Czym żyła zmotoryzowana Polska 50 lat temu? Między innymi efektowną promocją nowego modelu Seata, ciekawymi możliwościami jednośladu z Francji, tajnikami jazdy z przyczepą kempingową i potrzebną mobilną usługą wprowadzoną na Opolszczyźnie. Zajrzyjmy do „Motoru ” z 11 sierpnia 1974 r.
Reklama dźwignią handlu – wiele osób pewnie rozpoznaje (a pół wieku temu tych osób było jeszcze więcej) aktorkę opierającą się o czerwone auto z okładki naszego magazynu. To Ursula Andress (m.in. Doktor No z serii o Jamesie Bondzie). Podchwytliwe jest pytanie o markę samochodu. To Fiat/Seat 133, pierwsza samodzielna konstrukcja hiszpańskiego producenta, a pani Andress trafiła na listę nabywców wozu pod numerem 1.
Co do samochodu: model 133 to hybryda, tyle że pomysłów: stylizacja przedniej i tylnej części nadwozia czerpie garściami z Fiata 126, z boku auto przypomina 127, a płyta podłogowa pochodzi z 850 – mamy więc silnik z tyłu napędzający oczywiście tylne koła. Choć jest to pełnoprawny Seat, Fiat sprzedawał go na wielu rynkach też pod swoją marką. Przetrwał w produkcji do 1982 roku.
Nie jest to oczywiście pierwsza konstrukcja tego typu. Próby przewożenia zmotoryzowanego jednośladu w bagażniku samochodu znane były co najmniej 15 lat wcześniej. Do klubu producentów motorowerów składanych tym razem przyłączyła się jednak francuska firma Velosolex, jeden z największych ówczesnych producentów rowerów z silniczkiem pomocniczym.
Velosolex 5000 (na zdjęciu) zgodnie z tradycją firmy ma napęd przekazywany drogą cierną na oponę przedniego koła. Silnik o mocy 0,9 KM daje się łatwo zdejmować. Rama pojazdu jest zawiasowo dzielona mniej więcej w środku długości tak, że po złożeniu pojazd mieści się w bagażniku nawet niewielkiego samochodu.
Zużycie paliwa jest minimalne, rzędu 1,4 l/100 km. Oczywiście mieszanki oleju z benzyną. Pomaganie pedałami wymagane jest przy podjeżdżaniu pod wzniesienia o pochyleniu większym niż 10%.
Poradnik: jak uratować się, gdy wjedziemy zbyt ostro w zakręt z przyczepą na haku. Wiele osób zakładało, że po zarzuceniu przyczepy połączonym bardzo często z uniesieniem wewnętrznego koła należy dodać gazu, by zespół powrócił na zamierzony tor jazdy.
Do innych wniosków doszli kierowcy testowi Volkswagena. Korekty gazem sprawdzają się przy niewielkich odchyleniach od właściwego kierunku. Gdy sytuacja jest poważna, doświadczenia wskazywały, że należy hamować – jeśli trzeba nawet bardzo brutalne. Różne rodzaje przyczep powracały w takiej sytuacji „na ziemię”. Po dodaniu gazu w większości przypadków nie udawało się uniknąć przewrócenia domku.
Podobnie należy się zachować, gdy przyczepa wpadnie w wężykowanie. Ani dodawanie gazu, ani kontrowanie kierownicą nie dawało efektu. Lepiej było wcisnąć hamulec. A później jechać wolniej.
Tyle ustalenia sprzed pół wieku. Nawet dzisiaj brzmią kontrowersyjnie: wszyscy nadal odradzają gwałtowne hamowanie, przeciwnie – należy delikatnie dodawać gazu. Zalecane jest też powolne wytracanie prędkości przy utrzymywaniu kierunku jazdy na wprost.
Każdy remont placówki usługowej bądź handlowej, w tym punktów aptecznych, powodował wielomiesięczne kłopoty dla mieszkańców korzystających z tego typu punktów. Okazało się, że przy odrobinie tzw. zdrowego pomyślunku (jak to ładnie ujęto w archiwalnym numerze) sprawy obsługowo-handlowe można załatwić, przenosząc świadczenie usług po prostu na samochody. Radził tak sobie, i to od dłuższego czasu, Wojewódzki Zarząd Aptek w Opolu, który na czas remontu stałych punktów aptecznych zaopatrywał ludność w potrzebne im specyfiki i medykamenty ustawione na półkach specjalnych autobusów.
Na zdjęciu – apteczny punkt na kółkach w Ozimku, ówczesne województwo opolskie.