Serwis pod patronatem magazynu
Blokowanie skrzyżowania, nieużywanie kierunkowskazów, jazda „na zderzaku” – takie sytuacje są nadzwyczaj denerwujące i wyzwalają agresję na drodze. Teoretycznie podlegają karze, ale w praktyce rzadko wypisywane są za nie mandaty. Akurat szkoda.
Przepisy ruchu drogowego to tylko jedna strona medalu. Na co dzień liczy się też kultura jazdy. Rzecz w tym, że część kierowców jest z nią na bakier. „Najbardziej złości mnie blokowanie skrzyżowań przez tych, którzy nie zdążą zjechać na zielonym”. „Nienawidzę, gdy ktoś nie używa kierunkowskazów”. Takie spostrzeżenia kierowcy wymieniają między sobą niemal codziennie.
Na drodze reagujemy stukaniem się w czoło, trąbieniem, wymachiwaniem rękami, pokazywaniem środkowego palca. Czemu? Bo nie lubimy, gdy coś dzieje się nie po naszej myśli.
Jest jeszcze gorzej, gdy faktycznie mamy podstawy do złości, bo swoim działaniem ktoś wyraźnie utrudnia jazdę, nie mówiąc o stwarzaniu zagrożenia. Dotyczy to też sytuacji na parkingach.
Nie ma co ukrywać – do powstawania korków przyczyniają się także sami kierowcy, m.in. przez blokowanie skrzyżowań. Wjeżdżają na nie, zdając sobie sprawę, że nie zdążą ich opuścić, zanim zapali się czerwone światło. Za to wykroczenie grozi minimum 300 zł mandatu, ale jest on egzekwowany raczej sporadycznie. Efekt? Podczas korków dość często cały ruch jest zablokowany przez kierowcę, który wjechał na skrzyżowanie bez szans na jego opuszczenie.
Dziwne, że mandat jest tak niski (tylko 350 zł). Takie zachowanie to niemal „usiłowanie zabójstwa”. Cóż, niektórzy nie lubią być wyprzedzani i za wszelką cenę „walczą” o palmę pierwszeństwa na drodze.
To plaga naszych dróg. Wielu kierowców jest przekonanych, że jadąc z maksymalnie dozwoloną prędkością, mają prawo jechać lewym pasem. Tymczasem przepisy mówią jasno: poruszanie się prawym pasem przy prawej krawędzi jezdni jest obowiązkowe.
To zwyczajne wymuszenie pierwszeństwa. Niestety, jeśli wymuszający zdąży wjechać na nasz pas i ostro zahamuje, natomiast nam nie uda się zatrzymać i uderzymy w tył poprzedzającego auta, to my będziemy winni kolizji.
Nie tylko niewłączanie kierunkowskazów denerwuje, ale także ich zbyt późne używanie. Jest to szczególnie irytujące, gdy stoi się za pojazdem na światłach na lewym bądź prawym pasie ruchu służącym także do skrętu, a on włącza kierunkowskaz dopiero po zapaleniu się zielonego sygnału i zaczyna manewr, skutecznie blokując jadących na wprost.
To przykład dbania wyłącznie o własną wygodę i źle pojęte poczucie poprawy bezpieczeństwa. Światła przeciwmgłowe, szczególnie po opadach deszczu, oślepiają innych kierowców.
To grzech wielu kierowców. Gdy ktoś jedzie tuż za nami, jesteśmy zestresowani, ponieważ zdajemy sobie sprawę, że w razie gwałtowniejszego hamowania auto za nami prawie na pewno w nas uderzy. W Polsce policja niemal nie zwraca uwagi na takie zachowanie, jednak w wielu krajach Europy Zachodniej jest to poważne wykroczenie drogowe.
Widok znany z wielu miast. Zapala się zielone światło, a w tym momencie kierowca, który stoi przed sygnalizatorem, wrzuca „jedynkę” i powoli rusza. Za nim przejeżdża jeszcze jeden pojazd, a sznur pozostałych aut musi się zatrzymać, ponieważ mają czerwone. Gdyby kierowcy szybciej ruszali, przepustowość skrzyżowań byłaby większa.
Ja zaparkowałem, niech inni się martwią, gdzie zostawić swój samochód. Zgodnie z przepisami służby nie zawsze mają możliwość ukarania takiego kierowcy (muszą być prawidłowo oznaczone stanowiska do postoju). Co można powiedzieć o takim kierowcy…
Zwykle spotykane podczas korków w mieście. Sznur samochodów czeka na pasie do skrętu, tymczasem jechać na wprost można bez problemu. „Cwaniak” mknie na wprost, po czym skręca i wjeżdża przed „frajerów”, którzy grzecznie czekali, aby prawidłowo skręcić.
Kierowca, który zaparkuje na wąskiej drodze, aby wysiąść czy wypuścić pasażera, musi zablokować ruch. Póki nie zamknie drzwi, inni nie mogą przejechać. Nie na każdy się tym przejmuje, wiele osób wysiadając, zbytnio się nie spieszy.
Co prawda nie ma takiego obowiązku, ale przy zatrzymywaniu się przy krawędzi drogi warto włączyć prawy kierunkowskaz. Jest to wyraźny sygnał dla jadących z tyłu, że kierowca zamierza się zatrzymać.
Kierowcy wciąż zapominają, że obowiązuje jazda „na suwak”. Jest to dosyć nowy przepis i zawiera sporo wyjątków, wyliczających, kiedy należy, a kiedy nie trzeba wpuszczać pojazdy z sąsiedniego pasa ruchu. Tu warto przypomnieć: jazda „na suwak” to naprzemienne wpuszczanie aut z pasa kończącego się (ale nie do skrętu) w sytuacji, gdy na obu pasach ruchu jest korek.
Nie każde zachowanie na drodze denerwujące innych jest celowe. Czasem wynika to z roztargnienia kierowcy, a nie z jego złej woli. W takim przypadku przeważnie wystarczy przepraszający gest, np. dłonią. Taki ludzki, przyjacielski gest ma większą wartość niż mechaniczne miganie światłami.
