W te wakacje na naszych drogach zginęło mniej osób niż w tym samym okresie rok temu. Czyli sukces, odczuwalna podwyżka mandatów sprzed dwóch lat zrobiła swoje? Być może. Policja się więc cieszy, ale przy okazji przyznaje, że ogólnie wypadków było więcej niż rok temu. No i rannych też było więcej. Do tego przecież co chwilę w sieci pojawiają się coraz to nowe nagrania szokujących wybryków, jakich dopuszczają się kierowcy osobówek, ciężarówek, jednośladów, a nawet – autobusów komunikacji miejskiej. No to jak to w końcu jest z tymi mandatami – są już wystarczająco wysokie, czy powinny być wyższe? A może są odpowiednie, tylko trzeba je skuteczniej egzekwować?
Drastyczna podwyżka mandatów z 2022 r. była konieczna. Głównie dlatego, że poprzednie stawki ustalono tak dawno temu, że w większości przestały one na kimkolwiek robić jakiekolwiek wrażenie. Co do tego wątpliwości raczej nie ma, a ci, którzy uważają, że stary taryfikator powinien zostać utrzymany, chyba żyli do tej pory pod szklanym kloszem. Albo lubią łamać przepisy. Albo jedno i drugie. W każdym razie w międzyczasie doszły nam też (trochę niedopracowane) przepisy dotyczące konfiskaty aut za jazdę po pijaku, no i ta słynna recydywa. Czyli zapis mówiący o tym, że jeśli ktoś ciężkie wykroczenie popełni w określonym okresie drugi raz, ten zapłaci dwukrotnie wyższą stawkę. Ostro? Wydaje się, że dla niektórych to wciąż mało.
Polskie przepisy z bardzo łagodnych zrobiły się już więc nieco mniej przyjazne dla różnorakich piratów i osób notorycznie łamiących przepisy. „Chodzi tylko o skok na naszą kasę, a nie o żadne bezpieczeństwo” – twierdzą co poniektórzy. „Ale przecież jest dużo lepiej” – odpowiada policja. „Wszak na przykład w wakacje 2024 r. na naszych drogach zginęło mniej osób niż rok wcześniej”. Ale to, czym policja już tak chętnie się chwalić nie chce, jest fakt, iż samych wypadków było więcej, a rannych zostało więcej osób.
Chwilami wydaje się więc, że należałoby wprowadzić kary tak drakońskie, idące w tak grube tysiące złotych, żeby w końcu na naszych ulicach zrobiło się spokojniej. No bo skoro zaostrzony, ale najwyraźniej w niektórych przypadkach – za mało ostry taryfikator nie na wszystkich działa, to być może trzeba coś z tym zrobić. Nie da się prośbą, to trzeba groźbą?
Wróćmy więc na chwilę do naszego tekstu z 2022 r., w którym porównywaliśmy świeżutki wówczas taryfikator z tym, co za takie same wykroczenia groziło w innych krajach w Europie. Wnioski? Interesujące. Sprawdziliśmy bowiem, ile mandatów mógł wtedy zapłacić Polak za średnią pensję netto w porównaniu do kierowców z wybranych krajów Europy. Pod uwagę wzięliśmy sześć najczęstszych wykroczeń drogowych, ale do każdego z nich przypisaliśmy minimalną stawkę za dane wykroczenie obowiązującą w danym kraju (co jasne, tylko tam, gdzie były tzw. widełki).
No i, jak się okazało, najwięcej mandatów za średnią pensję mogli wówczas opłacić kierowcy z Niemiec, Szwajcarii i Austrii. I choć dla nas tamtejsze stawki wydają się wysokie, to jednak znacznie lepiej się w tych krajach zarabia. Natomiast najdroższe mandaty w stosunku do średniej krajowej pensji płacili kierowcy z Chorwacji, Estonii, Rumunii i Węgier.
A Polska? Jeśli weźmiemy pod uwagę relację mandatów do średniej pensji, to po wprowadzeniu nowego taryfikatora trafiliśmy idealnie w środek stawki. Za niektóre przewinienia, jak np. trzymanie telefonu w ręku, mandaty zrobiły się u nas relatywnie wysokie, za to niektóre inne poważne wykroczenia nadal są karane dość łagodnie. Uwaga: analiza nie uwzględniała ani czasowego zatrzymania prawa jazdy za przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h, ani tzw. recydywy – w tym wypadku stawki za wybrane wykroczenia robią się już dość solidne. I to nawet na tle niektórych dużo bogatszych państw zachodniej Europy.
No i jeśli dodamy do tego słynny zapis o konfiskacie aut za jazdę po pijaku (inna sprawa, że działa to średnio i efekt odstraszający zaczął mocno spadać), to wypada zapytać, dlaczego nadal nie jest dobrze? No bo statystyki wypadków nadal mamy średnie, co i rusz do sieci trafia nagranie, na którym widać, na przykład, wyprzedzanie pasem awaryjnym na autostradzie.
I to już nawet nie chodzi o to, że ktoś musiał zdążyć z Torunia do Warszawy na jakąś tam próbę czy inne nagranie – problem polega na tym, że takie przypadki się mnożą. Tak samo jak np. wyprzedzanie na podwójnej ciągłej, szeryfowanie, zajeżdżanie drogi i hamowanie, siedzenie komuś na zderzaku, blokowanie skrzyżowania i przejazdu kolejowego, gdy nie ma możliwości kontynuowania jazdy – listę można (niestety) ciągnąć w nieskończoność. A na jej szczycie powinny znaleźć się inne polskie koronne dyscypliny, czyli jazda po pijaku i jazda mimo zatrzymanego prawa jazdy. Lub pomimo aktywnego zakazu sądowego.
No dobrze, ale chyba musi być jakaś metoda, przecież są kraje, w których wskaźniki od lat utrzymują się na niskim lub bardzo niskim poziomie? Właśnie. Czy w związku z tym rozwiązaniem byłyby jeszcze wyższe mandaty w Polsce? Tak wysokie, abyśmy doszlusowali do najdroższych w tym względzie państw w Europie? Czy to wreszcie podziała odstraszająco i zrobi się bezpieczniej? Być może. W każdym razie powstaje pytanie, kto odważyłby się już teraz na wprowadzenie tak „niepopularnych” przepisów.
A może należałoby popracować nad tym, by wzrosła egzekwowalność mandatów? Może kary powinny być proporcjonalne do zarobków kierowcy popełniającego dane wykroczenie? Żeby mniej bezkarni czuli się co poniektórzy bogacze w swoich Audi, BMW, Porsche i innych szybkich wozach? Na pewno możliwości jeszcze są, takie przepisy działają zresztą też już na przykład w Finlandii i Szwajcarii.
A może warto przyjrzeć się też… policji? Bo o ile stawki mandatów się zmieniają, o tyle trudno czasem oprzeć się wrażeniu, że metody działania drogówki czasami przypominają te z dawnych lat. No bo wciąż bywa tak, że patrol ustawia się w miejscu, gdzie łatwo wyrobić miesięczną normę mandatów, ale niekoniecznie w takim miejscu, gdzie seryjne karanie kierowców przyniesie jakiś wymierny wpływ na poprawę bezpieczeństwa.