmi: jak oddać tę atmosferę szaleństwa na ekranie, by nie popaść w niezamierzoną śmieszność? Okazuje się, że wystarczy zatrudnić Richarda Stanleya, twórcę kultowego "Hardware" jako reżysera, a w roli głównej obsadzić Nicolasa Cage'a, który po rolach w "Mamie i tacie" oraz "Mandy" coraz lepiej czuje się w horrorach. Dzięki temu duetowi opowieść o rodzinie, którą prześladuje dziwaczny snop kolorowego światła, rzeczywiście może przestraszyć.
- Ocena: 9/10
Black Box
Bo to się zwykle tak zaczyna: jest sobie człowiek po wypadku, konwencjonalna medycyna nie pozwala mu wrócić do zdrowia, po czym życzliwy znajomy oferuje udział w eksperymentalnej formie terapii… Zbyt często widzieliśmy ten motyw (niedawno w "Ulepszeniu"), by uwierzyć, że cokolwiek dobrego z tego wyniknie. Bohater "Black Box" jednak decyduje się zostać królikiem doświadczalnym. Stracił żonę po tragicznej kraksie, sam zaś cierpi na zanik pamięci. By odzyskać wspomnienia, poddaje się hipnozie w wirtualnej rzeczywistości. Tylko że zamiast scen z przeszłości ukazują mu się jakieś koszmary… Jak to możliwe?
- Ocena: 8/10
Space Sweepers
Kolonizacja kosmosu to nie zabawa. Ktoś musi nie tylko budować stacje orbitalne, ale potrzebni są także ludzie od prozaicznych czynności, jak przetykanie rur czy wywóz śmieci. A w tym ostatnim fachu nie mają sobie równych sprzątacze z koreańskiego statku "Zwycięzca". Malownicza załoga (jakby żywcem wyjęta z serialu "Cowboy Bebop", brakuje tylko psa) pewnego dnia odnajduje dryfujący w próżni wrak, a na jego pokładzie cudem zachowane przy życiu dziecko. Tymczasem w mediach pojawia się ostrzeżenie przed zaginionym – i wyposażonym w bombę atomową! – androidem o wyglądzie dziewczynki. Śmieciarze szybko łączą fakty i próbują sprzedać znalezisko na czarnym rynku. Tak wplątują się w intrygę na prawdziwie kosmiczną skalę… "Space Sweepers" – koreańska space opera – to wyjątkowo przyjemna niespodzianka Netfliksa. Mimo paru kiksów (zaskakująco słaby główny antagonista) film ma zadatki na początek kapitalnego cyklu.
- Ocena: 8/10
Pamięć absolutna
Pierwsza "Pamięć absolutna", ta z Arnoldem, nie była może jakimś porywającym arcydziełem, ale dziś ogląda się ją z autentycznym sentymentem (ech, gdzie te kolonie na Marsie?). Remake za to idealnie nadaje się do gry towarzyskiej: kto wytropi jak najwięcej absurdów na ekranie? Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście grawitacyjna winda (!), którą bohaterowie kursują z Wielkiej Brytanii do Australii przez środek planety (!!), i to w 17 minut (!!!). Ale to jeszcze nic! Sam pomysł, na którym opiera się cały film – czyli fabrykowanie wspomnień Colina Farrella, który nie wie, że jest tajnym agentem infiltrującym ruch oporu – jest właściwie… po co? Ktoś zna odpowiedź?
- Ocena: 6/10
Odmieńcy
Przemknął kiedyś przez nasze kina taki film "Push" z pięknym i młodym Chrisem Evansem w obsadzie. Opowiadał o małej dziewczynce i jej dorosłym opiekunie – obojgu obdarzonych supermocami – którzy ukrywają się przed rządowymi agentami polującymi na mutantów. Jeśli ktoś przegapił tę pozycję, może śmiało obejrzeć "Odmieńców" – to film, który opowiada o małej dziewczynce i jej dorosłym… Dobra, nie będziemy się powtarzać. Supermoce są, rządowi agenci są, polowanie też można odhaczyć. "Odmieńcy" może nie dorównują budżetem poprzednikowi, ale za to nadrabiają gęstym klimatem. Bliżej temu filmowi do "Room" niż do Uniwersum Marvela (bo wychowanie dziecka w izolacji to nie przelewki), ale to w gruncie rzeczy chyba zaleta.
- Ocena: 8/10
Giganci ze stali
Gdyby ktoś nie zauważył, to od ubiegłego roku zamiast ludzi boks uprawiają roboty. Tak przynajmniej dzieje się w filmie, który powstał równo dekadę temu (wtedy jeszcze rok 2020 uchodził za przyszłość…). Hugh Jackman jako dawny mistrz ringu zostaje trenerem mechanicznego zawodnika. Robot imieniem Atom, poskładany ze złomu, okazuje się skuteczny w walce i wygrywa jeden pojedynek po drugim. Aż w końcu czeka go starcie z mistrzem świata… Historia może nie grzeszy oryginalnością (inspirację "Rockym" widać na kilometr), ale połączenie sportu z estetyką "Transformers" ma w sobie jakiś niezaprzeczalny urok.
