Audi RS 6 GT to więcej niż sportowe kombi. Oferuje potężny turbodoładowany silnik V8, inteligentny napęd na cztery koła i elementy rodem z samochodu wyścigowego. Zapraszamy na przejażdżkę limitowaną edycją superkombi o mocy 630 KM w zimowej alpejskiej scenerii.
Obok potężnego silnika i doskonałego napędu w pakiecie jest też poczucie wszechmocy. W Audi RS 6 Avant GT pojawia się ono automatycznie po wciśnięciu gazu. Czterolitrowe V8 zasysa powietrze do turbosprężarek, miesza je z dawką paliwa i błyskawicznie zamienia w energię mechaniczną.
Już w dolnym zakresie obrotów silnik zrzuca maskę gentlemana, zaczyna pulsować surową mocą i z brutalnym impetem wyrzuca do przodu ważące 2165 kg RS 6. Nowoczesne elektryki przyzwyczaiły nas do natychmiastowego momentu obrotowego, tu jest inaczej, więc przez chwilę podziwiamy, jak spalinowa jednostka Audi RS 6 Avant GT zasysa powietrze.
Ale gdy kolumny gazów wypełnią przestrzeń między turbosprężarkami a zaworami wydechowymi, a ośmiobiegowa automatyczna przekładnia ze zoptymalizowanymi czasami zmiany biegów znajdzie odpowiednie przełożenie, wówczas potężne kombi z napędem na cztery koła z impetem rusza naprzód. Brutalnie przyspiesza, a moc narasta progresywnie, coraz bardziej przytłaczając. Szybkie zmiany biegów wywołują wyraźne przeciążenia. Siły działające na kierowcę wbijają w fotel, wydłużają ramiona i niemal przesuwają wnętrzności.
Tej czystej, surowej sile towarzyszy złowrogi pomruk widlastej „ósemki”. W takiej chwili można zrozumieć, dlaczego entuzjaści tego dramatycznego spektaklu woleliby się zabarykadować w garażu i z determinacją bronić swojego ukochanego, spalinowego silnika, aniżeli ulec cichej, natychmiastowej mocy jednostek elektrycznych.
W chwilach tej zimowej zadumy patrzymy w lusterko wsteczne. Bo choć napęd spalinowy jeszcze trochę z nami zostanie, to jego dni są policzone. Najlepsze czasy ma już dawno za sobą, a Audi RS 6 Avant GT przypomina nam o tym z należytą powagą. Jego malowanie nawiązujące do legendarnego wyścigowego Audi 90 quattro GTO z 1989 r. przywołuje gorący okres rozwoju napędu quattro – od sukcesów rajdowych lat 80. po coraz bardziej cywilne zastosowania.
Napęd ten od początku tworzył wyjątkowo udane połączenie z turbodoładowanymi jednostkami. Wczesne pięciocylindrowe silniki borykały się z wyraźną „turbodziurą”, która powodowała dość nagły zryw. Wprowadzenie napędu na cztery koła pozwoliło opanować to gwałtowne przyspieszenie – zwłaszcza na śliskich rajdowych odcinkach specjalnych.
Z drugiej strony, to właśnie imponujące osiągi turbodoładowanych jednostek już na początku lat 80. zainspirowały do wykorzystania wówczas jeszcze wolno działającego napędu 4x4 poza terenami pełnymi skał, błota i stromych wzniesień. To połączenie okazało się strzałem w dziesiątkę i sprawdza się do dziś.
Także Audi RS 6 GT – najostrzejsza odsłona i kulminacja wieloletniej ewolucji samochodu sportowego – zachwyca niewiarygodnie udanym połączeniem hipermocnego biturbo V8 z zapewniającym znakomitą trakcję napędem na wszystkie koła.
Co więcej, robi to na dwóch poziomach: emocjonalnym i użytkowym. Brutalnie katapultuje z zakrętu, na prostych zmienia się w wehikuł czasu, a kolejny zakręt pojawia się szybciej, niż można by się spodziewać, zmuszając do zdecydowanego hamowania. Przemierzanie autostrad to jak błyskawiczne przeskoki między punktami w przestrzeni, bo odległości między nimi zdają się topnieć pod siłą potężnego napędu. To nie tylko szalona dawka adrenaliny, lecz także pokaz możliwości inżynieryjnych. Ale tak agresywne podejście do osiągów może wydawać się dziś nieco anachroniczne i znalazło się na indeksie.
