Podobno ta historia nie skończyła się rozwodem. Tajski kierowca, który zatrzymał się za potrzebą, odjechał, zostawiając żonę na poboczu drogi o 3:00 nad ranem. Ona, szukając ratunku, pokonała 20 km, natomiast on – kontynuując podróż – przebył dystans 159 km.
Historia prawie jak z horroru, ale na szczęście z happy endem, przynajmniej w oficjalnej wersji. Państwo Chaimoon z Tajlandii na święta Bożego Narodzenia podróżowali nocą do swojego rodzinnego miasta w prowincji Maha Sarakham. Była 3:00 nad ranem, kiedy pan Boontom, lat 55, poczuł to charakterystyczne uczucie ucisku na pęcherz.
Nie zdecydował się jednak zjechać na stację benzynową, tylko znalazł ustronne miejsce na łonie natury. Po chwili również Amnuay Charmoon, lat 49, udała się w bliżej nieznanym miejscu w celu wykonania pewnej czynności fizjologicznej.
Jak donosi Thailand English Post, gdy Amnuay wykonała już wszystkie niezbędne czynności, samochodu nie było. Pan Boontom odjechał bowiem z miejsca, a jego żona utknęła na poboczu drogi. Niestety, nie miała przy sobie telefonu, który został w torebce na siedzeniu samochodu.
Driver forgets wife during pee stop, forces her to walk 12.5 miles for help https://t.co/w4CvRQNN9G pic.twitter.com/6dObcb2QBY
— New York Post (@nypost) December 26, 2022
Co zrobiła? Zdecydowała się iść w kierunku miejscowości Kabin Buri, znajdującego się około 20 km od miejsca, gdzie została porzucona przez męża. Dotarła tam około 5:00, od razu udając się do najbliższego komisariatu policji. Niestety, nie pamiętała numeru męża, z którym od 27 lat jest w związku małżeńskim.
Władze próbowały najpierw dzwonić na numer pani Amnuay, ale bezskutecznie, a później skontaktować z jej krewnymi, natomiast pan Boontom w międzyczasie pokonał dystans 159 km, docierając do prowincji Korat. Dopiero wtedy został poinformowany o tym, że większość drogi pokonał sam.
Pan Boontom na łamach Thailand English Post powiedział, że był przekonany o tym, iż żona śpi na tylnym siedzeniu samochodu. Dlatego nie zauważył jej nieobecności. Gdy jednak w końcu udało się z nim skontaktować, zawrócił i pojechał po małżonkę do Kabin Buri.
Podobno incydent nie zakończył się karczemną awanturą, a pani Amnuay wybaczyła mężowi jego roztargnienie. Swoją drogą, ciekawe ile kobiet postąpiłoby podobnie. No i czy rzeczywiście panem Boontomem kierowało tylko roztargnienie...