Wśród kierowców panuje wiele mitów związanych z badaniami trzeźwości. Warto wiedzieć, jak jest naprawdę, bo konsekwencje złamania przepisów są bardzo poważne.
Tylko w 2019 roku podczas 16,8 mln kontroli trzeźwości w ręce policji wpadło niemal 111 tys. kierowców, którzy przekroczyli dozwolony limit alkoholu. U blisko 80 proc. zatrzymanych stwierdzono przynajmniej 0,5 promila alkoholu w organizmie. Ilu z nich wsiadło za kierownicę, wiedząc, że są pijani, a i lu zwyczajnie nie zdawało sobie sprawy, że łamią prawo? Takich danych nie ma.
Warto zapamiętać, że jeśli poprzedniego wieczoru piliśmy alkohol, a następnego dnia mamy dobre samopoczucie (bez objawów kaca), nie oznacza to, że jesteśmy trzeźwi. Wręcz odwrotnie, to sygnał, że należy sięgnąć po tester trzeźwości. Niestety, jak się okazuje, nawet „świadomy” kierowca, który po imprezie postanowi się przebadać, może nie zdawać sobie sprawy, że mimo pomyślnego dla niego wyniku przekracza dozwolony limit alkoholu. Najczęściej winny jest sprzęt, który może zaniżać wyniki. Powód? Każdy alkomat trzeba co 6 lub 12 miesięcy kalibrować (laboratoryjnie sprawdzać dokładność wskazań) oraz pamiętać, że należy o niego dbać, tzn. nie wystawiać go na działanie skrajnych temperatur, nie dmuchać w niego tuż po spożyciu alkoholu oraz regularnie używać.
Ale nawet w pełni sprawny, skalibrowany alkomat może być źródłem problemów. Jak to możliwe? Załóżmy, że zabieramy na wycieczkę na Maltę alkomat zakupiony w Polsce. Ponieważ w tym kraju dozwolony limit alkoholu we krwi to aż 0,8 ‰, pozwalamy sobie wieczorem wypić „trochę” wina. Zanim rano wyruszymy na wycieczkę samochodową, sprawdzamy trzeźwość – zawartość alkoholu we krwi mamy na poziomie 0,76 ‰, więc teoretycznie możemy prowadzić samochód, ale jeśli zatrzyma nas policja, maltański alkomat wskaże wartość 0,83 ‰, czyli powyżej dopuszczalnego limitu. Skąd bierze się taka różnica? Wszystkie alkomaty mierzą zawartość alkoholu w miligramach na jeden litr wydychanego powietrza, ale zwykle podają wynik w promilach. Przy zmianie jednostek stosowany jest przelicznik tzw. BBR (ang. Blood Breath Ratio), który różni się w poszczególnych krajach. W Polsce wynosi 2100:1, ale na Malcie, w Wielkiej Brytanii oraz Irlandii – 2300:1. Z kolei w Danii, Finlandii, Francji, Norwegii, Hiszpanii i Szwecji przelicznik jest niższy niż w Polsce i wynosi 2000:1. Jeżeli wracamy z tych krajów, mając alkomat ustawiony na tamtejszy BBR, należy koniecznie go zmienić na przelicznik obowiązujący w Polsce, ponieważ wyniki będą zaniżone. Jak się okazuje, takich pułapek, wątpliwości, a także mitów związanych z alkoholem jest o wiele więcej.
Kierowcy czasem są przekonani, że istnieją sposoby, które mogą zaniżyć poziom alkoholu w wydychanym powietrzu. Fakty są jednak takie, że nieważne, czy będą to cukierki miętowe, wypita szklanka octu, czy "odpowiedni" sposób dmuchania – nie pomoże to w oszukaniu alkotestu, a co więcej – może wręcz zawyżyć wskazania. Część tych sposobów może być rzeczywiście skuteczna w przypadku tańszych, amatorskich alkomatów, ale de facto zadziałają na naszą niekorzyść.
