Mercedes plus McLaren? W pierwszej dekadzie XXI w. jednym z pierwszych skojarzeń towarzyszących takiemu zestawowi był SLR. Dziś McLaren Artura Spider i Mercedes-AMG SL 63 pokazują, dlaczego ta historia nie doczekała się kontynuacji.
Ta historia prawdopodobnie zaczęła się między 1997 a 1998 rokiem: McLaren znalazł w Mercedesie zasobnego partnera biznesowego, a wyścigowe doświadczenie Brytyjczyków pozwoliło firmie ze Stuttgartu dogonić czołówkę królewskiej klasy sportów motorowych. Po 40 latach przerwy Srebrne Strzały powróciły tak nagle, jakby w ogóle nie zniknęły. Prestiż, nowoczesna technologia i zawrotne tempo – wszystko wskazywało na to, że McLaren i Mercedes tworzą duet idealny.
Marketingowa machina Mercedesa natychmiast zaczęła poszukiwać sposobów, by maksymalnie wykorzystać efekt aureoli. Już podczas prezentacji koncepcyjnego pojazdu Vision SLR stało się jasne, że nie chodzi tylko o efektownie zdobiony model specjalny klasy A w wersji F1 Edition z 1999 r. Pełen pewności siebie Mercedes za wzór obrał bowiem klejnot koronny marki, czyli model SLR Uhlenhaut Coupe z lat 50. ubiegłego wieku. Wszyscy byli przekonani, że teraz już nic nie może pójść nie tak. Wszyscy, poza samym Mercedesem…
W zarządach fuzję Daimlera z Chryslerem uznawano wówczas za doskonały pomysł. Tymczasem na niższym szczeblu nowy, niezwykle dynamiczny partner wyścigowy pchnął dotąd rozsądnych Niemców w stronę świata hipersamochodów. McLaren już w połowie lat 90. zapewnił sobie ekskluzywny pomnik w postaci dopuszczonego do ruchu modelu F1, który do dziś inspiruje branżę do tworzenia ekstremalnie drogich i zaawansowanych technologicznie maszyn dla kolekcjonerów.
I właśnie do tego dążył także Mercedes. Pragnął zapewnić sobie miejsce wśród motoryzacyjnej elity i już zawsze odnosić sukcesy. Zespoły konstrukcyjne Mercedesa zaprzęgnięto do współpracy z ekipą McLarena. Wówczas oznaczało to prawdopodobnie zderzenie powolnej korporacyjnej biurokracji z bezceremonialną orientacją na wyniki, złożonej struktury organizacyjnej z płaską hierarchią, a kultywowanego przez dekady przywiązania do bezpieczeństwa z ostrym zastrzykiem adrenaliny. Klusek z soczewicą i kiełbaską z fish and chips.
Nie wygląda to oczywiście na dobre połączenie, ale raczej na kulturowe zwarcie. Osoby zaangażowane w ten projekt ze strony Mercedesa, McLarena i AMG do dziś wymownie milczą na temat niezliczonych zawiłości, które napotkali. Jedno jest jasne: z pierwotnie planowanych 3500 egzemplarzy ostatecznie sprzedano i dostarczono tylko 2157. Partnerzy prawdopodobnie profesjonalnie doprowadzili projekt do końca, wywiązali się z kontraktów, a następnie w 2009 r. rozstali się z zachowaniem twarzy. Żegnajcie i do widzenia.
Gdy SLR schodził ze sceny, McLaren miał już w zanadrzu model MP4-12C, którego radykalna koncepcja z centralnym silnikiem odzwierciedlała dzisiejsze DNA McLarena i stanowiła jasny komunikat: koniec z Mercedesem. Smukłe, narwane maszyny z Woking to zupełnie inna liga niż spełniający wymagające standardy komfortu i bezpieczeństwa masywny SLR z umieszczonym z przodu i doładowanym kompresorem 5.5 V8.
Pod koniec 2009 r. zakończono trwającą od 1995 r. współpracę, rozstanie przebiegło spokojnie, choć było definitywne. Silniki Mercedesa trafiały teraz także do rywali McLarena w F1, a do 2011 r. Mercedes – po znacznie głośniejszym zerwaniu z Chryslerem i zmianie nazwy na Daimler AG – sprzedał wszystkie swoje udziały w McLarenie.
