Modelem znanym ze słynnego na cały świat rekordu, a także z roli w legendarnym serialu wybieramy się w podróż w wyjątkowych okolicznościach przyrody. Czyli... spędzamy białą noc w Szwecji za kierownicą wspaniałego Volvo Volvo P1800 – w „praktycznej” (w sam raz na wakacje) wersji ES.
Słodka bezsenność… Życie toczy się niespiesznym, komfortowym rytmem. Na łąkach krowy w rozleniwieniu przeżuwają trawę na leżąco, tylko jedna podnosi głowę i rzuca na nas spod długich rzęs powłóczyste, uważne spojrzenie niczym jakaś supermodelka. Nad brzegiem jeziora stadko dzikich gęsi przysypia z głowami schowanymi pod skrzydła… Sielanka.
Nasze krwistoczerwone Volvo P 1800 ES z charakterystycznym dla marki, mezzosopranowym pomrukiem wydechu mknie dalej, pozostawiając za sobą ten obrazek niczym wyjęty z powieści „Cudowna podróż” Selmy Lagerlöf.
Ale i sam model P1800 to (certyfikowany!) symbol „cudownych podróży”, zwłaszcza tych bardzo długich. Volvo P1800 może się bowiem poszczycić wpisem do Księgi Rekordów Guinessa – dzięki rekordowemu przebiegowi 4 890 992 km. Więcej w linku poniżej.
Silnik mruczy z metalicznym pogłosem, a ja z wielką przyjemnością naciskam pedał gazu. Elektroniczny (!) wtrysk benzyny D-Jetronic Boscha natychmiast zaopatruje cylindry w paliwo, auto skacze w przód z miłą spontanicznością. Wciskam mocno, do samego końca sprzęgło (bardzo polecamy tę metodę nie tylko w starych autach) i chwytam niesamowicie długi lewarek skrzyni biegów. Dwoma spokojnymi ruchami zmieniam nim przełożenie z „trójki” na „czwórkę”. Delikatność zawsze się opłaca w kontaktach z maszynami – a cóż dopiero z maszyną w takim wieku i takim stanie!
Puszczam spokojnie sprzęgło, a dwulitrowy, 4-cylindrowy silnik rozwijający maksymalną moc 124 KM (przy prędkości 6000 obr./min) i o zaskakująco wielkiej sile w dolnym zakresie obrotów, ciągnie w przód jak rasowy koń.
Nie, ten szwedzki oryginał, choć kiedyś upodobał go sobie sam król, nie jest żadnym mięczakiem, luksusową „latającą kanapą”. To istny Wiking: mocny, zdecydowany, nieustępliwy. Nie dajcie się zwieść jego pięknej linii shooting brake…
Zjeżdżamy w dolinę, prędkość pozwala już sięgnąć po niegdysiejszą szwedzką specjalność: przycisk aktywujący overdrive. To inaczej nadbieg, ale nie w sensie piątego biegu, a swego rodzaju zwrotnica, która dzięki przekładni planetarnej uruchamianej magnetycznie zmienia całe przełożenie skrzyni biegów. Pozwala to na zmniejszenie obrotów silnika i ogromne oszczędności podczas jazdy w trasie – poniżej 100 km/h overdrive nie działał.
Pochodząca z początku lat 70. wersja ES łączyła cechy kombi i coupe. Klasycznym P1800 jeździł wcześniej serialowy „Święty”.
Na zewnątrz panuje zupełnie nieskandynawski upał, jadę z łokciem wyrzuconym za okno i trzymam kierownicę samymi czubkami palców. Wyposażony w jej wspomaganie samochód prowadzi się spokojnie i przewidywalnie, nawet jeśli kierownicą trzeba wciąż ruszać, by utrzymać wcześniej obrany tor jazdy.