Policyjny przenośny alkotest może wykrywać nie tylko wydychany alkohol z płuc, ale także alkohol resztkowy, czyli zalegający w jamie ustnej. Ten może pozostać nawet po wypiciu małej dawki alkoholu lub zjedzeniu cukierka z alkoholem lub użyciu odświeżacza do ust.
Alkomat elektrochemiczny jest dość dokładnym urządzeniem, ale pod warunkiem, że jest używany zgodnie z przeznaczeniem. Jeśli tuż przed badaniem zapalimy papierosa, substancje znajdujące się w dymie tytoniowym mogą wręcz zostać zinterpretowane jako alkohol i podwyższyć wskazanie. Kolejne badanie, po odczekaniu kilku minut, powinno dać już miarodajny wynik.
Oprócz tzw. alkomatów dowodowych funkcjonariusze korzystają także z urządzeń AlcoBlow. Badanie takim alkotestem nie może stanowić dowodu w sprawie. Jednak to urządzenie działa szybko i nie wymaga dmuchania w ustnik, przez co zastępuje nos policjanta. Jeśli jednak wskaże przekroczenie, kierowca musi dmuchać po raz kolejny już w tradycyjny alkomat, na podstawie którego można karać za wykroczenie bądź przestępstwo.
Zdarzają się pomyłki alkotestu. Jeśli podczas pierwszego badania urządzenie wskaże pozytywny wynik, policjant wykonuje jeszcze dwa testy. Jeśli w obu przypadkach alkomat nie wykryje alkoholu, kierowcę uznaje się za trzeźwego.
Według przepisów urządzenia elektroniczne zapewniają podobny poziom dokładności co analizy krwi lub moczu na obecność alkoholu. W praktyce jednak są pobierane próbki płynów ustrojowych, aby sprawdzić, czy w organizmie kierowcy nie znajdują się narkotyki, a przy okazji – alkohol.
Wirtualne alkomaty mają niewiele wspólnego z rzeczywistym testem na zawartość alkoholu. Ich wyniki generowane są za pomocą prostych algorytmów, które nie uwzględniają indywidualnych predyspozycji osoby badanej dotyczących tempa przyswajania i spalania alkoholu. W praktyce najbardziej skuteczne i pewne metody na sprawdzenie promili w organizmie to badanie laboratoryjne próbki krwi czy pomiar alkomatem dowodowym, ewentualnie dobrym amatorskim alkotestem.
Piwo bezalkoholowe nie może zawierać więcej niż 0,5% alkoholu. Jednocześnie, jeśli ma być piwem, a nie napojem na bazie brzeczki, musi w nim zajść fermentacja, która prowadzi do powstania alkoholu, choćby w śladowych ilościach. W piwach 0,0% odparowuje się nawet te śladowe ilości alkoholu. Podczas testu sprawdziliśmy wpływ piwa o zawartości 0 i do 0,5% na trzeźwość kierowców. W obu przypadkach alkomat nic nie wskazał (tuż po wypiciu może jednak wykryć alkohol resztkowy). Warto pamiętać, że w teorii piwem do 0,5% można się upić, jednak wymagałoby to spożycia kilku litrów płynu, i to w bardzo krótkim czasie.
Uwaga! Jeśli piwo bezalkoholowe po otwarciu mocno się pieni i wylewa z butelki, to najprawdopodobniej doszło do wtórnej fermentacji i prawdopodobnie nie jest już ono bezalkoholowe!
Warto zauważyć, że śladowe ilości alkoholu mogą występować w fermentowanych napojach mlecznych, jak jogurt czy kefir, w kiszonkach, jak ogórki czy kapusta, a także w bardzo dojrzałych owocach czy tradycyjnym chlebie żytnim na zakwasie. Cały czas są to jednak śladowe ilości, które ostatecznie nie wpływają na poziom alkoholu w organizmie.
Piwa „light” zawierają około 3,5 proc. alkoholu, spożywanie ich może doprowadzić do utraty prawa jazdy i problemów z prawem podobnie jak picie „normalnego” piwa. Jedyne, na co może sobie warunkowo pozwolić kierowca, to wypicie małego piwa typu „light” i odczekanie około godziny, zanim wsiądzie za kierownicę. Najbezpieczniej jednak jest zamienić piwo niskoalkoholowe na takie „bez promili”, które jest przeznaczone dla kierowców.
