Ceny paliw od dłuższego czasu oscylują wokół 8 zł za litr. Sprawia to, że zarówno codzienna eksploatacja samochodu, jak i dłuższe wyjazdy stały się bardzo kosztowne. Są jednak sprawdzone sposoby, dzięki którym można ograniczyć wydatki nie tylko na paliwo, ale także ogólnie – na użytkowanie auta.
Drożyzna na stacjach regularnie uderza w portfele kierowców. Granica 6 zł za litr była wielokrotnie przekraczana w 2012 czy 2014 r. Dzisiaj chyba wszyscy kierowcy zaakceptowaliby ówczesne ceny bez najmniejszego grymasu na twarzy. Teraz na stacjach coraz częściej oglądamy kwoty zaczynające się od cyfry 8. To efekt wysokich giełdowych notowań ropy naftowej, niekorzystnej relacji złotego do dolara oraz samej ceny gotowego paliwa w rafineriach.
Czy będzie taniej? Czas pokaże. Wzrosty są jednak bardzo prawdopodobne, bo wojna w Ukrainie trwa, sytuacja gospodarcza w wielu regionach świata nie jest ustabilizowana po pandemicznych zawirowaniach, inflacja pędzi, a w ramach tarczy inflacyjnej obniżono opodatkowanie paliw – gdy wróci do pierwotnego poziomu, ceny na stacjach zauważalnie skoczą.
Dla kierowców nawet aktualny koszt benzyny czy oleju napędowego oznacza zauważalne uszczuplenie domowego budżetu. Przykładowo: w aucie zużywającym średnio 7 l/100 km przejście z 5 na 8 zł za litr oznacza, że koszt pokonania 10 tysięcy kilometrów wzrósł o 2100 zł – z 3500 do 5600 zł.
Przy wyższych przebiegach rocznych oraz bardziej paliwożernych silnikach w grę mogą wchodzić oczywiście także wartości pięciocyfrowe. A to skłania wiele osób do poszukiwania sposobów na zmniejszenie zużycie paliwa. Warto pamiętać, że przy cenie paliwa na poziomie 8 zł/l każde „urwane” 0,5 l/100 km to wymierne 400 zł oszczędności na dystansie 10 tys. km. Jest więc o co walczyć.
Na przestrzeni ostatnich dwóch lat istotnie wzrosły ceny LPG – z niecałych 2 zł do ponad 3 zł. Mimo to gaz pozostaje najlepszym rozwiązaniem dla osób szukających oszczędności. Karta może się jednak odwrócić. Są pomysły, by do końca bieżącego roku zatrzymać import LPG z Rosji, która odpowiada za ok. 30% dostaw.
Zakup nowego samochodu to coraz większe wyzwanie. Na odbiór trzeba zwykle czekać od kilku do nawet kilkunastu miesięcy, a ceny są dalekie od okazyjnych. Dość powiedzieć, że nowa Dacia Sandero w 65-konnej wersji bez klimatyzacji startuje z poziomu 48 500 zł.
Sytuacja na rynku wtórnym nie wygląda lepiej. Spada podaż aut, a do tego hamuje import z Zachodu. W ślad za tym rosną ceny dostępnych pojazdów – kto ma zadbane 2- czy 3-letnie auto, zwykle może je sprzedać za kwotę, jaką zostawił w salonie.
Oczywiście nikogo nie zamierzamy namawiać do szukania oszczędności poprzez wymianę samochodu. Warto przekalkulować, czy ma to ekonomiczne uzasadnienie. Wiele osób zadaje sobie też inne pytania – czy sprzedawać auto już, czy poczekać, bo może jeszcze zdrożeją? Nie brakuje osób rozważających zrobienie kroku wstecz – okresową przesiadkę na mniejsze, słabsze, starsze i gorzej wykończone auto, które ułatwi przeczekanie trudnego okresu. Nie istnieje niestety gotowa odpowiedź na pytanie, która ze strategii będzie najlepsza.
Na dobry początek polecamy optymalizację wydatków. Kto akurat przymierza się do zmiany auta, powinien wziąć pod uwagę modele z oszczędnymi silnikami.
Przed podjęciem ostatecznej decyzji warto wszystko dokładnie przekalkulować. LPG jest najtańsze, ale wystawiane na sprzedaż używane samochody z takimi instalacjami bywają mocno wyeksploatowane. Aktualnie olej napędowy kosztuje mniej od benzyny, ale bardziej skomplikowany diesel może się okazać droższy w serwisowaniu.
Nie można również zapominać, że największe różnice z spalaniu ujawniają się w określonych warunkach – np. podczas szybkiej jazdy autostradowej. Przy spokojnej jeździe, zwłaszcza na trasie, małolitrażowy silnik benzynowy spali niewiele więcej od diesla. Jednostki po downsizingu zapewniają przy tym całkiem dobre osiągi.