Mercedes zdawał sobie jednak sprawę, że pojawienie się modelu SLR McLaren uwolniło dżina z butelki i nie uda się już nad nim zapanować. Od czasu W113 z 1955 r. marka postrzegała SL-a jako dostojnego, luksusowego hedonistę lub dwumiejscową, otwartą klasę S, a dzika, wyścigowa natura modeli 300 SL i 300 SLR na ponad pół wieku trafiła do muzealnej galerii przodków z dopiskiem: „oczywiście moglibyśmy, gdybyśmy chcieli”. Po Mercedesie SLR McLaren świat wiedział, że jednak nie mogą...
W tym newralgicznym momencie na scenę wkroczył zupełnie nieoczekiwany gracz: Mercedes-AMG. Były fabryczny tuner Mercedesa, a od 2005 r. pełnoprawna spółka koncernu, w 2009 r. – przy okazji tworzenia SLS AMG i mimo pewnego oporu wewnątrz firmy – dostał wolną rękę na rozwijanie sportowych samochodów Mercedesa. Model GT tak trwale umocnił pozycję AMG, że obecnie do ich gamy trafił nawet SL, który pełni rolę roadstera w rodzinie AMG GT. Idealny kompromis! Przynajmniej w teorii…
W praktyce lepiej się jednak przejechać najnowszym McLarenem Artura Spider oraz Mercedesem-AMG SL i samemu sprawdzić, na czym polega budowanie bezkompromisowego sportowego auta. Albo bezkompromisowego SL-a. Bo to zupełnie inna historia, o czym w Mercedesie wiedzą już od 1955 r.
SL nigdy nie był torową bestią i przez 70 lat nikomu to nie przeszkadzało. Ale dziś, pokonując pierwszy zakręt Mercedesem-AMG SL 63 4Matic+, zaczynamy się zastanawiać, czy Mercedes zamiast udanego kompromisu nie ma po prostu dwóch luk w ofercie? Brakuje bowiem zarówno bezkompromisowo komfortowego SL-a, jak i rasowego samochodu sportowego, a w zawieszeniu między segmentami utkwił już SLR McLaren.
Nie bez powodu McLaren Artura Spider służy nam za punkt odniesienia w świecie sportowych aut. Aby wyobrazić sobie idealnego, bezkompromisowego SL-a, wystarczy zwizualizować sobie przeciwieństwo modelu Artura, coś na kształt jego luksusowego, komfortowego bliźniaka. Zamiast czujnego, dostarczającego wyraźny obraz jezdni i precyzyjnie reagującego układu kierowniczego w SL-u oczekujemy pewności i spokoju, bez przesadnej bezpośredniości. Samochód prowadzi się lekko i płynnie wpisuje w zakręty. Jego masa jest wyczuwalna, ale bardziej daje wrażenie stabilności, niż ogranicza zwinność i dynamikę. Do precyzyjnego skrętu wystarczy delikatne dotknięcie kierownicy.
Jeżeli chodzi o zawieszenie, obecny AMG-SL stara się jednocześnie sprostać wymaganiom Północnej Pętli, zapewniać stabilność na autostradzie i oferować atmosferę beztroskiej jazdy, w efekcie wydaje się nie wiedzieć, czym właściwie chce być. Tymczasem McLaren konsekwentnie skupia się na tym, co najważniejsze: gwarantuje aerodynamiczny docisk, maksymalną trakcję, precyzyjne trzymanie się idealnej linii, szybkość w długich łukach i zdecydowane wchodzenie w ciasne zakręty. Co istotne, Artura nie jest przy tym przesadnie twarda, dzięki doskonale zestrojonemu zawieszeniu zapewnia odpowiedni komfort nawet na nierównej nawierzchni, co dobrze wpisuje się w jej zrównoważoną koncepcję.