Zgodnie z prawem stan po użyciu alkoholu zachodzi, gdy jego zawartość we krwi wynosi od 0,2‰ do 0,5‰. Jeśli nie przekracza dolnej wartości, nie można mówić, że kierowca popełnia wykroczenie bądź przestępstwo.
Nie ma potrzeby przeliczania i nigdy się tego nie robi do celów związanych z karaniem kierowcy. Przepisy wskazują limity alkoholu podawane zarówno w promilach (czyli w przypadku badania krwi), jak i w mg/l dla badania alkomatem. O ile „cywilne” alkomaty zwykle pokazują nam „promile”, to tak naprawdę mierzą one alkohol w mg/l, a następnie przeliczają na popularne promile według współczynnika, który wynosi w Polsce 2,1 (w innych krajach może się on różnić: od 1,9 do 2,3).
Po pierwsze, w Polsce wyróżniamy jazdę po spożyciu alkoholu, czyli od 0,2 do 0,5 promila lub od 0,1 mg do 0,25 mg alkoholu w 1 dm³ co jest wykroczeniem, za które grozi areszt od 5 do 30 dni, grzywna od 50 zł do 5000 zł i utrata uprawnień od 6 miesięcy do 3 lat. Jeśli jednak stężenie alkoholu przekroczy 0,5 promila lub 0,25 mg, mamy do czynienia z jazdą pod wpływem alkoholu, za co grozi więzienie do 2 lat, a w przypadku recydywy (kierowca już wcześniej był skazany za jazdę po pijanemu lub ma zakaz prowadzenia pojazdów), kara wynosi od 3 miesięcy do 5 lat. Trzeba zapłacić co najmniej 5000 zł na rzecz Funduszu Pomocy Pokrzywdzonym oraz Pomocy Postpenitencjarnej i dodatkową grzywnę. Oprócz tego następuje utrata uprawnień na minimum 3 lata, ale nie dłużej niż na 15 lat. Poza oczywistym rozróżnieniem limitów, które skutkują kwalifikacją czynu jako wykroczenie bądź przestępstwo, sądy biorą również pod uwagę wpływ alkoholu na kierowcę oraz czy na danej drodze był spory ruch i czy kierowca nie przewoził np. pasażerów oraz jaka była przyczyna zatrzymania (rutynowa kontrola czy też np. zbyt szybka jazda). Jeśli sąd uzna to za zasadne, może np. warunkowo odstąpić od wymierzenia kary, jeśli kierowca tylko nieznacznie przekroczył próg 0,5 promila.
Są kierowcy, którzy nie potrafią wydmuchać odpowiedniej dawki powietrza do urządzenia, nie chcą tego robić lub proponują badania krwi zamiast dmuchania. Bez względu na powód, w takim przypadku na wynik badania trzeba czekać, a policjant, mając podejrzenia co do stanu trzeźwości takiego kierowcy, zatrzymuje prawo jazdy. Dokument zostanie zwrócony dopiero po otrzymaniu wyniku badania (negatywnego) lub jeśli to nie zostanie wykonane w ciągu 30 dni od zatrzymania prawa jazdy.
Egzamin sprawdzający kwalifikacje – czyli w praktyce tradycyjny egzamin na prawo jazdy – jest wymagany w przypadku zatrzymania prawa jazdy na ponad rok. W pozostałych przypadkach wystarczy zgłosić się do wydziału komunikacji.
Rowerzysta poruszający się rowerem na drogach publicznych w stanie nietrzeźwości popełnia jedynie wykroczenie. Sąd nie może odebrać za to prawa jazdy, ale może nawet na 3 lata zakazać poruszania się pojazdami niemechanicznymi, np. rowerem.
