Nawet lekka obcierka podczas parkowania może się skończyć mandatem w wysokości 6 tys. zł. A jeśli sprawa związana z kolizją drogową trafi do sądu, grzywna może wynieść aż 30 tys. zł. Tak wygląda nowy taryfikator w praktyce. A to jeszcze nie koniec wydatków dla sprawcy – zapłaci też więcej za ubezpieczenie.
Groźba mandatu w wysokości 500 zł była standardem za spowodowanie kolizji. Jednak obecnie policjant może wypisać mandat w wysokości od 1000 do 6000 zł, a często sięga po najwyższą możliwą kwotę.
Zgodnie z taryfikatorem, który wszedł w życie w ubiegłym roku, jeśli dojdzie do kolizji na drodze, sprawca jest karany mandatem za wykroczenie, którego skutkiem była ta kolizja. Dodatkowo zostanie nałożona kara pieniężna w wysokości 1000 zł (za spowodowanie zagrożenia).
Oznacza to, że jeśli ktoś wjedzie na skrzyżowanie i wymusi pierwszeństwo, to zgodnie z taryfikatorem otrzyma mandat w kwocie od 500 do 5000 zł. Natomiast jeśli w wyniku tego zdarzenia dojdzie do kolizji, to kara wyniesie od 1500 do 6000 zł.
I policjanci dość często sięgają po maksymalną kwotę, nawet w przypadku drobnych obcierek na parkingu, szczególnie jeśli ktoś nie chce przyznać się do winy. Co więcej, dochodzi również do kuriozalnych sytuacji – gdy nikt nie czuje się winny, policjanci proponują mandat obu stronom!
Warto zauważyć, że grzywnę „za kolizję” można otrzymać nie tylko w przypadku uszkodzenia innych pojazdów, ale także za samo spowodowanie zagrożenia w ruchu drogowym.
Co więcej, nie tylko kierowcy, ale też inne osoby biorące udział w ruchu drogowym, takie jak piesi czy pasażerowie, mogą być ukarani, jeśli ich działanie zagraża bezpieczeństwu (np. wyrzucenie przedmiotu na jezdnię lub wejście na nią przy czerwonym świetle). W takim przypadku grozi im minimum 500 zł.
Jeśli kolizja skutkuje naruszeniem zdrowia, tj. „uszczerbkiem na zdrowiu”, to minimalna kara dla kierującego wyniesie 1500 zł za pierwsze przewinienie i 3000 zł za drugie w ciągu dwóch lat. Tu ważna uwaga, mandat dotyczy kolizji, a więc gdy rozstrój zdrowia trwał do 7 dni. Jeśli problemy ze zdrowiem będą trwały dłużej, jest to już wypadek.
Oczywiście, kierowca ma prawo odwołać się od decyzji policjanta, w tym przypadku kolizja będzie rozliczona przez sąd. Tu warto pamiętać, że grzywna może wynieść nawet 30 000 zł.
Niestety, spowodowanie kolizji może mieć również inne negatywne konsekwencje. Oprócz utraty zniżek w OC za bezszkodową jazdę, na cenę polisy wpłyną również punkty karne, które kierowca otrzyma za spowodowanie stłuczki. Te znikną z konta, do którego ma wgląd również ubezpieczyciel, dopiero po dwóch latach.
Po kolizji należy sprawdzić, czy nikt nie został ranny. Jeśli okaże się, że uszkodzone zostały jedynie pojazdy, należy jak najszybciej usunąć je z drogi, aby nie utrudniać ruchu.
Często spotykany na ulicach w miastach widok to pojazdy stojące na środku drogi z lekko zarysowanym lakierem. Jest to niezgodne z prawem (grozi za to mandat), ale – co gorsza – jest to też niebezpieczne. Jeśli nie uda się zjechać autami na pobocze (są mocno rozbite), należy miejsce kolizji zabezpieczyć: włączyć światła awaryjne oraz ustawić trójkąt ostrzegawczy (w obszarze zabudowanym tuż za pojazdem, poza nim 30-50 m od niego, a na autostradzie 100 m).
Osoby biorące udział w kolizji mogą „sprawę” załatwić same, jeśli wspólnie uznają, że okoliczności zdarzenia nie budzą wątpliwości.
W takim przypadku sprawca jest zobowiązany napisać oświadczenie poszkodowanemu (warto odpowiedni blankiet wozić w samochodzie).
Powinny się w nim znaleźć dokładny opis miejsca zdarzenia, np. ulica i nr lokalu, skrzyżowanie, jakie auta brały udział, tzn. nr rejestracyjne, dokładne dane kierowcy, czyli imię, nazwisko, adres, PESEL oraz nr polisy i nazwa ubezpieczyciela. W oświadczeniu powinien znaleźć się także opis uszkodzeń aut.