W tym, jak wymyślona jest Artura można też odnaleźć cenną lekcję od byłych kolegów z McLarena, na wypadek gdyby Mercedes kiedyś znów zdecydował się na pogoń za duchem legendarnego 300 SLR: mniej znaczy więcej. Niższa masa, węższy zakres zastosowań i koncentracja na kluczowych kompetencjach. Marka od dekad przekonuje, że Mercedes bez wysokiego poziomu bezpieczeństwa i codziennej użyteczności nie może być prawdziwym Mercedesem – tymczasem kultowe ikony, 300 SL i 300 SLR, udowadniają coś dokładnie przeciwnego!
Warto dodać, że były główny projektant Mercedesa, Bruno Sacco uznał, że połączenie w Mercedesie SL W113 (Pagoda) z 1963 r. dwóch różnych koncepcji – czysto sportowego 300 SL Gullwinga i bardziej cywilizowanego 190 SL – było błędem. To jednak nie do końca prawda, bo żaden inny producent nie miał w portfolio tak udanego i tak długo pielęgnowanego połączenia komfortu, wszechstronności i elegancji, jakie oferował SL. Natomiast radykalnie sportowy charakter Gullwinga przez dekady pozostawał w uśpieniu i nigdy nie trafił do luksusowego SL-a. Dopiero nieudana próba wskrzeszenia modelu SLR sprawiła, że na światło dzienne znów wyszedł ten niespokojny duch, z którym marka najwyraźniej nie potrafi sobie poradzić.
Zuchwały SLS AMG mógłby być samochodem znacznie bliższym klasycznej idei, był jednak zdecydowanie za duży, a co dopiero dzisiejszy AMG SL o długości 4,7 m. Dla porównania: nawet niezbyt filigranowy McLaren Artura jest krótszy od AMG SL 63 o całe 16 cm i mimo dodatkowej technologii hybrydowej waży ok. 400 kg mniej niż niemiecki konkurent. Zważywszy na te parametry, McLaren raczej nie żałuje rozstania: w klasie sportowych aut zrzucenie pół tony to nie kosmetyka, ale prawdziwe wyzwanie konstrukcyjne.
Mimo wszystkich tych rozważań, jaki mógłby, powinien czy musiałby być, AMG SL 63 potrafi nas jednak oczarować na swój własny sposób: jego nisko dudniące V8 biturbo z lekkością wbija nas w fotel, a oko cieszą szeroka konsola środkowa i widok na długą maskę... Być może Mercedes powinien mieć w tym segmencie trzy różne samochody: AMG jako surowego króla dramatu z domieszką muscle cara, całkowicie elektrycznego, pełnego wdzięku i bardzo komfortowego SL-a oraz model SLR – spójny i autentyczny, pozbawiony zbędnych dodatków i radykalny. Są w stanie to zrobić. Bez wątpienia.
Zanim Mercedes przejął 40% udziałów w McLarenie, producentów łączyła już współpraca w Formule 1. Od 2003 r. drogowy supersamochód, SLR, miał łączyć ducha obu marek. W rezultacie powstała niezwykła mieszanka dwóch filozofii, które w rzeczywistości trudno ze sobą pogodzić. Zakładano, że większość z limitowanej do 3500 egzemplarzy serii Mercedesa SLR McLaren przypadnie na coupe oraz roadstery. Dodatkowe emocje miały zapewniać odmiany specjalne, 722, 722 GT i Stirling Moss. Ostatecznie model nie spełnił jednak pokładanych w nim oczekiwań.
Układ z silnikiem centralnym: niska pozycja za kierownicą, doskonała widoczność w przód, a jednostka i skrzynia biegów za kokpitem. / fot. Hardy Mutschler/AZ
Pionowy, umiarkowanej wielkości wyświetlacz, przyciski rozmieszczone wokół instrumentów i na smukłej konsoli środkowej. / fot. Hardy Mutschler/AZ
Układ napędowy z silnikiem umieszczonym z przodu: kierowca siedzi tuż przed tylną osią, a przed sobą ma widok na imponującą maskę. / fot. Hardy Mutschler/AZ
Szeroki tunel środkowy i ogromny wyświetlacz: wewnątrz nie znajdziemy wielu nawiązań do purystycznego pierwowzoru modelu SL. / fot. Hardy Mutschler/AZ
Za nagłośnienie w SL-u odpowiada niemiecki producent systemów audio – Burmester. / fot. Hardy Mutschler/AZ