W Chinach produkowanych jest wiele tanich akcesoriów do aut. Także tych mających minimalnym kosztem – nawet za kilkanaście złotych – podnosić moc silnika. Sprawdzamy, czy działają.
Chyba każdy kierowca chciałby, żeby jego samochód był funkcjonalny, cieszył oko, dobrze się prowadził, a do tego miał zrywny i oszczędny silnik. Korzystny wpływ na dwie ostatnie kwestie mają mieć boxy wpinane w gniazdo OBD – szeroko dostępne w popularnym chińskim serwisie sprzedażowym.
Urządzenia wyglądają podobnie, ale mają działać na różne sposoby i są przeznaczone do różnych pojazdów – z silnikami benzynowymi, dieslami, a nawet do ciężarówek.
W przypadku części z nich sprzedający deklarują przyrost mocy do 35%, a momentu obrotowego – do 25%. Inne mają redukować spalanie nawet o 15%. Co ciekawe, na opakowaniu jednego z kupionych przez nas urządzeń znalazły się informacje zarówno o wzroście parametrów silnika, jak i redukcji spalania.
Sprzedający podawali, że moduły OBD otrzymują informacje ze sterownika silnika, a następnie korygują ciśnienie doładowania, ilość podawanego paliwa oraz czasy i ciśnienie wtrysku w celu podniesienia mocy. Proces ma przebiegać w zakresie tolerancji przewidzianych przez producenta pojazdu, przez co ma być bezpieczny dla silnika. Jako że zmiany mają być prowadzone w czasie rzeczywistym, powrót do fabrycznych ustawień ma następować w chwili wypięcia boxu z gniazda OBD.
W wielu modelach aut elektroniczny tuning jednostki napędowej przez gniazdo OBD rzeczywiście jest możliwy. W tym celu używane są programatory, które do sterownika silnika wgrywają nową, ale wcześniej przygotowaną mapę. Nie korygują jednak na bieżąco parametrów pracy podzespołów silnika.
Montaż „boxów mocy” jest prosty – należy wpiąć je do gniazda OBD. To jednak minus. W niektórych modelach gniazdo OBD znajduje się pod dużymi plastikowymi osłonami, których nie uda się zamontować, gdy włożymy moduł.
Na przedniej stronie opakowania producent skupia się na możliwych do osiągnięcia wzrostach mocy i momentu obrotowego. Na rewersie przeczytamy natomiast, że Nitro OBD2 nadaje się do wszystkich produkowanych od 1996 r. aut z gniazdem OBD.
Po 200 km urządzenie ma dopasować się do auta, stylu jazdy i na bieżąco zmieniać nastawy elektroniki w celu zmniejszenia spalania oraz podniesienia mocy. Hamownia nie wykazała zmian.
Mający niezbyt dobrą renomę diesel 2.5 V6 TDI w testowanym aucie dobrze zniósł upływ czasu i kilometrów. Rozwijał nawet nieco wyższe parametry od książkowych 180 KM i 370 Nm. Wpięcie boxu Super OBD2 nie wpłynęło na te wartości.
Co ciekawe, sposób jego aktywacji jest różny w zależności od instrukcji. W ogłoszeniu sprzedający informował o konieczności wpięcia urządzenia w gniazdo OBD, przekręcenia kluczyka i przytrzymania przycisku na module przez 5 s. Po 30 s urządzenie miało połączyć się z komputerem auta, rozpoznać jego model i przez kolejne 200 km analizować styl jazdy.
W instrukcji znajdującej się na dolnej części pudełka nie wspomniano słowem o wciskaniu przycisku i adaptacji. Przed odpaleniem silnika trzeba było jedynie poczekać 5 s na nawiązanie połączenia. W długiej treści ogłoszenia padło też stwierdzenie o wpięciu modułu, poczekaniu 30 s z włączonym zapłonem i odpaleniu silnika. Trudno wyrokować, która procedura jest więc prawidłowa.
Propozycja wygląda kusząco – nawet kilkadziesiąt dodatkowych koni za kilkanaście złotych. W testowanych autach boxy zupełnie nie zdały egzaminu. Deklarowane przyrosty parametrów nie zostały skonkretyzowane. Zarówno w chińskich serwisach sprzedażowych, jak i na opakowaniach urządzeń jest mowa o zyskach „do 25%” czy „do 35%”.
Czy można mówić o wprowadzaniu nabywcy w błąd? Nie padają konkretne deklaracje, a przedział deklarowanych wartości został jednostronnie domknięty. Skoro zmiana parametrów ma wynosić do 35%, to 0% czy 1% również będą się w nim zawierały...
Boxy OBD nie są w stanie na bieżąco modyfikować sygnałów ze sterownika silnika. Elektronika w ich wnętrzu ma na celu jedynie wprowadzenie efektu migającej diody czy jej włączanie z opóźnieniemAndrzej Witkowski, serwis JDM Cars
W żadnym z testowanych aut nie odnotowaliśmy zmiany parametrów silnika. W naszej ocenie kwotę, jaką trzeba by przeznaczyć na ich zakup, lepiej zainwestować w płyn do czyszczenia wtryskiwaczy albo trochę dołożyć i wymienić filtr powietrza czy paliwa. Przynajmniej będzie to z korzyścią dla auta.
Parametry silników, zwłaszcza doładowanych, można zauważalnie podnieść, inwestując ponad 1000 zł we wgranie oprogramowania czy box wpinany do wiązki elektrycznej i faktycznie modyfikujący sygnały z czujników.
Niestety na podobne efekty nie można liczyć, wydając jedynie kilkadziesiąt złotych. Czasy taniego tuningu to już odległa przeszłość. Warto dodać, że zwłaszcza w starszych dieslach możliwe było podniesienie mocy dosłownie za grosze – poprzez wpięcie opornika czy potencjometru, który przekłamywał informacje np. o temperaturze powietrza, co podnosiło dawki paliwa. Taki tuning w niekontrolowany sposób obciążał jednak silnik i powodował kopcenie.