W „Motorze” nr 51 z 17 grudnia 1994 roku wrażenia z pierwszych jazd Oplem Tigrą – designerskim małym coupe stworzonym na bazie miejskiej Corsy.
Najprawdopodobniej sukces komercyjny Calibry zachęcił firmę Opel do stworzenia tańszego, a zatem bardziej popularnego, sportowego coupe. Jest nim niedawno zaprezentowana Tigra, pod względem mechanicznym silnie spokrewniona z Corsą. W jednym z poprzednich numerów „Motoru” (44/94) przedstawiliśmy genezę stylizacji tego auta. Teraz więc kolej na wrażenia z jazdy.
Próbę zaczęliśmy dość nietypowo, bo od oceny miejsca na tylnych siedzeniach. Z nim, jak wiadomo, nie jest najlepiej w wozach typu 2+2 i trudno się dziwić, bo drugi rząd siedzeń pełni w nich rolę ławki rezerwowej. W wielu nawet większych autach brakuje przede wszystkim miejsca na nogi. W Tigrze jest go w zasadzie pod dostatkiem. Nie bardzo natomiast wiadomo co zrobić z głową, zwłaszcza gdy pasażer mierzy więcej niż 1,6 m. Siedzi się bowiem pod szklaną kopułą, znajdującą się 83 cm nad siedzeniem.
Tymczasem, by miejsce można było uznać za pełnowartościowe, wymiar ten powinien wynosić ok. 90 cm. W dodatku tylna ława jest dość twarda i ma niskie oparcie, jedynie z namiastką zagłówków. Mimo tych zastrzeżeń należy się cieszyć, że Tigra nie dołączyła do grona aut 2-miejscowych. Bagażnik auta jest dość mały, ale gdy jadą 2 osoby, niemal jednym ruchem ręki daje się wydłużyć o ok. 63 cm, a tym samym jego pojemność wzrasta z 215 do 425 dm3.
Coupe 2+2 należy oczywiście oceniać z pozycji pasażerów przednich siedzeń. Tutaj sytuacja diametralnie się odmienia i szybko dochodzimy do wniosku, że Tigra spokojnie może rywalizować z autami większymi i droższymi. Biorąc pod uwagę wystrój wnętrza, czujemy się w niej jak w Corsie GSl, z tym, że na skutek niższej pozycji siedzisk nie widać przedniej pokrywy, a widok do tyłu przesłania wysoka tylna krawędź nadwozia. Być może utrudnia to trochę manewrowanie pojazdem, ale na trasie nie ma żadnego znaczenia. Pozycja za kierownicą jest bardzo dobra, siedzi się wygodnie, a na zakrętach fotele dobrze utrzymują ciało.
Na uwagę zasługuje charakterystyka zawieszenia, lepiej dobrana niż w sportowej Corsie. Auto nie wykazuje nadmiernych przechyłów, a jednocześnie nie odnosimy wrażenia, że jest przesadnie twarde. Wyjątkowo trafnie ustalono przełożenie przekładni kierowniczej. Z jednej strony zapewnia ona dobre wyczuwanie kontaktu kół z podłożem, z drugiej pozwala na szybkie reakcje kierownicą.
Silnik z serii Ecotec o 16 zaworach i mocy 106 koni jest pełen temperamentu, ale w zakresie zbliżonym do 4000 obr./min pracuje dość głośno. Prędkość maksymalna auta, wynosząca 203 km/h wydaje się dostatecznie duża, natomiast przyspieszenie do 100 km/h (9,8 sekundy) mogłoby być lepsze, zwłaszcza że o 3 KM silniejsza Corsa CSI osiąga wynik o 0,3 sekundy lepszy. Jest jednak lżejsza i ma mniejszą prędkość maksymalną (195 km/h).
Gdy chodzi o zużycie paliwa, Tigra nie ma sobie równych wśród aut sportowych, o czym świadczą dane wg norm ECE. W praktyce, w zależności od sposobu jazdy możemy liczyć na średnie spalanie wynoszące 7 dm3/100 km. Największym atutem auta ma być jednak cena.
W Niemczech model 1.6i kosztuje niecałe 30 tys. DM, podczas gdy za inne wozy sportowe trzeba zapłacić ok. 40 tys. DM.
Tigra, która jest tzw. pojazdem niszowym, ma trafić w lukę rynkową. Specjaliści od marketingu oceniali, że zapotrzebowanie na nią wyniesie ok. 20 tysięcy egzemplarzy rocznie, ale po zaskakująco dużej liczbie zamówień Opel zdecydował się na zwiększenie produkcji do 24 000 sztuk.
Tekst i zdjęcia: Wojciech Sierpowski; „Motor”