Elektryki mają mały zasięg, więc nie robią dużych przebiegów? Wiele osób faktycznie tak uważa, to prawda. Ale tu na scenę wjeżdża Hyundai Ioniq 5, mówi „no to potrzymajcie mi piwo” i w trzy lata pokonuje ponad 666 tys. km. Wynik sam w sobie dość imponujący, a jeszcze ciekawiej zrobi się wtedy, gdy przeanalizujemy usterki, które się na tym dystansie przytrafiły.
Hyundai (i Kia zresztą też) ostatnio kojarzą się chyba przede wszystkim z dość mocno „odjechanym” designem. Wygląda trochę tak, jakby koreański koncern uparł się, żeby jak najwięcej się o nim mówiło właśnie w kontekście stylistyki. No i idzie im dobrze, a modele takie jak np. Inster, Ioniq 6 albo nowe Santa Fe albo się lubi, albo… nie. Ale na pewno nie można im odmówić wyrazistości i oryginalności.
Tymczasem przykład dość spokojnie wyglądającego Ioniqa 5 (jak na ostatnie standardy marki, rzecz jasna) pokazuje, że da się zabłysnąć też i czymś innym. Ale po kolei.
Oto historia egzemplarza, który jeżdżąc po Korei pokonał w nieco ponad trzy lata dystans taki, jakiego nie powstydziłby się Volkswagen Passat B5 1.9 TDI przywieziony z ekskluzywnego niemieckiego komisu gdzieś pod holenderską granicą. I choć całkowicie bez awarii się nie obeszło, to jednak przeciwnicy aut elektrycznych mogą być jednak zawiedzeni.
To, co widzicie na zrzutach ekranu i załączonym filmie (niestety, jest po koreańsku), to Hyundai Ioniq 5 z prawdopodobnie najwyższym przebiegiem na świecie. Na liczniku auta widnieje już dość imponujące… 666 255 kilometrów.
To ogromny dystans, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że samochód ma zaledwie trochę ponad trzy lata. Średnio pokonywał więc aż 608 kilometrów dziennie.
Czy pojawiły się jakieś usterki? Oczywiście, na każdym aucie taki dystans zazwyczaj odciska jakieś piętno. Regularnie wymieniany był olej w mechanizmie różnicowym oraz płyn hamulcowy, ale to akurat eksploatacja. Obecnie auta nie można ładować ze prądem zmiennym (AC), ponieważ uszkodzeniu uległa jednostka sterująca ładowaniem (ICCU) – element wymaga wymiany. Na szczęście nadal można korzystać z ładowarek DC, a to wiadomość dobra o tyle, że mamy tu do dyspozycji znacznie wyższą moc.
Warto też podkreślić, że przez cały ten czas samochód tylko raz przeszedł w tryb awaryjny.
Najpoważniejsza usterka dotyczyła – a jakże – baterii trakcyjnej. Co ciekawe, element został wymieniony bezpłatnie po przebiegu ok. 580 tys. km. No i to dość nietypowe, bo przecież gwarancja na baterię jest ograniczona przebiegiem. Możliwe jednak, że producent zdecydował się na taki gest, bo chciał mieć zużytą baterię u siebie i oddać ją do analizy. I (albo) rozegrać marketingowo fakt, że ogniwa wytrzymały niemal 600 tys. km.
To imponujące tym bardziej, że właściciel regularnie korzystał z szybkiego ładowania DC i zawsze ładował baterię do 100 proc. (!). No a to – według wielu teorii – szybka droga właśnie do skrócenia żywota baterii… Co ciekawe, z filmu wynika, że akumulator trakcyjny miał w momencie wymiany nadal 87 proc. swojej pierwotnej pojemności.