W „Motorze” nr 2 z 1996 roku – pierwsza generacja bestsellerowego (także w aktualnym wcieleniu) SUV-a Kii, czyli modelu Sportage. Opisujemy wrażenia z jazdy wersją z najmocniejszym w gamie 128-konnym benzynowym silnikiem 2.0.
Wszystko wskazuje na to, że koreańscy producenci nie zamierzają poprzestać na wytwarzaniu wyłącznie aut masowych. Jednym z dowodów jest Sportage, pokazany przed dwoma laty na tokijskiej wystawie motoryzacyjnej, jeżdżący już po szosach naszego kontynentu.
Co jednak ciekawe, w przypadku tego samochodu Kia chce pójść dość nietypową drogą, bowiem zamierza wytwarzać go w specjalistycznej niemieckiej firmie Karmann, mieszczącej się w Osnabruck.
Sportage jest lekkim samochodem terenowym, budowanym w wersji 3- i 5-drzwiowej. Ze względu na funkcjonalność należy się spodziewać większego zainteresowania drugim z wymienionych modeli.
Jak przystało na auto typu off-road, w dodatku o niewielkiej długości (4,2 m), koło zapasowe umieszczono w nim z tyłu na 3 (5) drzwiach. Spora jest też wysokość pojazdu, wynosi bowiem 165 cm. Mimo więc dużych kół, a co za tym idzie dość wysoko przebiegającego poziomu podłogi, nad głowami pasażerów pozostaje jeszcze sporo miejsca. Nie brakuje go też z tyłu.
Bagażnik mieści 347 dm3, po rozłożeniu siedzeń 640 dm3, a po ich wymontowaniu wzrasta dwukrotnie. Konstruktorzy widać założyli, że Sportage będzie niektórym służył za bagażówkę.
Z tyłu pod podłogą kryje się sztywny most osadzony na dość twardych resorach. Dzięki temu nie najnowocześniejszemu, ale trwałemu rozwiązaniu, zdecydowano się na określenie nośności auta na ok. 500 kg, co przy masie własnej ok. 1450 kg należy uznać za wynik raczej dobry.
Szkoda tylko, że hamulce potraktowano przy tym trochę po macoszemu. Skoro ich słabość odczułem jeżdżąc bez obciążenia, to co będzie się działo po załadowaniu auta.
Dla odmiany mocy nie brakuje. Z przodu pod maską znajduje się 2-litrowy, 16-zaworowy silnik (128 KM). Nie zapewnia on co prawda błyskotliwych osiągów, ale też nikt ich w tym przypadku nie oczekuje. Przyspieszenie od 0 do 100 km/h w 14,7 s i prędkość maksymalną 166 km/h wypada uznać dla auta terenowego za parametry zupełnie wystarczające.
Napęd z silnika przenoszony jest na tylne koła, między którymi osadzono samohamowny mechanizm różnicowy. Na luźnej nawierzchni możemy dołączyć napęd kół przednich, a w razie potrzeby dodatkowo zredukować przełożenie ogólne (2:1).
W terenie Kia okazuje się dość sprawna, choć jej możliwości ograniczają stabilizatory osi, które znalazły się w podwoziu celem poprawy zachowania auta na szosie. Za to Sportage, podobnie zresztą jak i jego główny konkurent Toyota Rav 4, dzięki relatywnie niewielkiej masie prześlizguje się po przeszkodach, nie przejawiając tendencji do zapadania się w grząskim gruncie.
Wnętrze jest wyjątkowo bogato wyposażone. Praktycznie nie brakuje w nim niczego, co występuje w wozach klasy średniej.
Jedynym mankamentem, o czym już wspomniałem, wydają się słabe hamulce, a także układ kierowniczy, który pozbawia wyczucia tego, co dzieje się z kołami.
Drażnił mnie też nieustająco stukający i skrzypiący wspornik, na którym osadzono koło zapasowe. Ale akurat z tą wadą poradzi sobie każdy majsterkowicz.
Tekst: Wojciech Sierpowski, zdjęcia: autor; „Motor” 2/1996