Magazyn Auto
Serwis pod patronatem magazynu Motor
Jaguar I-Pace ruch

„Everest” zdobyty elektrycznym Jaguarem I-Pace

Jaguar

„Everest” zdobyty elektrycznym Jaguarem I-Pace

Jaguar postanowił sprawdzić, czy „elektryk” wytrzyma na jednym ładowaniu pokonanie różnicy wzniesień 8848 m.

Do różnych motoryzacyjnych prób i rekordów można podchodzić śmiertelnie poważnie, a można też się przy nich po prostu dobrze bawić i zrobić coś tylko dlatego, że warto spróbować. Wygląda na to, że wyzwanie, jakie podjął Jaguar, należy właśnie do tego drugiego gatunku.

Postanowiono wykonać coś, co nazywa się „everestingiem” i jest ostatnio bardzo popularne wśród kolarzy i szerzej – rowerzystów (dane z aplikacji Strava mówią, że np. w czerwcu 2020 r. w porównaniu z tym samym miesiącem 2019 r. przybyło o 600% więcej udanych prób).

Czym jest "everesting"? To zasadniczo prosty koncept polegający na znalezieniu odpowiednio stromego podjazdu i podjechaniu pod niego tyle razy, by łączna różnica wzniesień wyniosła 8848 m, a więc była równa wysokości nad poziomem morza najwyższej góry na świecie, czyli Mt. Everestu. Łatwiej jednak powiedzieć, a trudniej zrobić, a już na pewno przy wykorzystaniu własnych mięśni.

Wydaje się, że dla samochodu, nawet niespecjalnie mocnego, to pestka. Dla zasilanego silnikiem spalinowym na pewno, ale w przypadku elektrycznego – może być różnie. Większe obciążenia i trudne górskie warunki atmosferyczne (na szczycie, na który wjeżdżano, były tylko 2 st. Celsjusza) mogą spowodować na tyle duże zużycie prądu, że po prostu zadania nie da się wykonać na jednym ładowaniu. Jaguar postanowił to sprawdzić.

Do próby wystawił swojego pierwszego i jak dotąd jedynego „elektryka”, czyli SUV-a I-Pace. Elektryczny Jaguar wyposażony jest w dwa generujące łącznie 400 KM silniki, napęd 4x4 i akumulatory litowo-jonowe o dużej pojemności 90 kWh. I-Pace przyspiesza do „setki” w 4,8 s i rozpędza się do prędkości maksymalnej 200 km/h. Teoretyczny zasięg tego ważącego 2,2 tony auta klasy średniej podawany wg norm WLTP wynosi 470 km.

Na miejsce wyzywania wybrano najwyżej położoną asfaltową drogę w Wielkiej Brytanii – prowadzącą na liczący 848 m n.p.m. szczyt Great Dun Fell w Górach Pennińskich (w angielskim hrabstwie Cumbria). Zapewne to tylko zbieg okoliczności, że jego wysokość jest o równiutkie 8000 m mniejsza niż Everestu.

Kierowca Jaguara też nie był przypadkowy – to znakomita i utytułowana kolarka torowa i szosowa Elinor Barker. Ma ona na swoim koncie m.in. mistrzostwo olimpijskie i świata. Jak sama powiedziała, była zadowolona, że nie musiała się mierzyć z tym zadaniem sama, ale w samochodzie. I-Pace został przygotowany do próby podczas ładowania akumulatora „do pełna” – dzięki specjalnej aplikacji (Jaguar Remote App) nagrzano wnętrze i doprowadzono baterie do optymalnej temperatury.

Jak brytyjski SUV się spisał? Na liczącym 5,8 km podjeździe, na którym stromizny dochodzą do 20%, różnica poziomów wynosi 547 m. Barker przejechała 16,2 liczących 11,6 km pętli, pokonując łącznie z ponad 12-kilometrową „dojazdówką” 199,6 km. Pod koniec próby w baterii pozostało jeszcze 31% energii wystarczającej na pokonanie 128,7 km. Kluczem do sukcesu okazało się skuteczne hamowanie regeneracyjne (średnio podczas każdego przejazdu tylko trzykrotnie trzeba było używać zwykłych hamulców). Podczas 16 zjazdów odzyskano energię umożliwiającą przejechanie 93,3 km.

Jaguar I-Pace tył ruch
Na szczycie Great Dun Fell, na który wjeżdżano, znajduje się stacja radarowa.
Jaguar

Jaguar I-Pace ruch

Jaguar I-pace ruch

Jaguar I-Pace

Jaguar I-Pace wnętrze
Podczas zjazdu tylko w dwóch, trzech miejscach trzeba było korzystać z tradycyjnych hamulców. Resztę procesu zwalniania „załatwiał” system rekuperacji energii.
Jaguar
Jaguar I-Pace przód
Kierowcą Jaguara była brytyjska kolarka torowa i szosowa Elinor Barker.
Jaguar

Czytaj także