Pomimo globalnego kryzysu Lamborghini, będące jedną ze spółek koncernu Volkswagen, ma się wyśmienicie. Pula zamówień na auta tego włoskiego producenta wyczerpała bowiem produkcję zaplanowaną na następne 18 miesięcy – aż do początku 2024 roku.
Podczas recesji bogaci się bogacą, a biedni – biednieją. To prawda stara jak gospodarka. To też prawda, której znakomitym przykładem jest Lamborghini, ze swoim portfelem zamówień obejmującym kolejne 18 miesięcy.
„Mamy coraz więcej klientów, którzy wybierają samochody Lamborghini. Dzieje się tak, ponieważ ufają oni naszej marce, widzą, jak piękne są to auta oraz jakie niesamowite zapewniają osiągi. Aby utrzymać ten trend, przydałoby się, aby światowa gospodarka pozostała nieco bardziej stabilna” – twierdzi szef włoskiej marki, Stephan Winkelmann.
Co ciekawe, Lamborghini udało się całkowicie ominąć problem z brakiem półprzewodników. Był to celowy ruch niemieckiego właściciela marki, ponieważ zarabia on znacznie więcej na sprzedaży pojedynczego egzemplarza samochodu z Sant'Agata Bolognese niż w przypadku Seata, Skody czy Volkswagena.
Włosi na początku sierpnia ogłosili najlepsze półrocze pod względem sprzedaży w swojej historii. W tym czasie nabywców znalazło 5090 aut tego producenta, marża operacyjna osiągnęła wysokość 32%, a zysk operacyjny „skoczył” do 425 milionów euro.
Ferrari, będące największym rywalem Lamborghini, również odnotowało rekordowe wyniki w drugim kwartale bieżącego roku, co pozwoliło na podniesienie prognozy rocznej tego producenta.
Ale Lamborghini, podobnie zresztą jak całą branżę motoryzacyjną, czekają duże zmiany. Do 2024 roku każdy model tego wytwórcy otrzyma wariant hybrydowy. Pierwsze w pełni elektryczne auto z Sant'Agata Bolognese spodziewane jest zaś w drugiej połowie dekady.
„To dużo w ciągu zaledwie dwóch lat. Robimy wszystko, co w naszej mocy, aby podążać za aktualnymi trendami i śmiało spoglądać w przyszłość” - dodaje Winkelmann.