W czasach PRL-u już samo posiadanie samochodu było czymś wyjątkowym. Ale na tym się nie kończyło. Kierowcy chętnie doposażali z trudem zdobyte auta w dekoracyjne, ale też i funkcjonalne gadżety. Taki tuning na miarę epoki. Tego typu akcesoria budzą dziś duży sentyment i… osiągają zaskakująco wysokie ceny. Oto kilka przykładów.
Tygodnik „Motor” wydawany jest już od ponad siedemdziesięciu lat. To szmat czasu, na przestrzeni którego motoryzacja zmieniła się nie do poznania. Co ciekawe – kierowcy zmienili się chyba trochę mniej. Wielu chciało kiedyś, i chce dzisiaj, by ich samochód różnił się od innych podobnych. Był bardziej efektowny, lepiej pasował do potrzeb, nie miał irytujących rozwiązań itp.
Tu do gry wkraczają akcesoria. Produkty – jak to się dziś nazywa – aftermarketowe dostępne były także w czasach PRL. Wytwarzały je zarówno wielkie, państwowe molochy, jak i drobni rzemieślnicy. Pojawiały się okresowe mody na poszczególne rozwiązania, zatem pewne elementy akcesoryjne widywane były na ulicach nawet częściej od standardowych.
Nostalgia za wszelkimi gadżetami z epoki PRL jest ciągle powszechna. Świadczą o tym ceny używanych aut – jeszcze nie tak dawno temu bezwartościowe Maluchy, Duże Fiaty czy Polonezy sprzedawane są dziś za dziesiątki tysięcy złotych. W ślad za tym w górę poszły także ceny akcesoriów, upodabniających samochody jeszcze bardziej do minionej epoki. Oto kilka przykładów.
Niedawno Maluchowi stuknęła „pięćdziesiątka”, ale sentyment do auta nadal jest w narodzie silny. Na pierwsze publiczne prezentacje schodziły się tłumy, od razu stworzono system przedpłat, aby „przeciętny Polak” mógł w końcu przesiąść się z roweru/motoroweru/motocykla na umiarkowanie nowoczesny – na swoje czasy – pojazd.
Budził pożądanie, był gwiazdą filmów, woził rodziny na wakacje – po prostu jeden wielki gadżet. To model, który w największym stopniu kojarzy się z PRL-em. Ale pamiętamy oczywiście o Warszawach, Syrenach, Dużych Fiatach i Polonezach.
Trudno chyba o bardziej charakterystyczny element tuningu optycznego wnętrza z tamtych czasów od akcesoryjnej gałki zmiany biegów. Przybierała różne formy, w przeźroczystym tworzywie sztucznym imitującym bursztyn zalany był zazwyczaj model starodawnego samochodu, ale zdarzały się też wizerunki pań, emblematy marek itp.
Cały Maluch był jeżdżącym gadżetem, ale to w niczym nie przeszkadzało w tworzeniu dla niego akcesoriów – jednym z wielu był metalowy łącznik pozwalający na lekkie uchylenie pokrywy silnika w czasie jazdy. Miało to chronić jednostkę napędową przed przegrzaniem.
Bardzo częsty widok w autach w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ubiegłego wieku – zwłaszcza pies z kiwającą się głową. Później wyszedł z mody, ale obecnie taka zabawka znowu wprawia w dobry humor. Fani Mercedesa mogą nawet zamówić sygnowanego przez markę pieska. Kosztuje 35 euro.
Chlapacze – inaczej mówiąc osłony przeciwbłotne – teoretycznie muszą być wyposażeniem obowiązkowym niektórych nowych aut także dzisiaj (choć opis wymogów jest tak skomplikowany, że nawet nie warto go przytaczać). W praktyce auta homologowane są bez nich, ale... w czasach PRL-u były powszechnie stosowane. Chodziło o ochronę auta tak swojego, jak i innych narażonych na brud wyrzucany spod kół.
Na zdjęciu powyżej widzimy radiomagnetofon Unitra Diora Skald SMT 331, wprowadzony do produkcji w 1975 roku. To dość wysoka półka technologiczna, większość kierowców musiała się zadowolić tylko radiem – i zapewne były to odbiorniki z rodziny Safari, także produkowane przez Diorę. Pojawiły się na rynku w 1972 r. i doczekały się wielu modyfikacji.
Ktoś myśli, że przyozdabianie auta chromowanymi końcówkami wydechu to pomysł ostatnich lat? Nic bardziej mylnego. Kiedyś dość popularne były nakładki na końcówki rur przypominające kocie łapki. Najczęściej spotkać je można było na starszych autach – Syrenach, Wartburgach, pierwszych Dużych Fiatach czy Maluchach. Nie pełniły żadnej praktycznej funkcji, nie miały też wpływu na odgłosy wydawane przez auto. Zwykłe ozdoby.
Moda na wieszanie czegoś na lusterku wewnętrznym panuje do dziś. Zmieniają się tylko zawieszki. Dziś jest to najczęściej odświeżacz powietrza, wcześniej powszechnie widywało się płyty CD, a w czasach PRL wiele samochodów miało we wnętrzu pamiątkowe, jubileuszowe proporczyki. Często były to pamiątki z wyjazdów.
W latach 60/70/80. ubiegłego wieku nie było zbyt wielu akcesoriów pozwalających zmodyfikować wygląd auta. Dodatkowe oświetlenie, powszechnie nazywane halogenami, było jednym z najczęściej stosowanych rozwiązań. Trzeba przyznać, że dzisiaj bardzo dobrze wpisuje się w ducha tamtej epoki, takie światła zazwyczaj pasują do wyglądu większości pojazdów wyprodukowanych w czasach PRL-u.
Kontrolowanie prędkości obrotowej w Fiacie 125p (zdjęcie powyżej), Polonezie czy Maluchu nie jest może najbardziej istotnym zadaniem kierowcy, ale już wyposażenie auta w obrotomierz było powodem do pewnej dumy. Był to sportowy akcent w nudnych do bólu wnętrzach.
Dobrze – hamulce tarczowe nie są gadżetem, ale już naklejka ostrzegająca kierowców z tyłu, że dysponujemy autem z niezwykle skutecznymi hamulcami już tak. Faktycznie, przeskok z Syreny do Dużego Fiata w tej dziedzinie był olbrzymi.
Oryginalnych gadżetów z epoki już nie przybędzie, te, które są dostępne w sprzedaży, uzyskują olbrzymie ceny. Zwykłe emblematy modeli mogą kosztować kilkaset złotych, podobnie jak ozdobne listwy nadwozia, kołpaki itp. Ma to jednak swój niezaprzeczalny urok, szczególnie dla osób, które pamiętają takie gadżety z przeszłości. I o to przecież chodzi w klasycznej motoryzacji. I dodatkach do niej.