Koszt wprowadzenia normy Euro 7 będzie wyraźnie wyższy, niż wskazują na to szacunki Komisji Europejskiej. Tak wynika z badania przytoczonego przez ACEA – Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów.
Norma Euro 7 miałaby zostać wprowadzona w życie już w lipcu 2025 roku. Do tej pory przedstawiciele kilku producentów negatywnie wypowiadali się na jej temat. Szef Skody uznał, że jej wejście w życie może oznaczać koniec dla najmniejszych modeli tego wytwórcy. Czyli Fabii, Scali i Kamiqa. Powód? Zbyt wysoki koszt produkcji.
Z kolei szef BMW – Oliver Zipse – uznał, że spełnienie wymogów Euro 7 za dwa lata jest „całkowicie niewykonalne”. Przy okazji skrytykował też przyszłe warunki testowe, które w ramach tej normy będą musiały spełnić samochody i nazwał je „całkowicie nierealistycznymi” (TUTAJ przeczytasz o tym więcej).
Teraz na temat przyszłej normy emisji spalin wypowiedziało się Europejskie Stowarzyszenie Producentów Pojazdów. Na swojej stronie internetowej ACEA przedstawiła wyniki badania przeprowadzonego przez Frontier Economics – firmę konsultingową założoną w 1999 roku, która zajmuje się mikroekonomią i udziela porad klientom z sektora publicznego oraz prywatnego.
Zgodnie z przedstawionym raportem dostosowanie pojedynczego auta osobowego i dostawczego do normy Euro 7 wyniesie około 2000 euro (ok. 9000 zł). Z kolei w przypadku pojazdów ciężarowych i autobusów z silnikami wysokoprężnymi to 12 000 euro (ok. 54 000 zł).
Liczby te są od 4 do 10 razy wyższe niż szacunki Komisji Europejskiej zawarte w ocenie wpływu Euro 7 na ceny samochodów. Według jej przedstawicieli to 180-450 euro (ok. 810-2000 zł), natomiast w odniesieniu do ciężarówek i autobusów – 2800 euro, czyli ok. 12 600 zł.
Z kolei według szefa Skody Euro 7 dla aut osobowych spowoduje wzrost ich ceny o około 5000 euro (ok. 23 000 zł). W rezultacie za najtańszą Fabię (silnik 1.0, 80 KM) trzeba by zapłacić około 90 000 zł (TUTAJ przeczytasz o tym więcej).
Szacunki przytoczone przez ACEA obejmują jedynie bezpośrednie koszty produkcji, a więc dodatkowego wyposażenia i konieczności dokonania niezbędnych inwestycji. Co istotne, nie odpowiadają one cenom zakupu samochodów, które byłyby prawdopodobnie wyższe niż przy uwzględnieniu przytoczonych wcześniej liczb.
Już obecna norma Euro 6 (wraz z jej kolejnymi aktualizacjami) jest jak do tej pory najbardziej kompleksową i rygorystyczną w dziedzinie emisji zanieczyszczeń na świecie.
„Europejski przemysł motoryzacyjny jest zaangażowany w dalsze ograniczanie emisji z korzyścią dla klimatu, środowiska i zdrowia. Jednak propozycja Euro 7 po prostu nie jest właściwym sposobem, aby to zrobić, ponieważ miałaby bardzo mały wpływ na środowisko przy bardzo wysokich kosztach” – stwierdziła Sigrid de Vries, dyrektor generalna ACEA.
„Większe korzyści dla środowiska i zdrowia zostaną osiągnięte dzięki przejściu na elektryfikację, przy jednoczesnym zastąpieniu starszych pojazdów na drogach UE wysoce wydajnymi modelami Euro 6/VI” – dodaje de Vries.
Co istotne, a o czym praktycznie nikt nie mówi – wprowadzenie założeń Euro 7 pociągnie za sobą kolejne koszty pośrednie w postaci wyższego zużycia paliwa niż w przypadku obecnych aut. ACEA szacuje, że wzrośnie ono o 3,5%. Dlaczego? O tym akurat nie wspomniano.
Względem Euro 6 norma Euro 7 przewiduje przede wszystkim redukcję tlenków azotu o 35% i 13-procentowe ograniczenie obecności cząstek stałych w spalinach samochodów. Poza tym po raz pierwszy obejmuje również redukcję zanieczyszczeń pochodzących z opon i hamulców.
Auta zgodne z Euro 7 mają być zaopatrzone w specjalne urządzenia kontrolne, które w razie problemów z jakością spalin prześlą informację o tym do odpowiednich organów.
Przyszła norma przewiduje również ostrzejsze warunki brzegowe testów, o których właśnie wspominał Zipse. Przykładowo maksymalna temperatura otoczenia podczas prób została zwiększona z 25 do 45 stopni Celsjusza, a wysokość (symulowane warunki) – z 1600 do 1800 m.
Zmieniono również wymagania dotyczące długości okresu, w jakim napęd auta ma być zgodny z nową normą. O ile obecnie jest to dystans 100 000 km lub okres 5 lat, w przyszłości ma to być odpowiednio 200 000 km i 10 lat.