Najlepszym wyborem dla wielu kierowców byłaby hybryda, gdyby nie rosnące zainteresowanie takim napędem, które przekłada się na wzrost cen ofertowych i tendencję do sprowadzania mocno wyeksploatowanych pojazdów, np. Toyot Prius, które w Hiszpanii jeździły jako taksówki.
Jeżeli natomiast nie planujemy wymiany pojazdu, wystarczy racjonalnie eksploatować ten, który posiadamy. Optymalizując styl jazdy, jesteśmy w stanie zmniejszyć spalanie o ok. 20% (lub więcej, jeżeli ktoś jeździł w skrajnie nieefektywny sposób). Redukcję nawet o kilkanaście procent można uzyskać poprzez poddanie silnika ecotuningowi.
Kolejne kilka procent dołożą korzystanie z trybu jazdy Eco czy pilnowanie właściwego ciśnienia powietrza w oponach. Gdy przy wyborze opon zdecydujemy się na komplet o niskich oporach toczenia, możemy liczyć na spadek spalania o 0,3 l/100 km lub nieco większy. Pozornie niewiele, ale wszystkie wymienione czynniki dają sumaryczne wymierne oszczędności.
Można też pójść krok dalej i ograniczyć korzystanie auta na rzecz innych środków transportu, np. jednośladu. W ramach programu „Mój elektryk” przedsiębiorcy mogą ubiegać się o dopłatę do elektrycznego motoroweru czy motocykla. Z kolei Gdynia zaproponowała dotacje 2500 zł do roweru elektrycznego. Zainteresowanie było ogromne.
Poniżej przedstawiamy sposoby na obniżenie wydatków związanych z korzystaniem z auta – nie tylko tych związanych ze zużyciem paliwa. Wiele z nich nie wymaga nawet od kierowcy specjalnego wysiłku, a może przynieść odczuwalne oszczędności.
Rozpędzenie ważącego nierzadko ponad 1,5 t samochodu wymaga ogromnych nakładów energii. Jest ona bezpowrotnie tracona, gdy kierowca naciska na hamulec. Hybrydy są w stanie odzyskać część energii, ale nawet w nich najlepsze efekty z punktu widzenia wydajności jazdy przynosi właściwa technika jazdy.
Kluczem do sukcesu jest wyrobienie w sobie nawyku przewidywania możliwego rozwoju sytuacji na drodze, co przekłada się na zwiększenie płynności jazdy. Gdy rzadziej przyspieszamy i hamujemy – tracimy mniej energii.
Ważne jest też umiejętne wykorzystanie charakterystyki zespołu napędowego, nieprzesadzanie z prędkością.
Optymalizacja sposobu prowadzenia pojazdu opłaca się także z innego powodu – zmniejsza tempo zużywania się opon, hamulców, sprzęgła i wielu innych elementów pojazdu, co przynosi istotne oszczędności na wydatkach serwisowych.
Wielkość oporów aerodynamicznych rośnie z kwadratem prędkości. By się o tym przekonać, wystarczy wystawić rękę przez szybę przy 50 i 100 km/h. Podczas szybszej jazdy największy wpływ na zużycie paliwa mają opory aerodynamiczne (zwłaszcza w autach z pudełkowanym nadwoziem, np. SUV-ach). Zaczynają wyraźnie rosnąć powyżej 90 km/h. W większości modeli kompromis między czasem przejazdu i spalaniem uzyskamy, jadąc 100-120 km/h.
Mimo że niezachowanie bezpiecznego odstępu od poprzedzającego pojazdu na drogach ekspresowych i autostradach może zakończyć się mandatem do 500 zł, wielu kierowców wciąż decyduje się na jazdę „na zderzaku”. To nie tylko niebezpieczne, ale także nieefektywne. W takiej sytuacji nie ma mowy o płynności jazdy – obserwacja drogi jest utrudniona, a niewielki dystans nie pozwala na hamowanie silnikiem. Istotnie rośnie też ryzyko uszkodzenia szyby kamieniem spod kół.
W każdym litrze paliwa jest zawarta energia. Wielu kierowców bezpowrotnie trwoni ją niską płynnością jazdy – nie brakuje osób, które w mieście starują spod świateł z pełną mocą silnika, mimo że z daleka widać, że kolejny sygnalizator lub sytuacja na drodze sprawią, że dosłownie za chwilę będą musiały zatrzymywać pojazd mocnym naciskaniem na hamulec. Walkę o zmniejszenie spalania warto rozpocząć właśnie od poprawy płynności jazdy i nauki przewidywania sytuacji na drodze.