Dane techniczne | Audi RS 6 Avant GT |
---|---|
Silnik | benzynowy, turbo |
Pojemność skokowa | 3996 cm3 |
Układ cylindrów/zawory | V8/32 |
Moc maksymalna | 630 KM/6000 |
Maks. moment obrotowy | 850 Nm/2300 |
Napęd | 4x4 |
Skrzynia biegów | aut./8-biegowa |
Długość/szerokość/wysokość | 500/195/145 cm |
Rozstaw osi | 293 cm |
Masa własna | 2165 kg |
Opony | 285/35 R22 |
Osiągi, zużycie paliwa (dane prod.) | |
Prędkość maksymalna | 305 km/h |
Przyspieszenie 0-100 km/h | 3,3 s |
Średnie zużycie paliwa | 12,3 l/100 km |
Ale jeśli spojrzeć na Audi RS 6 GT jak na dzieło sztuki, podziwiając jego inteligentne rozwiązania i imponujące możliwości, bez testowania ich granic na drogach publicznych, wówczas perspektywa się zmienia. Zanurzamy się w słodkiej melancholii, wspominając świat prawdziwej radości z jazdy, który zwyczajnie przestaje już istnieć.
Gdy wsuwasz się w idealnie skrojony fotel kubełkowy, świat wydaje się jednak całkiem w porządku. Bo znaleźliśmy się po drugiej stronie barykady, gdzie takie „świętości” jak RS 6 GT mają bardziej robić wrażenie, niż być bezlitośnie eksploatowanym narzędziem. Nostalgiczna rajdowa estetyka i brutalne osiągi łączą się w Audi RS 6 Avant GT w zaskakującą całość.
A temat quattro wkroczył też do królestwa Lamborghini i Ferrari – marek, które nie szukają już konfrontacji z innymi sportowymi autami w bohaterskich pojedynkach hamowania przed rondami czy na autostradowych pasach rozbiegowych podczas godzin szczytu. Ich główną kompetencją stało się epatowanie prestiżem i wartością.
Nie bez powodu Audi RS 6 Avant GT kosztuje oszałamiające 220 000 euro, co ma bardziej symboliczny wymiar, niż jest rzeczywistą kalkulacją ceny do możliwości. Wyprodukowany w zaledwie 660 egzemplarzach pojazd jest świadom swojej ekskluzywności. Włącz ogrzewanie w garażu i zrób miejsce w kolekcji.
Problem w tym, że RS 6 Avant GT – mimo poszerzonych nadkoli z włókna węglowego, wykonanej z tego samego materiału maski, regulowanego gwintowanego zawieszenia, seryjnych hamulców węglowo-ceramicznych i masywnego tylnego skrzydła – w gruncie rzeczy pozostaje całkiem zwyczajnym Audi. A samo kombi kojarzy się użytkowo i wywołuje naturalny odruch, by spakować się na zimowy wypoczynek i ruszyć w kierunku Alp
Gdy docieramy do celu, auto jest już pokryte grubą warstwą soli. To jednak bez znaczenia, z radością wspinamy się po oblodzonych drogach aż do pierwszego szlabanu. Te magiczne, ciche dni między pierwszym śniegiem a najazdem narciarzy mają w sobie coś niezwykłego.
Życzliwy człowiek wręcza nam klucz do bramy nieba: szlaban się podnosi, a my wjeżdżamy na tor saneczkowy, który wciąż pokrywa gruba warstwa puchu – ratrak nie zdążył go jeszcze wyrównać.
Ale nam się nie spieszy. Wśród wirujących płatków śniegu wdrapujemy się pod górę, a opony pewnie zachowują trakcję. Przyhamowujemy przed zakrętem i elegancko zarzucamy tyłem. Na koniec dodajemy gazu. Turbosprężarki rozgrzewają się do czerwoności, a wokół nas wzbijają się lśniące kryształki śniegu. Rajdowi święci zdają się przyglądać temu widowisku zza kamiennych murków: niech czuwają nad nami święci Röhrl i Blomqvist, a matka Mouton ma nas w swojej opiece. Dobre czasy kończą się dopiero, gdy wspomnienia o nich wyblakną. Nie dzisiaj. I jeszcze nie jutro.