Coraz częściej zdarza się, że po wystawieniu ogłoszenia nie pojawia się odzew. Wyjaśniamy, dlaczego tak się dzieje i jak sobie z tym radzić.
W latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych auta sprzedawały się jak świeże bułeczki. Handlarze samochodów byli gotowi płacić za to, by zobaczyć tygodnik ogłoszeniowy jeszcze w drukarni, zanim dotarł do kiosków, a miłośnicy okazji chodzili na giełdy o czwartej czy piątej rano.
Obecnie rynek należy do kupujących, którzy stali się wyjątkowo wybredni. Na bezwypadkowej karoserii 10-latka przeszkadzają odpryski lakieru. Auto odświeżone z wypolerowanym lakierem „na pewno jest malowane”. Przebieg wyższy niż 100 tys. km to tragedia, a brak klimatyzacji i felg ze stopów lekkich okazuje się wadą dyskwalifikującą. Z jednej strony dyscyplinuje to trochę handlarzy, którzy sprowadzają coraz lepsze i w związku z tym coraz droższe auta, ale frustruje także prywatnych sprzedających, którzy próbują się pozbyć własnego, zadbanego egzemplarza. Pokazujemy, co najbardziej zniechęca potencjalnych klientów i jak temu zaradzić.
Przed wystawieniem ogłoszenia warto zrobić rozeznanie na rynku lub choćby przejrzeć podobne ogłoszenia. Jeśli dany egzemplarz nie jest wyjątkowy, nie warto zbytnio windować ceny wywoławczej, „żeby było z czego targować”. Lepiej zachować umiar i wpasować się w środek widełek cenowych, a później negocjować cenę w granicach rozsądku. Podawanie najniższej ceny lub jej gwałtowne obniżanie co tydzień także jest błędem, ponieważ sugeruje to potencjalnym nabywcom, że samochód jest w kiepskim stanie.
W obawie przed wysokimi cenami ogłoszeń kierowcy uciekają do mało popularnych portali, które mają bez porównania mniejszą oglądalność. W szczególnych przypadkach nie jest to 2 lub 3 razy mniejsza oglądalność, ale np. 10- czy 100-krotnie (!). Owszem – jeśli to nic nie kosztuje lub kosztuje niewiele, można sobie na takie ogłoszenie pozwolić, zwłaszcza w wypadku, kiedy nie spieszy się nam ze sprzedażą. Jeśli sprawa jest pilna, trzeba niestety pogodzić się z kosztami i wykupić ogłoszenia w dużych portalach.
Z ogłoszeniami o sprzedaży samochodów niszowych jest taki problem, że mało kto do nich zagląda. Widać to doskonale po statystykach odsłon. Każde ogłoszenie o sprzedaży Audi A4 w ciągu jednego dnia może być wyświetlone więcej razy niż oferta sprzedaży Rovera 600 w ciągu całego miesiąca.
Nawet popularne modele mogą okazać się niesprzedawalne, jeśli mają np. nieudany silnik. Dla przykładu – niezbyt drogi Ford Mondeo Mk3 w benzynowej wersji 2.0 będzie się cieszył dużym zainteresowaniem potencjalnych kupujących. Ale już odmiana 1.8 SCi z bezpośrednim wtryskiem to samochód, którego się raczej unika.
Hasło „sportowe zawieszenie” może skutecznie zniechęcać potencjalnych kupujących, którzy założą, że takim autem nie da się jeździć po naszych drogach.
Są takie okresy w roku, kiedy samochody sprzedają się słabo. Należą do nich m.in. święta, a także miesiąc powakacyjny (urlop wyzerował budżet). Wystawianie ogłoszeń w tym okresie jest marnowaniem pieniędzy.
Im lepsze zdjęcia w ogłoszeniu, tym większa oglądalność. Owszem – nie każdy daje się złapać na fotografie robione przez profesjonalistów, którzy podkręcają wygląd, ale jeśli na zdjęciach niewiele widać, wówczas kupujący pomija to ogłoszenie.
Zdarza się, że jakiś kolor nie pasuje zbytnio do danego modelu (np czerwony do Mondeo Mk4 czy fioletowy do Hondy Civic). Czasem wskazuje na przeszłość – np. kolor budyniu sugeruje, że auto było taksówką. To zniechęca nabywców.
Przebieg, jaki są w stanie zaakceptować kupujący, zależy od klasy samochodu. Auto miejskie nie powinno mieć więcej niż 100 tys. km, samochód klasy średniej – 200 tys. km. Jedynie w limuzynach klasy premium przebieg nie stanowi problemu.
Wiatr, deszcz, niska temperatura i szybko zapadający zmrok sprawiają, że potencjalnym nabywcom nie chce się jeździć na oględziny.
Nie jest tajemnicą, że pewne marki i modele częściej występują w niektórych rejonach Polski niż w innych. Dla przykładu w Warszawie kierowcy bardzo cenią sobie młode Hondy czy Mazdy. W małych miejscowościach wiejskich górą będzie starszy Passat bo łatwiej i taniej się go naprawia. Nabywcy coraz rzadziej jeżdżą po całej Polsce i starają się kupować auta lokalnie.
Sprzedaż samochodu to gra nerwów. Dobrzy handlarze zdają sobie z tego doskonale sprawę i jeśli są pewni swojego samochodu, trzymają go w ogłoszeniach choćby pół roku, bo wiedzą, że w końcu i tak znajdzie się kupiec. Prywatne osoby na ogół stają się bardziej zniecierpliwione już po miesiącu. Niepotrzebnie. Spokój jest tutaj jak najbardziej wskazany.