Silnik V12 stanowi filar i duszę Ferrari, dlatego ma zostać utrzymany przy życiu jak najdłużej, co należy do dobrych wiadomości. Gorszą jest to, że aby nadążyć za normami emisji spalin, Włosi będą musieli wyposażyć go w turbodoładowanie.
Dzięki przejściu kilka lat temu na turbodoładowane V8, a także V6 z układem hybrydowym w model 296 GTB, udało się uzyskać wyższą moc przy jednoczesnym ograniczeniu zużycia paliwa i emisji szkodliwych substancji do atmosfery. Teraz podobny los czeka „V-dwunastkę", która według źródeł bliskich firmie z Maranello otrzyma turbodoładowanie.
A to leży w sprzeczności ze wcześniejszymi doniesieniami o tym, że ma ona jedynie zostać połączona z układem hybrydowym. Jeśli sprawdzi się najnowszy scenariusz, jednostka V12 będzie miała niższą pojemność niż 6,5 litra i dwie turbosprężarki – po jednej na rząd cylindrów.
Związek Ferrari z 12-cylindrowym silnikiem w układzie widlastym sięga 1947 roku, kiedy pojawiło się pierwsze auto z V12 – wyścigowe 125 S. Jednostka miała zaledwie 1,5 litra pojemności i wyciskała z siebie raptem 116 KM. W kolejnych latach otrzymała ona jedną sprężarkę mechaniczną, co zaowocowało mocą 230 KM (1948 rok), a w 1949 roku – dwie. Efekt? 280 KM.
Silnik V8 trafił do Ferrari w roku 1973, więc znacznie później niż V12. Z kolei V6 było stosowane już w latach 60. XX wieku w modelu Dino.
Pewne jest, że nadchodzący SUV Purosangue, następca 812 oraz nowe wcielenie LaFerrari otrzymają silnik V12. Nie jest jednak pewne, czego się spodziewać – czy samej turbodoładowanej jednostki napędowej, czy może wspomaganej układem hybrydowym, w czym Włosi mają już praktyczne doświadczenie – z podobnych rozwiązań korzystają już LaFerrari, SF90 czy 296 GTB.
Lamborghini – rywal Ferrari zza miedzy – również znajduje się w rozkroku. W jego przypadku jest praktycznie pewne, że pozostanie przy wolnossącym V12 tak długo, jak to tylko możliwe, a na wyzwania współczesności ma odpowiedzieć za pomocą układu hybrydowego. Włosi przyznają, że zastosowanie turbodoładowania wpłynęłoby negatywnie na dźwięk, ograniczyłoby maksymalną liczbę obrotów oraz osłabiło reakcje ich silnika na gaz.
O ile w 2017 roku ówczesny szef Ferrari – Sergio Marchionne – wykluczał turbodoładowanie w jednostkach V12, mówiąc o hyrbydyzacji, o tyle potem okazało się, że taka koncepcja napędu może mieć sens. Pokazała to choćby zmiana pokoleniowa w przypadku 458 (wolnossące V8) i jego następcy 488 (turbodoładowane V8 o mniejszej pojemności).
W rezultacie tych zmian moc wrosła z 570 do 670 KM, przy okazji o 100 kg zwiększyła się masa własna, ale za to czas rozpędzania do 100 km/h spadł z 3,4 do 3,0 s. Z drugiej strony – choć nowsza ewolucja tego auta zapewnia wyraźnie lepsze osiągi, klienci są jednak skłonni płacić więcej za używane 458 niż za nowsze, mocniejsze 488. Wynika to z lepszych reakcji na gaz oraz z ostrzejszych, wyższych i bardziej uzależniających dźwięków poprzedniego modelu.
Pierwszy SUV Ferrari ma mieć właśnie turbodoładowane V12. Mówi się, że moc tego auta w najbardziej ekstremalnej wersji wyniesie nawet 1000 KM, co zdecydowanie wyróżniłoby je z tłumu innych mocarnych SUV-ów i pozwoliło samodzielnie rządzić na drogach (dla porównania – Lamborghini Urus korzysta z podwójnie doładowanego silnika V8 wytwarzającego 650 KM).
Taką samą jednostkę otrzyma LaFerrari. Z tym że tutaj obok „uturbionego” V12 zapewne zastosowanie znajdzie układ hybrydowy. A może jednak Włosi zostawią wolnossącą jednostkę, dając jej jeszcze chwilę pożyć, i skupią się na zwinności prowadzenia oraz przyczepności?
Cokolwiek nastąpi, wygląda na to, że dni czystego, nieskażonego, wolnossącego, niezapomnianego V12 są już policzone.