Czym żyła zmotoryzowana Polska 50 lat temu? Zimową eksploatacją aut, rozważaniami nad sensem stosowania procedury start-stop, parkingowymi problemami oraz podglądaniem zaplecza wyścigów długodystansowych. Zajrzyjmy do wydania „Motoru” z 27 stycznia 1974 r.
Czy jazda w zimie niszczy samochód? To bardzo ważne pytanie, ale tym razem nawet nie chodzi o przyspieszoną korozję, wynikającą z posypywania dróg solą. W niskiej temperaturze dochodzi do przyspieszonego zużywania się części silnika (przede wszystkim gładzi cylindrowych i tłoków) z uwagi na niewystarczające smarowanie w pierwszych chwilach po rozruchu – zwłaszcza wtedy, lata temu, gdy ówczesne oleje miały jednak dużo słabsze parametry od współczesnych odpowiedników.
Zatrzymywanie silnika na czas krótkiego postoju było zagadnieniem rozważanym już pół wieku temu – systemy start-stop w tym sensie nie są niczym nowym. W Szwajcarii zalecano wyłączanie jednostki przy każdym zatrzymaniu trwającym więcej niż 10 s.
Z drugiej strony, przy uruchamianiu silnika emituje się dużo więcej spalin niż podczas normalnej jego pracy, w dodatku z badań wynikało, że podczas tej czynności zdecydowana większość kierowców mocno wciskała pedał gazu, co jeszcze potęgowało efekt. Kolejną niepewność powodowały obawy, jak takie działanie zniosą rozrusznik i akumulator.
„Samochodów stale u nas przybywa, ruch jest coraz większy, coraz trudniej znaleźć też miejsce na postój auta. Wniosek jest prosty – trzeba dobrze wykorzystywać miejsca postojowe i umiejętnie ustawiać na nich pojazdy” – to początek artykułu sprzed pół wieku (i właściwie wszystko jest aktualne do dzisiaj). Ilustracją jest powyższe zdjęcie. Samochód widoczny pośrodku zablokował dwa miejsca parkingowe, co jest oznaką wyjątkowej samolubności. Pamiętajmy, by dziś też nie popełniać tego typu błędów, bo niestety – ciągle się one zdarzają.
Spojrzenie za kulisy 1000-kilometrowego wyścigu na torze Nurburgring. Na pięć dni przed startem zjeżdżają ekipy techniczne i wyładowują sprzęt wyścigowy – jak na zdjęciu wyżej. Cztery dni przed rozpoczęciem wyścigu na torze melduje się około 1200 sprawozdawców, dzień później pojawiają się zawodnicy. Zaczyna panować chaos – każdy ma formalności do załatwienia na ostatnią chwilę, zaczynają schodzić się kibice itp. W końcu startują treningi, a potem... już tylko wyścig.