Strefy czystego transportu budziły jeszcze niedawno spore kontrowersje. Na razie działa... tylko jedna – i to w dość umowny sposób. Jakie wnioski można wyciągnąć z 3-miesięcznego funkcjonowania SCT w Warszawie?
Park samochodowy w naszym kraju do najmłodszych nie należy, nawet w dużych i zamożnych miastach często spotyka się auta emitujące nadmierną ilość spalin. Sposobem na rozwiązanie tego problemu miało stać się wprowadzenie stref czystego transportu – czyli obszarów, w których zakazany byłby wjazd pojazdów szkodzących otoczeniu najbardziej. Innymi słowy – zwykle najstarszych i najtańszych.
Spotkało się to z mieszanym przyjęciem. Mieszkańcy najbardziej narażonych na działanie spalin dzielnic i tzw. ruchy miejskie takim pomysłom kibicowały. Kierowcy podchodzili do tego z dużo większym dystansem. Przecież drogie, paliwożerne, ale nowe SUV-y spokojnie mieściłyby się w narzucanych ograniczeniach wjazdu, a drogi zamknięte byłyby dla wielu aut leciwych, ale oszczędnych i zadbanych.
Kontrowersje budziły też kreślone obszary, na których strefy czystego transportu miały obowiązywać i obowiązujące zasady – bardzo niekorzystne np. dla dostawców w starszych autach przyjeżdżających do centrów miast z przedmieść.
Klamka jednak w końcu zapadła – po burzliwych obradach warszawska rada miasta od 1 lipca wprowadziła SCT na swoim terenie. Mniej odważny był Kraków, w którym w ostatniej chwili decyzję przełożono o rok. Minął już jednak kwartał funkcjonowania strefy w stolicy, można pokusić się o wyciąganie pierwszych wniosków praktycznych. Co się zmieniło na ulicach?
Właściwie – to niewiele. Mamy znaki oznajmiające wjazd i wyjazd ze strefy, mamy zasady wyznaczające to, jakie auta mogą do niej wjechać, mamy listę wyjątków od tej reguły, a strażnicy miejscy testują kamerę kontrolującą przestrzeganie obowiązujących zasad.
Z drugiej strony – do SCT w Warszawie możemy wjechać autem niespełniającym wymogów nawet cztery razy w roku. Za piątym razem należy się nam mandat, ale do tego jest potrzebny spójny system nadzoru nad ruchem. Mamy więc jedną tego typu strefę w kraju, w której i tak obowiązują luźne zasady.
Strefa czystego transportu to obszar, po którym swobodnie poruszać się mogą tylko pojazdy spełniające określone normy, co redukuje zanieczyszczenie powietrza. Możliwość ustanawiania takich stref wprowadziła nowelizacja Ustawy z dnia 11 stycznia 2018 roku o elektromobilności i paliwach alternatywnych. Od 29 sierpnia 2018 w Polsce obowiązuje znak strefa czystego transportu.
Pierwszym – i na razie jedynym – miastem, w którym SCT już działa, jest Warszawa. Ruszyła 1 lipca 2024 r. Obejmuje większość Śródmieścia i fragmenty otaczających je dzielnic.
Ponad 320 miast na kontynencie wprowadziło już strefy czystego transportu. Każde kształtuje je według swojego uznania. W Sztokholmie to zaledwie jedna ulica w centrum, w Kopenhadze wzięto na celownik jedynie diesle, a w Londynie za opłatą 12,5 funta wjechać może każdy pojazd.
Kolejne tury konsultacji społecznych nie dały jeszcze odpowiedzi na temat ostatecznego kształtu SCT. Planowano jej wprowadzenie na rok 2025, ale jest bardzo prawdopodobne, że stanie się to później.
Było blisko, aby krakowska strefa ruszyła razem z warszawską. W ostatniej chwili, po sądowych starciach o legalność podjętej uchwały, data wprowadzenia została przesunięta o rok, na lipiec 2025. Wejście przepisów w życie ma zostać poprzedzone konsultacjami z mieszkańcami oraz przeprowadzeniem kampanii informacyjnej. Dopuszczalne są więc ciągle korekty w sprawie obszaru – na dziś granice SCT pokrywają się z granicami Krakowa.
Możliwość wprowadzenia strefy czystego transportu analizują m.in. Gliwice, Lublin, Rzeszów, Toruń, Łódź czy Poznań.
Auta, które nie spełniają podstawowych wymagań wjazdu do strefy, ale obowiązuje je jedno z wyłączeń z zasad, powinny być oznaczone specjalną nalepką. Za jej brak nie ma jednak żadnej kary.
W uproszczeniu: z katalizatorem lub DPF-em
Aby teraz wjechać do warszawskiej SCT, kierowca musi prowadzić samochód benzynowy spełniający co najmniej normę Euro 2 lub pochodzący z rocznika 1997 albo nowszego albo samochód z silnikiem Diesla spełniający co najmniej normę Euro 4 lub z rocznika 2005 albo nowszego. Co dwa lata wymogi będą zaostrzane.
Do pięciu razy sztuka
Każdy ma możliwość wjazdu do SCT cztery razy w ciągu roku kalendarzowego – niezależnie od tego, czy auto spełnia normy emisji spalin. Nie ma potrzeby zgłaszania nigdzie takiego okazjonalnego wjazdu. Teoretycznie służby będą mogły ustalić, że dany samochód wjechał już do SCT cztery razy w roku i dopiero za piątym kierowca powinien otrzymać mandat za wjazd do strefy bez uprawnień. O ile ruszy system nadzoru nad wjeżdżającymi pojazdami. Na razie go nie ma.
Nieuprawniony wjazd może (kiedyś) kosztować 500 zł
Zgodnie z Art. 96c Kodeksu wykroczeń: Brak zastosowania się do wymogów SCT będzie traktowany jak wykroczenie drogowe, za które można otrzymać mandat w wysokości 500 zł. Legalność wjazdu do Strefy Czystego Transportu będzie kontrolowana przez Policję i Straż Miejską na podstawie danych pozyskanych z Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców lub na podstawie dodatkowego wyłączenia wynikającego z uchwały rady miasta.
Na razie wszystkim się upiekło
Kierowcy kontrolowani są za pomocą mobilnej kamery Straży Miejskiej, podłączonej do ewidencji pojazdów oraz bazy aut korzystających z wyłączeń z ogólnych zasad. Potrzebny jest jednak spójny system kontrolujący na bieżąco wszystkie auta wjeżdżające i wyjeżdżające ze strefy i zliczający automatycznie, który raz „nielegalny” pojazd wjeżdża do strefy. Tego jeszcze nie ma.
Wyłączeń od ogólnych zasad jest sporo
Władze miasta wprowadziły do przepisów o SCT wyjątki dla wybranych grup. Są to przede wszystkim osoby z niepełnosprawnością, seniorzy (powyżej 70 lat) i mieszkańcy Warszawy płacący w niej podatki. W efekcie kierowcy, których pojazdy nie spełniają ogólnych wymogów strefy, ale zaliczają się do objętych wyjątkami grup, mogą w dalszym ciągu poruszać się samochodem po jej obrębie.