Nawet 5 tys. zł grzywny grozi za jazdę autem bez zalegalizowanych tablic rejestracyjnych. Ale potencjalnych źródeł problemów z tablicami jest znacznie więcej.
Warunkiem dopuszczenia pojazdu do ruchu są tablice rejestracyjne, ale mowa tu o takich, które zostały wydane przez wydział komunikacji, a nie zostały kupione np. w serwisie aukcyjnym jako „kolekcjonerskie”.
Problem ze stosowaniem takich tablic występuje zwykle w przypadku sprowadzanych pojazdów, kiedy taki ma wjechać na Polski kołach, a dotychczasowe tablice zostały zwrócone przed poprzedniego właściciela z chwilą wyrejestrowania samochodu. Skomplikowane procedury wręcz zachęcają do szukania sposobów, aby pojazd mógł przejechać z zagranicy do Polski. I właśnie takim sposobem są dorabiane tablice.
Tymczasem prowadząc samochód bez tablic (należy przez to rozumieć również „blachy” nielegalne, bez nalepki kontrolnej lub po terminie ważności), popełnia się wykroczenie polegające na kierowaniu pojazdem mechanicznym pomimo braku dopuszczenia go do ruchu. Kara finansowa w tym przypadku wynosi od 1,5 do nawet 5 tys. zł. Co więcej, pojazd powinien trafić na lawetę i dopiero po załatwieniu niezbędnych formalności może wyjechać na drogę.
A oto jakie problemy kierowcy mają z tablicami oraz o czym należy pamiętać, aby unikać kłopotów i kar.
Dodatkowe znaczki, rysunki czy napisy nie wchodzą w grę w przypadku tablic. Prawo nie dopuszcza żadnych modyfikacji, a tym bardziej takich, które zmieniają znaki w rejestracji.
Nie można również zmieniać miejsca, które zostało przeznaczone na montaż tablicy, co czasem jest praktykowane np. przez miłośników tuningu, lub też umieszczać tablicy za szybą.
Uwaga! Błędem jest również montowanie tablicy dwurzędowej z przodu pojazdu, jeśli o taką wystąpił kierowca (posiada pojazd z USA), może ją zastosować tylko z tyłu.
Zarówno zasłanianie tablicy czy jej zaginanie, jak i używanie pojazdu z uszkodzonym numerem jest nielegalne. Grozi za to mandat do 500 zł oraz zatrzymanie dowodu rejestracyjnego. Warto również pamiętać, że nawet brudna tablica podczas spotkania z policjantem oznacza mandat.
Od lipca 2018 roku w Polsce istnieje możliwość wyrobienia tzw. małych tablic rejestracyjnych, ale są one przeznaczone tylko dla pojazdów z USA czy z Japonii, na których nie ma możliwości montażu tradycyjnych „blach” używanych w Polsce.
Jeśli zamontujemy taką tablicę do „normalnego” auta, grozi nam mandat, zatrzymanie dowodu rejestracyjnego, a nawet do 8 lat więzienia za poświadczenie nieprawdy podczas składania wniosku o rejestrację pojazdu.
W tym przypadku można dorobić brakującą rejestrację – koszt to 53 zł (standardowa tablica do auta osobowego). Trzeba też pamiętać, że niestety nie zawsze można wyrobić tylko jeden duplikat rejestracji, czasem są potrzebne dwa wtórniki, nawet jeśli zaginęła jedna. Dlaczego? Można dorobić brakującą tablicę, jeśli jest to aktualny wzór, obecnie używany i wydawany. Jeśli więc mamy tablicę z flagą Polski, trzeba będzie zapłacić 93 zł za dwie, aktualne tablice.
Kradzież tablic trzeba zgłosić to na policję, a następnie udać się do wydziału komunikacji. Tam mamy do wyboru dwie możliwości: wyrobić dwa wtórniki za 93 zł (koszt zwykłych tablic do auta) lub przerejestrować samochód, płacąc 180,50 zł.