Jeżeli mamy włączony bieg i zdejmiemy nogę z gazu, dopływ paliwa do cylindrów zostaje odcięty przez sterownik silnika. Warto o tym pamiętać i gdy jest to możliwe, hamować w pierwszej kolejności zespołem napędowym, a nie pedałem hamulca – siłę hamowania można zwiększyć poprzez redukcję biegu. Nie wszyscy kierowcy o tym pamiętają – na widok czerwonego światła potrafią wrzucić „na luz”, a pracujący na biegu jałowym silnik potrzebuje paliwa. Wysprzęglanie może przynieść korzyść w niewielu sytuacjach – np. na długim zjeździe ze wzniesienia, gdy nie będzie to powodowało znaczącego wzrostu prędkości, ani nie będziemy musieli hamować po pokonaniu górki.
Efektywnej jazdy nie należy utożsamiać z powolną. Każdy podręcznik ecodrivingu rekomenduje żwawe rozpędzanie auta do pożądanej prędkości – z wciskaniem gazu do 3/4 maksymalnego położenia i zmianami biegów przy ok. 2500 obr./min w silnikach benzynowych oraz 2000 obr./min w dieslach. Wciskanie gazu do podłogi oraz używanie wyższych obrotów przyniesie oczywiście poprawę dynamiki, ale będzie to niewspółmierne do wzrostu zużycia paliwa.
Wpływ na zużycie paliwa ma wiele elementów pojazdu. Kluczowa jest oczywiście wersja silnikowa, o czym należy pamiętać zarówno przy zakupie nowego, jak i używanego auta. Napęd na obie osie poprawia trakcję, jednak bez względu na konstrukcję – w mniejszym lub większym stopniu – podnosi spalanie. Zawsze oznacza większą liczbę wirujących i stawiających opór elementów oraz dodatkową masę (nierzadko 70 kg i więcej). Szersze koła wyglądają efektownie, jednak mają wyższą masę i mogą stawiać większe opory (zwłaszcza opony z mieszanką zapewniającą maksymalną trakcję). W nowoczesnych modelach samochodów oszczędzanie ułatwiają tryby jazdy, które zmieniają reakcję na gaz i pracę elementów wyposażenia – w starszych autach dużo zależy od kierowcy.
Amerykanie przez lata twierdzili, że nic nie zastąpi pojemności. Odkąd za litr paliwa muszą płacić równowartość 6 zł, w lokalnych mediach coraz częściej pojawiają się zestawienia oszczędnych aut z małymi jednostkami.
Mieszkańcy Europy mają znacznie większy wybór – także hybryd plug-in, które regularnie podłączane do gniazdka są w stanie pokonać 25-50 km „na prądzie”. Efekt? Dosłownie za kilka złotych wiele osób jest w stanie pokryć swoje dzienne zapotrzebowanie na transport.
Prawo wymaga, by każda opona miała etykietę z informacją o jej zachowaniu na mokrej nawierzchni, hałaśliwości oraz o oporach toczenia – by cieszyć się możliwie niskim spalaniem, warto wybierać te z indeksem A lub B. Zwykle są to modele opon specjalnie zoptymalizowane pod kątem uzyskania jak najniższych oporów toczenia. Ich ceny są zbliżone do innych modeli ogumienia danego producenta w tym samym rozmiarze. Testy wykazują, że są w stanie zapewnić oszczędności na poziomie 0,3 l/100 km lub wyższe. To przynajmniej 90 litrów paliwa zaoszczędzonego na 30 tys. km. Przy obecnych cenach na stacjach to wymierna korzyść.
Tylko właściwie napompowana opona jest w stanie zapewnić dobre właściwości jezdne i niskie spalanie przy zachowaniu wysokiego komfortu resorowania. Informacje o zalecanym przez producenta ciśnieniu znajdziemy pod klapką wlewu paliwa, na środkowym słupku dachu lub drzwiach kierowcy, a także w instrukcji obsługi. Warto je kontrolować, bo ubytek 0,6 bara podnosi spalanie o ok. 6%. Wpływ na spalanie ma też stan hamulców – w starszych autach bywają zapieczone.
Na pokładach większości modeli aut znajdziemy selektor trybów jazdy. W nieco starszych – po prostu przycisk z napisem Eco. A jeżeli i tego nie ma? Rozważnie operujmy pedałem gazu i korzystajmy z klimatyzacji, gdy jest to naprawdę konieczne, a uzyskamy zbliżone efekty. W ekologicznym trybie jazdy samochody łagodniej reagują na gaz i wyłączają niepotrzebne odbiorniki energii lub aktywują je okresowo (np. wspomnianą klimatyzację), by zredukować spalanie. W połączeniu z pracą systemu start-stop czy alternatora intensywnie ładującego akumulator dopiero po zdjęciu nogi z gazu daje to oszczędności w zużyciu paliwa.