Sternik motorowodny, korzystając po alkoholu z motorówki lub jakiegokolwiek pojazdu silnikowego, odpowiada identycznie jak kierowca auta osobowego, włącznie z utratą uprawnień. To od sądu zależy, czy sternik będzie miał zabrane prawo jazdy na wszelkie pojazdy silnikowe, czy też tylko na ten, w którym został przyłapany, czyli patent motorowodny.
Cena nie jest wyznacznikiem. Amatorskie alkomaty, nawet te droższe, nie zawsze gwarantują poprawne wskazania. Według naszych testów problemem nie jest jakość sensorów, ale czujnik objętości pobranego powietrza. Niestety, większość urządzeń już po wdmuchnięciu np. 0,5 l powietrza podaje wynik, który nie jest zbyt wiarygodny. Aby można było mówić o pewnym pomiarze, trzeba wydmuchać minimum 1,2 l, czyli tyle, co w policyjnym sprzęcie (to właśnie z tego powodu podczas kontroli tak długo dmuchamy). Co ciekawe, nasz ostatni test wygrało urządzenie AlcoSense Elite 3, z teoretycznie słabym sensorem półprzewodnikowym, kosztujące 249 zł, które wskazywało niemal idealnie poziom alkoholu, a co więcej – zawsze wymagało wdmuchnięcia blisko 1,5 l powietrza.
Wśród kierowców panuje mit, że zdecydowana większość zatrzymywanych za prowadzenie po pijanemu to osoby, które tylko nieznacznie przekroczyły limit (miały od 0,2 do 0,5 promila alkoholu – czyli poziom, który w wielu krajach jest dozwolony). To jednak nie jest prawda. Według danych policji za 2019 rok – z ponad 110 tys. pijanych kierowców aż blisko 80 tys. miało powyżej 0,5 promila.
Czas jest najlepszym lekarstwem na kaca, ale należy pamiętać, że trzeźwienie może zająć nawet kilkanaście godzin. Można wręcz zaryzykować stwierdzenie, że jeśli po większym spożyciu alkoholu ktoś czuje się dobrze, niemal na pewno jest jeszcze pijany – krążący w organizmie alkohol „znieczula” i hamuje odczuwanie kaca. Aby realnie ocenić swój stan trzeźwości, najlepiej udać się na komisariat policji i tam wykonać badanie profesjonalnym sprzętem lub skorzystać z pewnego alkomatu.
Wbrew temu, co sądzi wiele osób, alkotest za 5-6 zł to często bardziej wiarygodne narzędzie do badania trzeźwości niż tani alkomat lub dobry, który nie był właściwie serwisowany. Podczas już kilku testów sprawdzane alkotesty „baloniki” bez większego problemu zawsze wykryły 0,2 promila alkoholu u naszego testującego. Są jednak wady – odczyt poziomu alkoholu za pomocą skali kolorów nie zawsze jest prosty i jednoznaczny – taki problem nie występuje w tradycyjnych alkomatach.
Uwaga! Korzystając z alkomatu, trzeba odpowiednio długo dmuchać, aby wynik był wiarygodny (warto korzystać z alkotestów z balonikiem, które wymuszają badanie odpowiedniej objętości powietrza) oraz zawsze pamiętać o właściwym przechowywaniu testu trzeźwości (niewystawianiu go na skrajne temperatury i działanie promieni słonecznych).
Żadne ubezpieczenie nie chroni, jeśli sprawca był pijany w trakcie zderzenia. Co prawda poszkodowany dostanie pieniądze z OC od ubezpieczyciela, ale pijany kierowca będzie musiał je oddać z własnej kieszeni.
Wielu kierowców twierdzi, że z powodzeniem stosują metody pozwalające nie tylko pozbyć się kaca, ale również przyspieszyć trzeźwienie. Teoretycznie rozkładu alkoholu w organizmie nie da się przyspieszyć (przeciętnie człowiek spala w ciągu godziny od 0,12 do 0,15 promila alkoholu zawartego we krwi), ale mimo to niektórym pomagają ponoć ruch, ciepły posiłek czy popularne tabletki na kaca. Zła wiadomość jest taka, że żadna z tych metod nie przyspiesza trzeźwienia, a poprawiają one jedynie samopoczucie.