- Ocena: 7/10
Niepamięć
Nie macie wrażenia, że Tom Cruise to jeden z niewielu gwiazdorów Hollywood, którzy nie boją się zwykłego, staromodnego kina science fiction? Cokolwiek byśmy sądzili o naczelnym scjentologu Fabryki Snów, nie sposób zaprzeczyć, że ma on na koncie i "Wojnę światów", i "Raport mniejszości", i "Na skraju jutra"… No i oczywiście "Niepamięć", czyli film, który świadczy o tym, że ktoś z realizatorów naczytał się w dzieciństwie prozy Philipa K. Dicka. Rzecz dzieje się w marcu 2077 roku, Ziemia jest niemal całkowicie zniszczona po inwazji kosmitów. Po wygranej wojnie ludzie osiedlili się w kolonii na Tytanie. Jack Harper (to właśnie Cruise) obsługuje drony bojowe ścigające niedobitki obcych na naszej planecie. Pewnego dnia dowiaduje się, że prawda o wojnie z najeźdźcami wygląda zupełnie inaczej…
- Ocena: 8/10
Truman Show
Pamiętacie jeszcze czasy, w których pomysł "pokażmy zwykłego faceta, którego każdy krok śledzić będą kamery, i zrobi się z tego telewizyjny przebój" wydawał się nieszkodliwą fikcją? Serio – pierwszy odcinek "Big Brothera" ukazał się dopiero rok po premierze filmu. Co prawda Truman, kapitalnie zagrany przez Jima Carreya, jest kompletnie nieświadom rozgrywającego się wokół cyrku. I dopiero, gdy odkrywa, że całe jego otoczenie to tylko dekoracje, zaczyna się właściwa historia. Więc trudno tu mówić o podobieństwie do rzeczywistego reality show. Trudno jednak oprzeć się skojarzeniom.
- Ocena: 10/10
Przepraszam, że przeszkadzam
Powiedzieć o tym filmie "czarna komedia" to pokusić się o dowcip w złym guście, ponieważ kolor skóry odgrywa tu akurat kluczową rolę. Główny bohater, "Cash", wbrew przezwisku nie śmierdzi wcale groszem, zgłasza się więc do pracy w telemarketingu. Tam uczy się, że aby odnieść sukces, trzeba opanować umiejętność mówienia "białym" głosem. Kiedy "Cash" awansuje, wokół niego zaczynają się dziać coraz dziwniejsze rzeczy. Mężczyzna na przykład odkrywa, że szefowie firmy podają pracownikom narkotyk zamieniający ludzi w konie, żeby zyskać posłuszną i tanią siłę roboczą. To aby na pewno dzieje się naprawdę?
- Ocena: 9/10
Gwiezdny pył
Ależ zabawnie ogląda się ten film po tylu latach! W 2007 roku Charlie Cox jeszcze nawet nie marzył, że zagra Daredevila, a Claire Danes miała dopiero przed sobą rolę w "Homeland". A do tego w obsadzie Michelle Pfeiffer, Mark Strong, Rupert Everett, Ricky Gervais, no i Robert De Niro jako kapitan piratów, któremu wyjątkowo do twarzy w czerwonym boa. Przy takiej orgii nazwisk sama historyjka o chłopaku, który łapie gwiazdkę z nieba (w ludzkiej postaci!) dla ukochanej dziewczyny, schodzi na plan dalszy. A, wymieńmy jeszcze jedno: Neil Gaiman. Film powstał na podstawie jego powieści. Jeśli ktoś czeka na premierę "Sandmana", może sobie odświeżyć "Gwiezdny pył".
- Ocena: 7/10
Grawitacja
Podstawowy problem z tym filmem polega na tym, że na hasło "Sandra Bullock uwięziona w kosmosie" można z przekonaniem odpowiedzieć: "No i dobrze, niech tam zostanie". Gdyby nie ten fatalny błąd obsadowy, opowieść o astronautce, która po tragicznym wypadku na orbicie próbuje desperacko powrócić na Ziemię, poruszałaby o wiele bardziej. Na szczęście, "Grawitacja" to nie tylko irytująca Sandra, której wydaje się, że gra w kolejnej części "Speed". To przede wszystkim niesamowite zdjęcia, mistrzowska praca kamery i montażowe triki, dzięki którym naprawdę można poczuć się jak w kosmosie (i to w towarzystwie George'a Clooneya, który gra dowódcę wyprawy – krótko, co prawda, ale zawsze!). Oczywiście pod warunkiem, że będziemy oglądać film na odpowiednio dużym ekranie. Seans na laptopie, tablecie czy smartfonie zdecydowanie niewskazany.
- Ocena: 8/10
Replikanci
Keanu Reeves w cyberpunkowym entourage'u? Aż by się chciało, żeby rzucił tekstem: "Wstawaj, samu- raju…". Niestety, nie tym razem. Zamiast walczyć z agentem Smithem, przewozić wiadomość zapisaną we własnej głowie, czy choćby tylko przechadzać się po ulicach Night City, Keanu wciela się w naukowca, który po tragicznej śmierci żony i dwóch córek klonuje ich ciała. Niestety, nie starcza mu środków dla całej trójki – jedno z dzieci trzeba poświęcić… Podczas gdy tatuś wskrzesiciel usuwa z pamięci klonów informacje o brakującej osobie, jego szef domyśla się, że zasoby laboratorium zostały wykorzystane w podejrzanym celu.
- Ocena: 6/10