Mercedes kończy się na „S”. Od 64 lat ta litera oznacza skończony luksus. Siódma generacja klasy S dorzuca do tego przełomowy sposób nawigowania oraz lepszą zwrotność niż w hatchbacku klasy A.
On zna twój nastrój. Zbiera informacje o warunkach jazdy, ściąga dane ze sprzętu monitorującego aktywność. Wie, czy się wyspałeś, czy jesteś spięty. Orientując się w tym wszystkim siódma generacja Mercedesa klasy S odpowiednio dobraną muzyką, oświetleniem, perfumami, wentylacją, ogrzewaniem i jednym z 10 programów masażu ma poprawić humor. Jakby nie dawało tego prowadzenie jednego z najbardziej luksusowych samochodów świata.
Kiedy tam wsiądziesz, zostajesz na dobre. W Europie Zachodniej aż 80% właścicieli klasy S kolejne auto kupuje w salonie Mercedesa. Od początku tego stulecia na naszym kontynencie zdarzyły się tylko cztery lata, w których S nie było najlepiej sprzedającym się modelem w swoim segmencie (2005, 2009, 2012 i 2016 r.; dane: JATO Dynamics). Na świecie ok. 90% wolumenu sedanów S stanowi przedłużona wersja. Dobrze że teraz łatwiej będzie nią parkować.
Dzięki skręcającym się nawet o 10 stopni tylnym kołom średnica zawracania dłuższej „eSki” wynosi zaledwie 10,8 m, o 20 cm mniej niż w kompaktowym hatchbacku klasy A z mniejszym o niemal pół metra rozstawem osi!
Po podaniu wzrostu, siedzenie, kierownica i boczne lusterka wyregulują się automatycznie, zajmując najbardziej optymalne położenie. W samym przednim fotelu pasażera może się znaleźć aż 19 silników elektrycznych, w tym 8 do jego ustawiania, 5 do wentylacji i 4 do masażu. Aktywne zawieszenie dopasowuje się do warunków jazdy nawet 1000 razy na sekundę.
Nowa klasa S rozumie też język gestów. Spojrzysz za siebie, opuści się roleta tylnej szyby. Przesuniesz ręką pod wstecznym lusterkiem, włączy się lampka. Odpowiednio skiniesz głową w prawo lub w lewo, aktywujesz regulację bocznych lusterek.
W tym aucie dwie kamery śledzą ruchy gałek ocznych po to, aby kierowca patrząc na 12,3-calowy ekran wskaźników, widział trójwymiarowy obraz. Niestety, klasa S może przynieść też złe wieści.
Samochód poinformuje kierowcę, że ktoś na parkingu obił jego skarb. Nie ustali wprawdzie personaliów sprawcy, ale poda czas zdarzenia, a każda z kamer w ciągu kilku sekund po stłuczce zrobi po trzy zdjęcia. To powinno wystarczyć
W nowej klasie S pojawili się też inni „ochroniarze”. Przed bocznym zderzeniem nadwozie podniesie się nawet o 8 cm, aby uwolniona podczas kolizji energia trafiła na progi zamiast na mniej wytrzymałe drzwi. Pasażerów skrajnych tylnych siedzeń przedłużonej wersji mogą chronić czołowe poduszki powietrzne, do tego ich pasy bezpieczeństwa w krytycznym momencie wypełnią się powietrzem. Jest nawet airbag między kierowcą a pasażerem, aby podczas bocznego zderzenia zmniejszyć ryzyko uderzenia się o siebie głowami.
Ten samochód zmieni sposób korzystania z nawigacji. Nie trzeba już odrywać wzroku od jezdni, żeby na ekranie w kokpicie szukać strzałki. Klasę S można wyposażyć w system, w którym wyświetlane na przedniej szybie strzałki wyglądają jak część krajobrazu – ich obraz nakłada się na otoczenie, na jezdnię, barierki, ogrodzenie, płynnie przemieszczając się wraz z wykonywaniem sugerowanego manewru.
Na dodatek w każdym reflektorze tego auta może się znaleźć 1,3 miliona mikroluster, co daje nowe możliwości. Jeśli samochód rozpozna np. roboty drogowe, na drodze przed klasą S wyświetli się symbol koparki.
Na koniec coś, co wygląda jak powieść science fiction, ale klasa S przynajmniej napisała do niej solidny wstęp.
Kierowca wjeżdża na parking, np. centrum handlowego. Zatrzymuje samochód w konkretnym miejscu, wysiada, zamyka kluczykiem. Na jego komendę auto samo rusza, samo znajduje miejsce parkingowe i samo parkuje, a w wybranym momencie samo podjedzie odebrać kierowcę. Dalej prowadzi już człowiek.
Nowa klasa S jest na to przygotowana, takie rozwiązanie można w niej preinstalować, ale to za mało, by z niego skorzystać. Przygotowane muszą być też np. lokalne przepisy (prawo powinno na to zezwalać) i parkingi (muszą mieć elektronikę wspomagającą klasę S w samodzielnych manewrach). Droga jeszcze długa, ale coś już jest, prawda?
Mercedes klasy S
Mniej odmian nadwoziowych, V12 wyłącznie w gamie wersji Maybach. Siódma generacja klasy S debiutuje jako sedan (standardowy i przedłużony – 518 i 529 cm), później pojawią się limuzyny Maybach i Pullman. Z oferty znikają Coupe i Kabriolet. Oparty na zupełnie nowej platformie (MRA 2) samochód pojawi się w Polsce u progu przyszłego roku. Początkowo najmocniejsza odmiana będzie rozwijać 435 KM (0-100 km/h: 4,9 s). Rozmiary obręczy kół: od 18 do 21 cali.
Ekran w konsoli może mieć rozmiar 24x22 cm, co daje przekątną 12,8 cala. Na tle 17-calowego wyświetlacza Tesli Model S to raczej niewiele, ale Mercedes uważa, że z punktu widzenia ergonomii 12,8 cala w kokpicie klasy S jest najbardziej optymalne. Panel klimatyzacji wyświetlany jest zawsze na dole ekranu.
Kluczowe rozwiązania
Nawigacja może działać w trybie tzw. rozszerzonej rzeczywistości, dzięki której wyświetlane strzałki są „nakładane” na jezdnię lub otoczenie.
Tylne koła skrętne Po lewej nowa klasa S z tym systemem, po prawej bez. Mierząca 529 cm długości przedłużona wersja jest zwrotniejsza od klasy A.
1 300 000 mikroluster na reflektor pozwala np. na wyświetlenie na drodze symbolu koparki, jeśli samochód rozpozna roboty drogowe.
Wersje Mercedesa klasy S
Z silnikami benzynowymi
S 450: 3.0 R6 (367 KM)
S 500: 3.0 R6 (435 KM)
Z silnikami Diesla
S 350 d: 2.9 R6 (286 KM)
S 400 d: 2.9 R6 (330 KM)