Polecamy droższą opcję, czyli zmianę numerów pojazdu. Powód? Kradzione tablice służą zwykle przestępcom, którzy zakładają je do swojego auta, np. w celu kradzieży paliwa bądź dokonania napadu rabunkowego. Pozostawienie przy duplikatach może oznaczać częste wezwania na policję w celu wyjaśnienia, czy nie mamy nic do czynienia z przestępstwem. Szczególnie problematyczna jest kradzież/zgubienie tablic w innym kraju, ponieważ autem bez rejestracji możemy nie zostać przepuszczeni przez granicę.
W przypadku importu samochodu używanego, np. z Niemiec, jeśli chcemy nim wjechać do Polski „na kołach”, należy pamiętać o tablicach. Ważna jest wybita na nich data. Takie tablice tracą ważność, co oznacza brak dopuszczenia do ruchu.
Bez problemu da się kupić na portalach aukcyjnych zarówno krajowe, jak i zagraniczne tablice. Co ciekawe, są one zwykle tańsze niż te, które wydaje np. wydział komunikacji. W ten sposób właściciele aut oszczędzają nie tylko pieniądze, ale i czas, nie muszą jechać do urzędu i tam stać w kolejce. W przypadku aut leasingowanych dodatkowo oszczędza się na opłacie manipulacyjnej, która może wynieść nawet kilkaset złotych.
Problem polega jednak na tym, że podczas kontroli policjant dość łatwo zorientuje się, że tablice są podrabiane. Nowe, oryginalne (wydawane od 11 lipca 2020 r.) otrzymują specjalny grawerunek laserowy (widoczny pod kątem orzełek i oznaczenie producenta), a te kupione przez internet nie mają takiego zabezpieczenia. Jednak nawet w przypadku tablic wydanych wcześniej i tak prawda wyjdzie dość szybko na jaw, ponieważ naklejka homologacyjna wygląda zwykle inaczej i nie ma numerów, tak jak ma to miejsce w przypadku „prawdziwej” tablicy.
Jednak najszybciej próba oszustwa zostanie zdemaskowana w przypadku trzeciej tablicy dla platformy rowerowej – po wydaniu dodatkowej „blachy” wydział umieszcza wpis w CEPiK-u.
To zjawisko, które szczególnie przybrało na sile od momentu, kiedy nie trzeba wozić ze sobą dowodu rejestracyjnego. Wystarczy do swojego auta zamówić komplet kolekcjonerskich tablic z numerami od podobnego samochodu (najlepiej, aby zgadzał się model auta i kolor) i nie trzeba już płacić za OC ani przejmować się mandatami z fotoradarów. Póki oszust nie zostanie zatrzymany przez policję, wszystko idzie na rachunek właściciela legalnych tablic.
Klonowanie jest też używane w celu legalizacji kradzionych aut, korzystających z numerów rejestracyjnych pojazdów, które legalnie poruszają się po drogach.
Od stycznia tego roku został zmieniony taryfikator mandatów, który objął wykroczenia związane z tablicami rejestracyjnymi. W większości przypadków zamiast 50 zł płaci się aż 500 zł, jednak najbardziej kosztowna jest jazda bez tablic lub z takimi, które nie zostały zalegalizowane przez wydział komunikacji, bądź brakuje na nich hologramu.
Tablica rejestracyjna nie jest traktowana jako dokument, co powoduje, że kwitnie handel kolekcjonerskimi tablicami w internecie. Każdy może zamówić sobie dowolny numer rejestracyjny i w nielegalny sposób używać go na swoim aucie, a ewentualne mandaty będą przychodziły na adres legalnego posiadacza tablic – oczywiście do momentu, w którym ten ostatni nie zgłosi tego np. na policję.
Niestety, wciąż nikt nawet nie myśli o wprowadzeniu zakazu handlu podrobionymi tablicami, a jedynie rosną mandaty np. za ozdabianie legalnych rejestracji.