Cały czas kołacze mi w głowie słowo „insomnia”. Inaczej „bezsenność” – i to jest chyba najłagodniejsza wersja tego schorzenia, gdy za kierownicą jednego z najbardziej egzotycznych samochodów, jakie powstały w Europie, jedzie się w pełnym słońcu o godzinie 23 z minutami. Jego tarcza zniknęła nam tylko na chwilę, gdy opuszczaliśmy Göteborg, ale kiedy minęliśmy twierdzę Bohus nad północnym brzegiem rzeki Göta Älv, wyjechaliśmy wprost na niebieskie niebo i... jasne słońce. Jest po północy, a ja szukam w schowku okularów przeciwsłonecznych.
Na krótko przed dojechaniem do Stenungsund skręcamy na północny zachód, z powrotem w stronę morza. Potem łukiem przez most na wyspę Stenungsön, stamtąd skokiem na drugą wyspę – wysepkę raczej – Källön i… I za chwilę nasze piękne coupe-combi żegluje już wysoko nad cieśniną, mostem Tjörnbron. Czujemy się niemal jak w szybowcu, gdy tak przemykamy wśród błękitu nieba nad czarnymi, pokrytymi plątaniną krzewów skałami na brzegach. Na szczęście, zaraz za przepięknym, niebywale fotogenicznym mostem jest punkt widokowy.
Byłby idealny na romantyczne schadzki, gdyby nie przyciągające wzrok wielkie tablice przedstawiające tragedię, jaka miała tu miejsce w styczniu 1980 r. Zima była straszna, nawet jak na skandynawskie pojmowanie zimna. To wtedy najdłuższy wówczas na świecie most łukowy, wybudowany 20 lat wcześniej Almöbron, uległ kompletnemu zniszczeniu. Duży statek handlowy – Star Clipper – porwany przez wielką ławicę kry i zniesiony z toru wodnego w stronę mostu, wbił się z impetem w jego podpory.
Uderzenie było tak silne, że cała konstrukcja po prostu zniknęła, zwaliwszy się na znajdujący się poniżej statek, siejąc potworne zniszczenia na frachtowcu i wśród jego załogi. Nieświadomi niczego kierowcy samochodów – zanim pojawiły się pierwsze służby drogowe – wciąż jechali w stronę nieistniejącej już przeprawy. W wyniku tej tragedii śmierć w lodowatej wodzie poniosło jeszcze 8 pasażerów samochodów. Suma wszystkich strat była zaś trudna do oszacowania.
Nowy most stanął w zaledwie 14 miesięcy później – tym razem w formie konstrukcji wantowej (z charakterystycznymi pylonami i linami) o zupełnie niesłychanej urodzie. Trudno o piękniejsze miejsce, gdzie cywilizacja styka się z dziką naturą.
Ostatni rzut oka na malowniczą cieśninę, czas jechać dalej. Wskakuję na obłędnie wygodny fotel Volvo – już wtedy Szwedzi wiedzieli, jak konstruować fotele przyjazne dla kręgosłupa. Choć P1800 ES stworzono jako samochód sportowy, piękne gran turismo, „umeblowano” jak salonkę. Do tego wspaniale narysowana deska rozdzielcza z drewna, niesamowitej jakości winylu i skóry, bogata w przełączniki, wskaźniki, zegary, manometry…
Choć nikt nie próbuje udawać, że to jakiś potwór na kołach – owszem, tak jak wspomniałem wyżej, P1800, potrafi sprawnie przyspieszać, ale... To przede wszystkim cruiser: 124 KM nawet przy masie własnej 1070 kg nie dadzą oszałamiających osiągów, zresztą świadomość, że za prowadzenie tylnych kół odpowiada sztywna oś na wleczonych wahaczach jednoznacznie wybija z głowy jakiekolwiek szaleństwa. Cruising, cruising i jeszcze raz cruising. Cudowne auto na wycieczki krajoznawcze.
