Opakowanie płynu do uszczelniania opon zajmuje dużo mniej miejsca od koła zapasowego, nie kosztuje też zbyt wiele. Czy można na takim preparacie polegać?
Coraz więcej samochodów zamiast w koło zapasowe wyposażonych jest w preparat do uszczelniania przebitej opony. Z wożenia dodatkowego koła rezygnują też często kierowcy pojazdów z instalacją LPG. Wnękę zajmuje zbiornik gazu, a umieszczenie koła w bagażniku znacznie ogranicza jego funkcjonalność. Ponadto użycie preparatu do uszczelnienia opony jest szybsze i mniej skomplikowane niż wymiana koła, co ma duże znaczenie, gdy do awarii dojdzie w niebezpiecznym miejscu, np. na autostradzie.
Postanowiliśmy sprawdzić, czy użytkownicy samochodów mogą liczyć na popularne uszczelniacze w spreju. Tu od razu trzeba zaznaczyć, że tego typu preparaty są przeznaczone jedynie do naprawy niewielkich przebić w czołowej strefie opony. Gdy dojdzie do uszkodzenia boku lub przecięcia opony, nie powinno się stosować tego typu substancji. Po pierwsze – nie są one w stanie uszczelnić takich dziur, po drugie – poważne uszkodzenia kwalifikują ogumienie jedynie do wymiany.
Aby sprawdzić skuteczność pianki do uszczelniania, za pomocą wiertła wykonaliśmy otwór w czołowej części opony. Warto pamiętać, że preparatu nie stosuje się w przypadku uszkodzenia boku opony ani przy dużych dziurach czy rozcięciach. Wtedy oponę trzeba wymienić.
Zgodnie z instrukcją koło ustawiliśmy tak, by wentyl znajdował się na „godzinie trzeciej”. Po wstrząśnięciu preparatu podłączyliśmy rurkę do wentyla koła i wprowadziliśmy substancję. Z przebicia opony słychać było wydostający się gaz, a po chwili zaczęła wypływać z niego substancja uszczelniająca.
Po wprowadzeniu substancji ciśnienie w kole wynosiło 1,4 bara. Tak jak zaleca producent preparatu, by ten uległ właściwemu rozprowadzeniu w oponie, niezwłocznie rozpoczęliśmy jazdę. Po 10 km dopompowaliśmy koło do 2,2 bara. 24 godziny później ciśnienie nie zmieniło się – preparat zadziałał.