Liczby akcji serwisowych biją rekordy. Choć przymusowe wizyty w ASO mogą irytować, nie powinniśmy się jednak przed nimi wzbraniać. Czego dotyczą i jakie są rodzaje akcji przywoławczych, jakie prawa i obowiązki ma właściciel pojazdu?
Coraz bardziej skomplikowana technologia, rosnąca presja czasu i kosztów wywierana na producentach czy dostawcach powodują, że od lat rośnie liczba akcji przywoławczych.
W latach 2015-2019 o 100% zwiększyła się liczba działań oficjalnie zgłoszonych do niemieckiego Federalnego Urzędu Transportu Samochodowego (KBA). Producent informuje KBA z reguły tylko wówczas, gdy chodzi o usterki mające istotne znaczenie dla bezpieczeństwa, dotyczące np. hamulców, poduszek powietrznych czy zawieszenia.
Sensację wywołała akcja przywoławcza Mercedesa, która objęła prawie 850 tys. pojazdów na całym świecie, z czego ponad 239 tysięcy – w samych Niemczech. W przypadku wyprodukowanych pomiędzy I 2017 r. a X 2021 r. diesli w sterowanej podciśnieniem pompie płynu chłodniczego może wystąpić nieszczelność między obwodem płynu chłodzącego a układem podciśnienia. KBA podaje, że „wadliwy zawór recyrkulacji spalin może zwiększyć ryzyko wystąpienia pożaru”. Problem dotyczy klas C (W205), E (W213), E Coupe (C238), E Cabrio (A238), S (W222/W223), CLS (C257), GLC (X253), GLE (W167), GLS (X166) oraz G (W463).
Mercedes poprosił właścicieli aut o niezwłoczne skontaktowanie się z serwisem i umówienie się na sprawdzenie samochodu. Niemiecki producent radzi, aby „zachować szczególną ostrożność” podczas jazdy oraz ograniczyć „użytkowanie pojazdu do niezbędnego minimum”. Naprawa zależy od dostępności części, a także od wersji oprogramowania, a serwisy koncernu przeprowadzają ją falami.
Jakie prawa i obowiązki mają właściciele samochodów? – Z czysto prawnego punktu widzenia producent nie musi nawet pokrywać kosztów napraw wynikających z akcji przywoławczej – mówi Gabriele Schön, prawniczka z ADAC Nordrhein. Można dochodzić zwrotu kosztów tylko w ramach odpowiedzialności za wady fizyczne lub w ramach gwarancji. Ze względów wizerunkowych producent zazwyczaj bierze na siebie koszty prac – tak, jak to miało miejsce w przypadku Mercedesa.
Nawet jeśli naprawa trwa kilka dni, właściciel pojazdu musi sam zorganizować sobie transport i samodzielnie wrócić z warsztatu do domu. Wyjątkiem jest zapewniana przez niektóre marki gwarancja mobilności. Jeśli usterka jest nią objęta – przysługuje pojazd zastępczy. W przeciwnym razie można liczyć jedynie na dobrą wolę producenta lub przychylność ze strony sprzedawcy. Szansa jest, zwłaszcza gdy jednocześnie nie naprawia się wielu aut – przedstawiciele branży motoryzacyjnej doskonale zdają sobie sprawę, że pierwszy nowy samochód danemu klientowi sprzedaje salon, a kluczowy wpływ na to, czy wróci po kolejny, ma już serwis.
Jeśli akcja przywoławcza ma miejsce w ciągu pierwszych dwóch lat obowiązywania ustawowej odpowiedzialności za wady fizyczne, można się spierać, czy prace naprawcze w ramach akcji podpadają pod rękojmię. Staje się to trudne, jeśli np. dotyczy ona wszystkich pojazdów z danej serii. W przeciwnym razie można żądać od dealera zwrotu kosztów przejazdu do i z warsztatu. O możliwych rozwiązaniach zawsze warto otwarcie porozmawiać z pracownikiem salonu.
W niektórych krajach dana akcja serwisowa może zostać uznana za obowiązkową – chociażby ze względu na zagrożenie bezpieczeństwa. Dotyczy to również usterek istotnych z punktu widzenia ochrony środowiska, np. spowodowanych wyciekiem oleju lub problemami związanymi ze spełnieniem normy emisji spalin. W takiej sytuacji kierowcy muszą się stawić w warsztacie na wezwanie.
W przypadku „zwykłych” akcji serwisowych nie chodzi już o bezpieczeństwo czy środowisko, ale likwidację wad, które mogą w dłuższej perspektywie wyrządzić więcej szkód. Nabywcy są o nich informowani zazwyczaj bezpośrednio przez producenta. Problem pojawia się w przypadku samochodów używanych, bo producent najczęściej nie dysponuje adresami nowych właścicieli. Jeśli samochód nie jest serwisowany w autoryzowanym warsztacie, klient może się nawet nie dowiedzieć o akcji.
W Polsce wezwania na akcje serwisowe (również najważniejsze) nawet najstarszych samochodów są publikowane na stronie UOKiK (uokik.gov.pl).
Dotyczą zazwyczaj wyposażenia z zakresu komfortu, takiego jak klimatyzacja czy multimedia. W takich wypadkach naprawa jest potajemnie przeprowadzana podczas kolejnego przeglądu. Ci, którzy nie serwisują auta w autoryzowanym warsztacie, pozostają z usterką. Wskazówka: w przypadku nowszych modeli można po prostu zapytać – autoryzowani dealerzy mogą to sprawdzić w bazie danych.
Poprawka serwisowa może polegać na wgraniu np. nowego oprogramowania do sterownika automatycznej skrzyni, które rozwiąże problem szarpania przy zmianie biegów czy zmieni strategię ich zmian.
Liczba wezwań stale rośnie. W 2019 r. liczba oficjalnych akcji przywoławczych osiągnęła rekordowy poziom. Niestety niespecjalnie spada.
W Niemczech kierowca, który odmówi odstawienia pojazdu na wybrane, poważne akcje serwisowe ryzykuje jego wycofaniem z ruchu do czasu dokonania naprawy.
Rosnący stopień skomplikowania pojazdów pozwala przypuszczać, że natężenie akcji serwisowych z czasem będzie rosło. Choć odstawienie samochodu do ASO na kilka czy kilkanaście dni może być uciążliwe, nie warto lekceważyć tej konieczności. Niektóre usterki mogą prowadzić do wypadku lub pożaru, jak to ma miejsce np. w przypadku diesli BMW z wadliwą chłodnicą układu recyrkulacji spalin.