Czym żyła zmotoryzowana Polska 50 lat temu? Szarą codziennością, ale także wyścigami samochodowymi, drogowymi nowinkami z Zachodu oraz ciekawymi zagadnieniami dotyczącymi bezpieczeństwa jazdy. Zajrzyjmy do archiwalnego egzemplarza „Motoru” z 23 września 1973 r.
Oryginalna okładka wskazywała na dość ważny problem związany z oznakowaniem dróg – do końca nie było jasne, kto jest odpowiedzialny za stan znaków m.in. na ulicach Warszawy. Zdarzały się przypadki, że przewrócone lub uszkodzone tablice tygodniami nie powodowały niczyjej reakcji.
Podział kompetencji był na tyle niejasny, że kto inny odpowiadał za zwykłe znaki blaszane, a inna organizacja za te plastikowe, podświetlane. Sygnalizacja drogowa podlegała pod jeszcze inny zarząd – prawdziwy galimatias.
Powyżej zdjęcie ze startu wyścigu samochodów turystycznych w Toruniu: do zawodów gotowy jest cały tabun Polskich Fiatów 125p. To była przedostatnia eliminacja krajowego czempionatu, ale także ostatnie zawody mistrzostw krajów bloku wschodniego, czyli Pucharu Pokoju i Przyjaźni. Zwycięzcą tych rozgrywek został Polak, Andrzej Wojciechowski.
W klasyfikacji zespołowej zwyciężyła Czechosłowacja przed Niemiecką Republiką Demokratyczną. Polska zajęła trzecie miejsce, wyprzedzając Związek Radziecki. Zainteresowanie zawodników i kibiców sportem motorowym było spore, ale przeszkodą w rozwoju tej dyscypliny był całkowity brak profesjonalnej infrastruktury, przede wszystkim torów wyścigowych – zawody odbywały się na lotniskach, trasa wytyczana była oponami. Na obiekty w Kielcach i Poznaniu trzeba było jeszcze poczekać.
Problem opuszczonych samochodów blokujących miejsca parkingowe lub utrudniających przejazd nie jest niczym nowym. Powyżej zdjęcie z Londynu pokazujące zabieranie porzuconego auta z ulicy, ale takie działania zapowiadano także w Polsce. Mandaty okazywały się niedostateczną karą, planowano rozpocząć akcję odholowywania pojazdów.
Oczywiście w bariery przy drogach najlepiej jest w ogóle nie uderzać, ale czasami innego wyjścia nie ma. W sytuacjach ostatecznych, zachowując zimną krew, można jednak sprawić, żeby konsekwencje takiego zdarzenia okazały się minimalne.
Po pierwsze: uderzenie powinno nastąpić pod możliwie minimalnym kątem, jak byśmy starali się o barierę tylko otrzeć. Po drugie: tuż przed kontaktem należy przerwać hamowanie – to zwiększy szanse na zachowanie sterowności i ograniczy ryzyko poślizgu po odbiciu się od przeszkody. I przede wszystkim: z chwilą uderzenia w barierę nie można starać się od niej odjechać. Gwarantuje to poślizg i skierowanie auta na drugą stronę jezdni. Wbrew instynktowi należy „przykleić się” do bariery i wyhamować auto.