Ceny paliw na stacjach pobiły wszelkie rekordy. Czy osiągnęliśmy już maksymalny pułap, czy będzie jeszcze drożej? Co ma największy wpływ na obecny stan?
Wydawało się, że sześć złotych za litr benzyny czy oleju napędowego to dużo? Jeszcze niedawno musieliśmy płacić bliżej 8 zł/litr, teraz stawki nieco spadły (bieżące notowania można sprawdzić na stronie e-petrol.pl), ale realnych szans na powrót do stanu sprzed kilku miesięcy nie ma.
Nieszczęścia chodzą (przynajmniej) parami. W czasie pandemii popyt na ropę naftową drastycznie spadł. Czy ktoś pamięta jeszcze, że niemal dokładnie dwa lata temu (w kwietniu 2020 r.) przez chwilę cena surowca na giełdach po raz pierwszy w historii była... ujemna. Dopłacano za przyjęcie i zmagazynowanie paliwa.
Teraz powoli zaczęliśmy wychodzić z epidemii i na wszystko – w tym ropę naftową – sukcesywnie rósł popyt. W ślad za tym pojawiła się inflacja, na którą wpływ miało też mnóstwo innych czynników (polityka monetarna, wydatki z budżetu, realizacja odkładanych zakupów itp).
Efekt: ceny paliw na stacjach pod koniec zeszłego roku przebiły barierę 6 zł. Zrobiło się faktycznie drogo. Pojawiły się więc doraźne próby ograniczenia kosztów w postaci czasowych obniżek akcyzy, a później VAT-u. Ceny rzeczywiście nieco spadły, politycy zrobili sobie zdjęcia na tle pylonów z cenami benzyny na poziomie 5,20 zł. Po kilkunastu dniach i tak zaczęły rosnąć, ale ostatecznego dramatu jeszcze nie było.
A teraz mamy to drugie nieszczęście – wojnę w Ukrainie. Ceny na stacjach poszybowały z dnia na dzień, wieczorem w dniu inwazji do dystrybutorów ustawiły się kolejki. Panika jest bezpodstawna, paliwa na stacjach nie zabrakło ani nie zabraknie, ale sytuacja nie jest dobra.
Obecnie polskie rafinerie około 70 proc. surowców pozyskują z Rosji. Głównie przez rurociąg „Przyjaźń”, pamiętający czasy głębokiego Związku Radzieckiego. Dysponujemy jednak także morskim terminalem „Naftoport” w Gdańsku, co daje możliwość pozyskiwania surowców z różnych kierunków świata przy wykorzystaniu tankowców – choć przez niego także odbierana jest i ropa rosyjska.
Działająca infrastruktura powinna wystarczyć do pokrycia naszego zapotrzebowania z innych kierunków, ale trzeba przyznać, że rosyjska ropa jest na rynkach tańsza od innych. W dodatku zerwanie jednych umów i podpisanie nowych nie stanie się z dnia na dzień, duża część światowego surowca zakontraktowana jest długoterminowo. O ile więc paliwa nie powinno zabraknąć, to jego ceny z uwagi na koszt surowca mogą pozostać jeszcze długo na wysokim poziomie.
Na cenę paliwa na stacjach wpływa wiele składników, od kosztów produkcji, przez podatki po marżę sprzedawców końcowych. Składowe procentowe mogą zmieniać się z dnia na dzień, zależnie od wahań ceny paliwa.
Aktualny rozkład można sprawdzić tutaj: e-petrol.pl
Ceny ropy naftowej w ostatnich miesiącach sukcesywnie szły w górę, co można wiązać z rozpędzaniem się światowych gospodarek po kryzysie covidowym. Rosnące napięcie związane z konfliktem za naszą wschodnią granicą przyspieszyło jednak ten proces. W grudniu 2021 roku baryłka ropy kosztowała około 75 dolarów, dzień przed inwazją było to już 95 dolarów. Po inwazji cena wzrosła skokowo, jak na razie osiągnęła swój rekord – blisko 130 dolarów – 8 marca. Później nastąpił spadek, teraz znowu notujemy wzrosty.
Aktualne notowania można sprawdzić np. tutaj cnbc.com
Czy rafinerie wykorzystują obecną sytuację i zarabiają więcej, zrzucając winę za podwyżki na wojnę? Ciekawie wygląda wykres „modelowej marży dziennej” publikowany oficjalnie przez Lotos. Wynika z niego, że obecnie wynosi ona ponad 40 dolarów na baryłce, podczas gdy wcześniej oscylowała ona wokół 2 dolarów.
Szczegóły, wraz z metodologią obliczeń można na bieżąco śledzić na stronie rafinerii tutaj: lotos.pl
Największym producentem ropy naftowej na świecie są Stany Zjednoczone. Według danych za rok 2020 wyprodukowały blisko 750 mln ton tego surowca. Rosja jest na drugim miejscu tego rankingu, jednak z wyraźną różnicą (513 mln ton). Tuż za nią plasuje się Arabia Saudyjska (501 mln ton). Zastąpienie rosyjskiego surowca dostawami z innych kierunków jest więc możliwe, ale nie da się tego dokonać w skali globalnej natychmiast.
Szczegółową listę największych producentów ropy na świecie można znaleźć np. tutaj: statista.com
Wojny zawsze wpływają na wzrost cen surowców – przede wszystkim energetycznych. Do czasu zakończenia działań militarnych w Ukrainie nie możemy nastawiać się na to, że ceny paliw spadną. Teraz można zastanawiać się, co trzeba było zrobić wcześniej, żeby ograniczyć skalę wzrostu – nawet nie tyle cen benzyny i oleju napędowego, co ogólnej inflacji.
Pamiętajmy, że ceny paliw netto, bez podatku VAT, co jest istotne dla przedsiębiorców, wzrosły proporcjonalnie bardziej niż dla kierowców indywidualnych. To musi przełożyć się w konsekwencji na istotny wzrost cen wszystkich innych produktów.
I kolejna ciekawa uwaga: na wzrost cen surowców sprzedawcy paliw zareagowali z dnia na dzień, gdy jednak ropa tanieje, spadki cen przy dystrybutorach są opóźnione i nieproporcjonalnie niższe.