Nasze niektóre – nawet niewinne – sugestie mogą wpłynąć na to, czy z warsztatu wyjedziemy zadowoleni czy nie. Czego nie mówić mechanikowi, oddając auto do serwisu? Jak ustalić warunki, zakres, koszt i czas naprawy?
Wydaje się, że sprawa jest prosta. Jedziemy do warsztatu, tam mówimy, co się dzieje z samochodem i po pewnym czasie odbieramy auto po naprawie. Co może pójść nie tak? W praktyce – całkiem sporo.
Nawet jeśli zostawiamy samochód u mechanika, którego całkiem dobrze znamy, od czasu do czasu nie jest trudno o pewne nieporozumienia. Ryzyko rośnie, gdy w danym serwisie jesteśmy po raz pierwszy, nawet z polecenia innych klientów.
Może branża samochodowa przechodzi kryzys, ale akurat w zakresie napraw używanych aut klientów nie brakuje. Na dobrą sprawę to nie warsztaty walczą o względy kierowców, ale często to kierowcy muszą walczyć o uzyskanie szybkiego terminu przyjęcia samochodu do zakładu, już nie wspominając o krótkim terminie realizacji usługi.
Pojawia się też specyficzna sytuacja: często w dobrej wierze mówimy mechanikom pewne zdania, które przez nich są odbierane w trochę inny sposób od oczekiwanego przez nas.
Dlatego pamiętajmy: w trakcie wizyty przekażmy jak najwięcej informacji o kondycji auta, ale unikajmy wszelkich osobistych uwag.
Niewiele warsztatów narzeka obecnie na brak klientów. Przeciwnie, jest problem z piętrzącymi się zleceniami. Niewinne rzucone przez klienta „nie spieszy mi się” w uszach mechanika zabrzmi raczej jako „ten samochód trafia na koniec kolejki”. W ten sposób możemy niepotrzebnie pozbawić się auta na długie tygodnie.
Lepiej od razu wywierać presję na termin zakończenia naprawy, nawet pod zmyślonymi powodami („za tydzień jadę na wesele”). I nie obawiać się wykonywania kontrolnych telefonów do serwisu.
Często zdarza się, że klienci przyjeżdżają do serwisu ogólnie sprawnym autem – np. na okresową wymianę oleju i filtrów. I często korci, aby poprosić o ogólne sprawdzenie auta, a w razie wykrycia mankamentów – ich usunięcie.
Teoretycznie jest to nawet dobra metoda, pod warunkiem że mamy dość duże zaufanie do warsztatu, w którym zostawiamy pojazd. W innym razie brzmi to trochę jak zachęta do szukania dziury w całym i niepotrzebnego poszerzania zakresu naprawy.
Niektórzy kierowcy myślą, że dostarczenie części we własnym zakresie da szanse na zmniejszenie rachunku i pewność zamontowania elementów właściwej jakości.
Warsztaty mają jednak większe zniżki niż indywidualni klienci, a gwarancję montażu odpowiednich elementów możemy uzyskać, wymagając faktury i zwrotu opakowań. Co więcej, zdarza się, że dany element występuje w wielu specyficznych wariantach i konieczne są wymiany.
W trakcie napraw często pojawia się pytanie, jakie elementy wybrać do naprawy: oryginalne, markowe, tanie czy używane. Oddanie inicjatywy mechanikowi zachęca do szukania alternatywy najbardziej zyskownej dla niego, a nie dla nas.
Stara zasada: mechanik najpierw wymieni to, co zlecił klient, a dopiero później będzie szukał źródła awarii. Zlecono wymianę tarcz, a koła nadal biją? Trudno, trzeba było nie wymagać, co robić. W efekcie pojawia się sporo nerwów i niepotrzebnych wydatków
Wyszukiwarka internetowa to podstawowe źródło informacji w wielu dziedzinach, problemem pozostaje jakość wiedzy tam dostępnej – zwłaszcza specjalistycznej. Jasne jest więc, że tam w pierwszej kolejności będziemy szukali przyczyn niewłaściwego zachowania auta, ale nie nauczajmy na podstawie tak zdobytej wiedzy mechaników, którzy zajmą się naszym pojazdem.
Nie oszukujmy się. Większość wizyt w niezależnych warsztatach opiera się na ustaleniach słownych. Mówimy mechanikowi, co się dzieje z autem, a po pewnym czasie odbieramy samochód i słyszymy o dokonanych naprawach.
Wszystko jest dobrze, do czasu... gdy jest dobrze. Jeśli nie będziemy zadowoleni z wykonanej usługi, praktycznie nie ma szans na jakąkolwiek reklamację. Podstawowa chociaż forma rachunku, z wykazem wykonanych prac i zastosowanych części, jest w takim przypadku jedynym przydatnym dokumentem.
Dla jasności: wykonanie jazdy próbnej po naprawie jest elementem zlecenia. W wielu przypadkach jest to kilkanaście, kilkadziesiąt kilometrów, aby wykluczyć np. możliwość wycieków albo dać czas na powtórne dociągnięcie śrub. Ale takie przyzwolenie rodzi pokusę wykorzystywania auta do własnych celów. Nie oszukujmy się: często pod hurtowniami motoryzacyjnymi widzi się mechaników w autach swoich klientów.
W wielu warsztatach znaleźć można trochę żartobliwe cenniki usług: gdy klient patrzy na ręce: +50%, gdy patrzy i komentuje: +100%, gdy patrzy i wie lepiej: +200%, a gdy patrzy i próbuje pomagać: +300%.
W rzeczywistości nie są one takie żartobliwe. To częsty powód irytacji mechaników podczas pracy, gdy klient chce dopilnować, że wszystko robią, jak należy. Szczerze – są inne sposoby na weryfikacje wykonanych prac niż przyglądanie się i komentowanie.
Zwykłe „nie spieszy mi się” może oznaczać drastyczne przeciągnięcie terminu wykonania usługi, bywa też, że „nie potrzebuję rachunku” po wyjechaniu z bramy warsztatu zamknie nam praktycznie drogę do reklamacji w przypadku niewłaściwie wykonanej naprawy. Warto pilnować się, by nie popełniać tego typu błędów. Mechanik, nawet zaprzyjaźniony, jest wykonawcą usługi, pewne niedomówienia mogą być źródłem późniejszych problemów. Dbajmy więc o to, by jak najwięcej rzeczy było spisanych, a nie odbywało się tylko w formie umowy ustnej.