Volvo P1800 ES – dane techniczne | |
---|---|
Silnik | benzynowy, R4, 1986 cm3 |
Moc maksymalna | 124 KM/6000 obr./min |
Maksymalny moment obrotowy | 172 Nm/3500 obr./min |
Napęd | na tylne koła |
Skrzynia biegów | manualna, czterobiegowa, plus overdrive |
Zawieszenie z przodu | podwójne wahacze poprzeczne |
Zawieszenie z tyłu | oś sztywna |
Hamulce przód i tył | tarczowe |
Wymiary (dł./szer./wys./rozstaw osi) | 439/170/128/245 cm |
Osiągi i zużycie paliwa | |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 10,5 s |
Prędkość maksymalna | 180 km/h |
Średnie zużycie paliwa | 10,2 l/100 km |
I idealne na taki właśnie dzień: najdłuższy dzień roku. Jadąc po drogach drugiej klasy, zanurzeni we wspaniałe szwedzkie krajobrazy nie potrzebujemy samochodu wyczynowego, a wiernego, komponującego się z tym, co wokół nas, towarzysza podróży.
Być może Volvo P 1800 ES nie jest najpiękniejszym samochodem świata, ani nawet najpiękniejszym Volvo – choć są ludzie uważający inaczej – ale ma swój własny, zupełnie wyjątkowy charakter, wręcz charyzmę. Jest dumne, a przy tym w jakiś dziwny sposób doskonale pasuje do każdej sytuacji i każdego otoczenia – autostrady, drogi krajowej, szutrowej dróżki, łąki, lasu, skalistej pustyni…
Jedziemy szybko, ale bez przesady. Właśnie zaczęły się wakacje. Wszędzie szaleją dzieci, plaże i nadmorskie promenady są pełne ludzi – także o tak dzikiej godzinie. Szwedzi to potrafią: jak już jest słońce, jak już jest ciepło, wystawią na nie każdy możliwy centymetr kwadratowy ciała. I są w słonecznym nastroju.
Nasze Volvo zdaje się uśmiechać, ma podobnie pogodny nastrój, gdy wąskimi dróżkami o doskonałej asfaltowej nawierzchni kierujemy się z powrotem do „mostu z historią”. Za Tjörnbronem jesteśmy znów w „kontynentalnej” Szwecji, gdzie z kolei trudno znaleźć choć jednego człowieka. Wygląda więc na to, że cała ludność południowej części kraju zmieniła się w czcicieli słońca i wyniosła w ciągu kilku godzin na plaże i wybrzeża. Tylko nad jeziorami w interiorze trafiają się pojedynczy uciekinierzy od tego trendu. Moczą nogi w zimnej wodzie albo bez zbędnego pośpiechu myją pokłady swych łodzi.
Dojeżdżamy do 20-tysięcznego miasta Alingsås, gdzie zupełnie wymarłe ulice sugerują kompletne zawieszenie w czasie. Po kilku rundkach wokół centrum i po pustym rynku starego miasta wyjeżdżamy na południowy zachód, w stronę Göteborga – i Morza Północnego. Kiedy docieramy z powrotem do punktu wyjścia, jest środek „nocy”. Zaczyna się zachód słońca: czerwona tarcza schodzi niżej i niżej, by zniknąć zupełnie – ale tylko samym obwodem. Wciąż jest jasno, choć właśnie zaczęła się prawdziwa noc. Potrwa jeszcze zaledwie jakiś kwadrans.
Z leżącego na południowym zachodzie Szwecji macierzystego dla Volvo Göteborga ruszamy na północ. Po przejechaniu ok. 50 km, obok Stenungsund, kierujemy się na wyspę Tjörn. Objechawszy ją i nasyciwszy oczy wspaniałymi widokami, wracamy na stały ląd i ruszamy w stronę jeziora Mjörn, a stamtąd z powrotem do Göteborga.
Na zdjęciu – Volvo P 1900 Sport, przodek P1800 ES. Ten mały roadster powstał w 1954 r. w amerykańskiej manufakturze łodzi motorowych Glasspar. Miał 70-konny silnik 1.4, ramę kratownicową i nadwozie z włókna szklanego.