Kierowcy samochodów elektrycznych powodują wypadki o połowę częściej niż użytkownicy pojazdów spalinowych. Poza tym wyższa masa własna aut na prąd przyczynia się do powstawania większych szkód – wynika z raportu.
Badanie zostało przeprowadzone przez firmę ubezpieczeniową AXA i opracowane na podstawie danych dotyczących 1200 właścicieli samochodów elektrycznych ze Szwajcarii.
Choć wielu nabywców „elektryka” jest bardzo optymistycznie nastawionych do swoich aut (98% nie chce wracać do modeli spalinowych), to ryzyko spowodowania przez nich wypadku jest o 50% większe niż przez użytkowników pojazdów osobowych o napędzie spalinowym.
Wyjaśnienia takiego stanu rzeczy należy szukać w odmiennym charakterze przyspieszenia pojazdów elektrycznych. Otóż błyskawicznie dostarczają one maksymalny moment obrotowy, co skutkuje praktycznie natychmiastowym ruszeniem z miejsca i raptownym rozpędzaniem się.
Z naszych analiz wynika, że główne zagrożenia pojawiają się nie w momencie zmniejszania prędkości, ale w momencie przyspieszania.
Michael Pfäffli, szef działu badań i prewencji wypadków w AXA
Problem ten pogarsza się wraz z rosnącą mocą aut elektrycznych. Nie definiując, czym dokładnie jest „mocny samochód na prąd”, AXA twierdzi, że takie modele powodują 30% więcej szkód w wypadku niż pojazdy o niższej mocy. Przypisuje się to ich dodatkowej masie i kierowcom, którzy często nie radzą sobie z kontrolowaniem auta przy mocnym przyspieszaniu.
Efekt nieradzenia sobie z wysokim, dostępnym praktycznie od zerowych obrotów momentem obrotowym widać szczególnie podczas kolizji spowodowanych manewrami parkingowymi. Ryzyko ich wystąpienia rośnie o 56% w przypadku „elektryków”, a ryzyko stłuczki bez udziału osób trzeci – o 46%.
Do tego dochodzi jeszcze fizyka. Ciężkie akumulatory to większa masa i większe szkody w razie wypadku. Według firmy AXA samochód o masie 2 ton, co nie jest niczym nadzwyczajnym dla współczesnego „elektryka”, powoduje o 10% więcej zniszczeń niż lżejsze auta. A jeśli uderzy w samochód spalinowy starszy niż 10-letni, to ryzyko obrażeń dla osób przebywających w drugim pojeździe wzrasta o 20%.
AXA zilustrowała swoje wyniki testem zderzeniowym w Zurychu, gdzie Tesla hipotetycznie ominęła punkt hamowania, wystrzeliwując nad rondem, a następnie stając w ogniu.
Ma to na celu pokazanie, że piętą achillesową samochodu elektrycznego jest spód. Bez dodatkowej ochrony dla pakietu akumulatorów.
Michael Pfäffli, szef działu badań i prewencji wypadków w AXA
Ubezpieczyciel apeluje do kierowców, aby byli świadomi niebezpieczeństw w użytkowaniu aut na prąd, a do producentów samochodów – żeby zwrócili uwagę na słabe punkty i je wzmocnili. Jeśli samochód elektryczny bierze udział w wypadku, istnieje ryzyko, że uszkodzone zostanie podwozie, co może wiązać się nie tylko z powstaniem pożaru, ale również z wysoką ceną naprawy. Dlaczego? Ponieważ jest w nim zabudowany akumulator trakcyjny.
Jak wynika z analizy firmy ubezpieczeniowej AXA, akumulator jest na ogół bardzo dobrze chroniony w razie wypadku z przodu, z tyłu i z boku. Ale nie dotyczy to ochrony przy uderzeniach od spodu. Dlatego Michael Pfäffli radzi właścicielom „elektryków”, aby nie wjeżdżali swoimi samochodami w miejsce, gdzie mogą znajdować się wysokie przeszkody, jak np. skały.
To nie pierwszy raz, kiedy ubezpieczyciel podkreśla zwiększone ryzyko wypadkowe w przypadku modeli elektrycznych. Na przykład holenderska firma Voogd&Voogd w przeprowadzonym przez siebie badaniu twierdziła, że udział wypadków, spowodowany przez właścicieli aut na prąd jest wyższy i wynosi 40%.
Flamandzki nadawca wiadomości VTM Nieuws swojego czasu również przeprowadził dochodzenie i doszedł do tych samych wniosków, co AXA: pojazdy eletryczne są dwukrotnie częściej zaangażowane w wypadki drogowe.