Kierowcy aut, które zostały poddane chiptuningowi, często obserwują spadek spalania. Mocniejszy silnik sprawniej osiąga pożądaną prędkość i pozwala na wcześniejsze włączanie wyższych biegów. Alternatywą jest ecotuning, którego celem są nie maksymalne wartości, a poprawa charakterystyki w najczęściej używanym zakresie obrotów. Można stworzyć indywidualną mapę lub zamontować box.
Lista pomysłów na dalsze ograniczenie wydatków związanych z paliwem jest długa. Im więcej z nich wprowadzimy w życie, tym więcej oszczędzimy. Nie zawsze w grę wchodzi przesiadka na rower lub do środków komunikacji miejskiej – zwłaszcza gdy w drodze do pracy podwozimy dzieci do szkoły, mieszkamy w ustronnym miejscu lub po prostu pokonujemy dużą liczbę kilometrów.
W okresie letnim rozwiązaniem może być skuter lub klasyczny motocykl z silnikiem o pojemności do 125 cm3. Nawet przy dynamicznej jeździe w cyklu miejskim spala niecałe 3 l/100 km, parkowanie nim jest bezpłatne, a do prowadzenia wystarczy posiadane od trzech lat prawo jazdy kategorii B. Przychylnym okiem warto także spojrzeć na elektryczne hulajnogi czy rowery – bez wysiłku, za to sprawnie i tanio dotrzemy nimi pod samo miejsce pracy.
Samochód z silnikiem spalinowym zużywa najwięcej paliwa w gęstym ruchu miejskim. Nie są temu w stanie zaradzić ani systemy start-stop, ani tzw. miękkie układy hybrydowe. Dochodzą do tego problemy związane ze znalezieniem miejsca do parkowania oraz opłaty – w Warszawie za 8-godzinny postój zapłacimy prawie 30 zł.
Kto chciałby oszczędzić na paliwie i parkometrach, może skorzystać z parkingów Park+Ride. Są położone z dala od ścisłego centrum, jednak przylegają do linii kolejowych, stacji metra czy przystanków autobusowych lub tramwajowych. Ich ideą jest umożliwienie sprawnego dotarcia na obrzeża miasta oraz dogodnej przesiadki w środek komunikacji zbiorowej.
Elektryczną hulajnogę można wynająć na minuty, ale na dłuższą metę znacznie korzystniejszy jest zakup własnej – markowe startują z pułapu ok. 1600 zł. Osiągają 20-25 km/h, a typowy zasięg na ładowaniu to 30-40 km.
W jeżdżących po mieście autach widzimy zwykle samego kierowcę. Przy większej liczbie pasażerów koszty można rozbić.
Rower poprawi naszą kondycję. Koszty dojazdów są minimalne (w grę wchodzą kwestie zakupu, serwisowania, warto pomyśleć o OC). Z kolei motocykl klasy 125 jest oszczędny, dość żwawy i nie stoi w korkach.
Auta zasilane prądem wciąż budzą skrajne emocje. Rachunku ekonomicznego oszukać jednak nie sposób – jazda nimi zaczyna się coraz bardziej opłacać. Zwłaszcza jeżeli kupimy używany egzemplarz, który początkową utratę wartości ma już za sobą.
Deprecjacja w szczególności dotyczy pierwszych współczesnych „elektryków” – np. Mitsubishi i-MiEV (na fot.), które nie przekonywały wyglądem, osiągami, wykończeniem czy zasięgiem na jednym ładowaniu. Po latach doszedł do tego spadek pojemności akumulatora – nowy i-MiEV w teorii miał przejeżdżać 160 km. W praktyce było to ok. 120 km. Obecnie dobrze, jeżeli uda się pokonać 80-100 km na ładowaniu, co jednak wciąż wystarcza do jazdy po mieście. Takie auto można kupić za ok. 30-35 tys. zł, legalnie jeździć nim buspasami i parkować bez wnoszenia opłat, a zużycie prądu na poziomie ok. 15 kWh/100 km oznacza, że przy ładowaniu z gniazdka za pokonanie 100 km zapłacimy 15 zł. Czy warto? Każdy musi ocenić sam.
Nie mamy wpływu na poziom cen paliw. Swoimi wyborami czy zachowaniami możemy jednak sprawić, że będą one dla nas w mniejszym lub większym stopniu uciążliwe. Nie trzeba radykalnie przebudowywać swojego motoryzacyjnego świata, by zacząć oszczędzać. Czasem wystarczy popracować nad stylem jazdy, a na drobne zakupy do pobliskiego sklepu udawać się pieszo zamiast autem, by móc cieszyć się oszczędnościami. Każda z nich ma znaczenie. Najwięcej mogą oszczędzić osoby, które najczęściej podróżują same. Obecnie bilet na ekspres czy nawet na samolot może się okazać tańszy od pokonania tego samego dystansu oszczędnym dieslem.