Jak donosi Bloomberg, Ford szykuje się do redukcji 8000 miejsc pracy, aby sfinansować przechodzenie na elektromobilność. Zwolnienia mają nastąpić w najbliższych tygodniach i objąć przede wszystkim osoby odpowiedzialne za produkcję i rozwój aut spalinowych.
Taką sensację przekazała Bloombergowi jedna z osób z otoczenia kierownictwa amerykańskiego koncernu. Oprócz zwolnień w jednostkach odpowiedzialnych za pojazdy napędzane benzyną redukcja ma objąć także pracowników zajmujących się operacjami finansowymi. Pracę może stracić nawet 8000 osób.
Informacja ta pojawiła się niedługo po tym, jak dyrektor generalny Forda – Jim Farley – stwierdził, że koncern do 2026 roku planuje obciąć koszty o 3 miliardy dolarów i przekształcić Ford Blue w „silnik zysku i gotówki dla całego koncernu”.
Przypomnijmy, że w marcu Amerykanie dokonali restrukturyzacji, w ramach której wydzielili trzy podstawowe spółki. I tak: Ford Blue ma skupić się na pojazdach napędzanych jednostkami spalinowymi, Model e ma odpowiadać za rozwój aut elektrycznych, natomiast Ford Pro – za samochody dostawcze.
Większość cięć ma mieć miejsce w ojczyźnie firmy, czyli w Stanach Zjednoczonych, gdzie Ford zatrudnia 31 tys. pracowników najemnych. Redukcja etatów ma rozpocząć się jeszcze tego lata i uderzyć głównie w pracowników zajmujących funkcje operacyjne, jak i odpowiedzialnych za rozwój pojazdów spalinowych.
Amerykanie, co zresztą nie dziwi, odmówili bezpośredniego komentarza na temat sensacji Bloomberga. Do prasowych rewelacji odniósł się jednak rzecznik prasowy Forda – T.R. Reid – który w e-mailu do jednej z redakcji napisał tak:
Jak już wielokrotnie informowaliśmy, aby przeprowadzić transformację i jak najlepiej przygotować się do nowej, ekscytującej ery pojazdów elektrycznych, modernizujemy naszą organizację we wszystkich jednostkach biznesowych. Określiliśmy jasne cele dla naszej struktury kosztów, abyśmy stać się w pełni konkurencyjni wobec najlepszych w branży.
W marcu Farley zwiększył wydatki Forda na rozwój elektromobilności z 30 do 50 mld dolarów, jakie zamierza zainwestować do 2026 roku. Określił również plan, według którego koncern chce wytwarzać 2 mln aut na prąd rocznie (od 2026 roku). To bardzo ambitne założenia, zważywszy na fakt, że w 2021 roku Amerykanie na całym świecie sprzedali zaledwie 27 140 pojazdów elektrycznych.
Dla porównania General Motors do połowy bieżącej dekady chce zainwestować w rozwój elektromobilności i pojazdów autonomicznych kwotę 35 mld dolarów. Jego celem jest osiągnięcie pułapu sprzedaży na poziomie 1 mln samochodów. I to w samych Stanach Zjednoczonych.
Farley w jednym z niedawnych wywiadów stwierdził, że redukcja zatrudnienia jest kluczem do zwiększenia zysków, które ostatnimi czasy uległy obniżeniu. Spowodowane jest to zwiększonymi kosztami związanymi z hybrydami plug-in oraz elektrycznym Mustangiem Mach-E.
Co ciekawe, wypowiedzi w podobnym tonie były jedną z przyczyn odwołania dotychczasowego prezesa koncernu Volkswagen AG. Herberta Diessa na stanowisku szefa tego giganta z dniem 1 września ma zastąpić Oliver Blume.
Mamy zbyt wielu pracowników, a nasze pojazdy spalinowe i na prąd za mało na siebie zarabiają.
– powiedział Farley podczas konferencji motoryzacyjnej Wolfe Research w lutym bieżącego roku.
Z kolei Mercedes przy okazji podsumowania wyników za drugi kwartał 2022 roku ujawnił, że jego elektryczny model EQE jest tak samo opłacalny (jeśli nie bardziej) jak obecna klasa E. Dane te ujawnił dyrektor finansowy firmy – Harald Wilhel – który przy okazji zaznaczył, że większy EQS nie przynosi już porównywalnego zysku z klasą S.
Jest to ewenement w branży, ponieważ większość producentów, którzy dopiero „uczą się” elektromobilności, narzeka na to, że pojazdy na prąd przynoszą straty lub minimalne zyski. I to pomimo ceny, która przewyższa porównywalne auta spalinowe.
Dla porównania cena podstawowego wariantu klasy E (200 d, 160 KM) startuje z pułapu 205 900 zł. Z kolei za bazowy model EQE (300, 245 KM) Mercedes życzy sobie 319 900 zł.