Abarth 500e to sportowy odpowiednik nowej, elektrycznej „pięćsetki”. Jak ten szybki włoski maluch spisuje się w wersji na prąd?
Abarth od kilkunastu lat jest znany przede wszystkim ze sportowych wersji współczesnego Fiata 500. Gdy do sprzedaży weszło nowe, elektryczne wydanie „pięćsetki”, w ofercie Abartha pojawił się jego odpowiednik – oferowany jako hatchback lub w wersji z odsuwanym dachem, którą mieliśmy okazję pojeździć.
Dzięki innym zderzakom czy kołom Abarth wygląda agresywniej od Fiata, ale opisywany egzemplarz przykuwa wzrok przede wszystkim jaskrawym lakierem Zielony Acid.
Wnętrze robi wrażenie przyjemnym projektem i dobrym wykończeniem, Alcantarą obszyto spore fragmenty deski rozdzielczej, kierownicy i foteli. Te ostatnie są niżej niż w poprzedniej, spalinowej odsłonie „500”, choć wciąż siedzi się stosunkowo wysoko.
Mimo to kabina wygodnie mieści dwie osoby, nawet jeśli mierzą po 2 metry. Za to z tyłu usiądą co najwyżej dzieci, i to tylko jeśli przed nimi nie jedzie nikt wysoki.
Bagażnik obu wersji nadwoziowych Abartha 500e ma 185 l pojemności, ale w Cabrio dostęp do niego trochę utrudnia mała pokrywa.
Dach otwiera się dwuetapowo. Najpierw odsuwa się za fotele, zostawiając na miejscu tylną szybę, a po kolejnym wciśnięciu przycisku opuszcza się wraz z nią, odsłaniając pasażerów kanapy, a zasłaniając... widok w lusterku wstecznym.
Co ciekawe, wysuwaną znad przedniej szyby owiewkę ograniczającą zawirowania powietrza w kabinie można ręcznie zamknąć, żeby nie psuła wyglądu auta – np. przy miejskich prędkościach, przy których nie jest potrzebna.
Inną ciekawostką jest zewnętrzny głośnik emitujący dźwięk wydechu starego Abartha. Na postoju pozwala nawet na „przegazówki”, ale podczas jazdy irytuje stałym wyciem.
W ruchu miejskim Abarth czuje się jak ryba w wodzie. Jest nieduży (3,67 m długości i 1,68 m szerokości) i zwrotny (średnica zawracania to 9,4 m), więc łatwo przeciskać się nim wąskimi uliczkami i parkować.
Jest też zwinny, zachęca do szybszego pokonywania łuków czy rond, ale brak mu agresywności benzynowego poprzednika, a w ciasnych zakrętach skłonny do „płużenia” przód przypomina, że z kierowcą 500e waży ponad 1,5 t.
Za to z nierównościami radzi sobie dzielnie – tylko te gorsze, jak wyrwy czy plastikowe progi, mącą spokój podróżnych.
W trasie Abarth wypada gorzej, powyżej „setki” trochę brakuje mu dynamiki. Poza tym nawet na pozornie równej drodze męczy nieznacznym, ale niemal stałym „galopem”, a przy otwartym dachu także podmuchami wiatru.
Do tego silnik, który w mieście i okolicy zużywa 16-20 kWh/100 km, pozwalając na ładowanie baterii nawet co przeszło 200 km (czyli w przypadku wielu osób raz w tygodniu), przy autostradowym tempie potrzebuje już ok. 30 kWh i zmusza do szukania słupka co nieco ponad 100 km.
Dane techniczne | Abarth 500e |
---|---|
Silnik | elektryczny |
Moc maksymalna | 155 KM |
Maks. moment obrotowy | 235 Nm |
Poj, akumulatora (netto/brutto) | 37,8/42,0 kWh |
Napęd | przedni |
Osiągi | |
Prędkość maksymalna | 155 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 7,0 s |
Średnie zużycie energii | 17,1-18,8 kWh/100 km |
CENA | od 185 900 zł |
To jednak raczej teoretyczny problem – nabywcy 500e zwykle mają czym jeździć w trasy, a Abartha traktują jako auto do miasta. Ale i atrakcyjny „gadżet”.
Inaczej nie zapłaciliby za niego tyle co za... Teslę. Cennik otwiera kwota 185 900 zł, a Cabrio jest o 11 tys. zł droższe. W lepiej wyposażonej wersji Turismo hatchback kosztuje 205 900 zł, a opisywany kabriolet aż 216 900 zł.
Abarth 500e to nie jest auto do wszystkiego, w wielu zastosowaniach zupełnie się nie odnajdzie. Za to jako pojazd do miasta i na podmiejskie wypady 500e sprawdzi się doskonale, w wersji Cabrio zapewni przy tym niezły kontakt z naturą.
Nowa „pięćsetka” od Abartha nie jest już tak szalona jak benzynowy poprzednik, ale pozostała atrakcyjnym „gadżetem” i zyskała nowe umiejętności.
Marcin Laska, „Motor”