Można dołączyć szkic sytuacyjny, zaznaczając na nim pasy ruchu, znaki, ustawienie aut przed i po kolizji (uwaga – niedokładny szkic może zostać użyty przez ubezpieczyciela jako dowód, że „sprawca” jednak jest niewinny). Można także wykonać zdjęcia miejsca kolizji oraz spisać dane świadków.
To wszystko na wypadek, jeśli ubezpieczyciel uzna, że podana wersja wydarzeń nie jest wiarygodna.
Gdy jednak zmotoryzowani nie chcą dojść do porozumienia, kto zawinił lub sprawca nie ma polisy OC albo jest pijany, należy wezwać policję. Policjanci określą winnego zdarzenia drogowego i muszą go ukarać mandatem. Jeśli wskazany nie zgadza się z oceną policjantów, ci kierują wniosek o rozstrzygnięcie sporu do sądu.
Następnie z oświadczeniem o winie kierujący powinien się udać do firmy, w której jest ubezpieczony sprawca, ewentualnie do swojego ubezpieczyciela. To poszkodowany wybiera, do którego oddziału się zgłosi. Teoretycznie ma na to 3 lata. Nie należy jednak zwlekać ze zgłoszeniem szkody.
Jeśli sprawca nie ma polisy OC, kierujący może zgłosić się do jakiegokolwiek oddziału firmy prowadzącej likwidację szkód z OC, najlepiej jednak udać się do własnego ubezpieczyciela, który ma obowiązek zająć się sprawą. Odszkodowanie zostanie wypłacone przez Ubezpieczeniowy Fundusz Gwarancyjny. Ten następnie wystąpi do sprawcy o zwrot wypłaconego odszkodowania oraz dodatkowo nałoży mu karę za brak ubezpieczenia.
Gdy sprawca to osoba poruszająca się autem zarejestrowanym za granicą, o wypłatę odszkodowania należy zwrócić się do przedstawiciela jego ubezpieczyciela w Polsce – można go sprawdzić w Polskim Biurze Ubezpieczycieli Komunikacyjnych lub na stronie internetowej pbuk.com.pl. Jeśli okaże się, że takiego przedstawiciela nie ma lub kierowca nie wie, gdzie jest ubezpieczony sprawca, należy zgłosić się do PZU lub Warty.
Dopiero po przyznaniu odszkodowania można naprawiać auto. Jeśli podczas przywracania pojazdu do stanu sprzed stłuczki okaże się, że koszt przekracza przyznaną rekompensatę, właściciel powinien zgłosić się do ubezpieczyciela o ponowną wycenę i podwyższenie odszkodowania. Podstawą do tego powinny być faktury za wykonaną naprawę.
Gdy w wypadku są poważnie poszkodowani, pojazdy należy pozostawić na miejscu i zadbać o niezatarcie śladów. Po udzieleniu pomocy rannym oraz zabezpieczeniu miejsca trzeba wezwać policję.
Kierowcy mają obowiązek wezwać policję, kiedy jeden z uczestników kolizji (potencjalny sprawca, ale również poszkodowany) może być pijany lub pod wpływem substancji odurzających. W tym przypadku dalsza procedura uzyskania odszkodowania jest identyczna, jak przy innych tego typu przypadkach. Właściciel uszkodzonego pojazdu dostanie pieniądze od ubezpieczyciela sprawcy, ale ten będzie musiał zwrócić firmie równowartość przyznanego odszkodowania.
Co prawda nie trzeba wozić ze sobą żadnych dokumentów pojazdu oraz OC, ale bez większego problemu na drodze da się sprawdzić, czy dany pojazd ma OC (na stronie ufg.pl). W przypadku sprawcy, który nie ma wykupionej polisy OC lub jego prawo jazdy bądź dokument tożsamości mogą być podrobione – istnieje obowiązek wezwania policji.
Część sprawców mimo ewidentnej winy wypiera się, że to oni ponoszą odpowiedzialność za zdarzenie drogowe. Na pewno trzeba wezwać policję, jeśli sprawca nie przyznaje się do winy lub odmawia okazania dokumentów. W tym przypadku mundurowi podejmą próbę ustalenia, kto zawinił i ukarzą sprawcę. Ten oczywiście nie musi przyznać się do spowodowania kolizji, w tym przypadku sprawa trafi do sądu i on rozstrzygnie winę. Z pomocy policji powinniśmy także skorzystać, jeśli nie jesteśmy pewni co do naszej winy.
W takiej sytuacji należy zawsze wezwać policję. Jeśli uda się ustalić dane sprawcy, który uciekł z miejsca zdarzenia, poszkodowany dostanie odszkodowanie z jego ubezpieczenia OC. Jednak firma zwróci się do sprawcy o zwrot wypłaconych pieniędzy.
Oczywiście każda kolizja to zagrożenie dla innych osób, jednak można odnieść wrażenie, że policjanci dość często przesadzają z kwotami mandatów za kolizję. Najgorsze jest to, że za identyczną stłuczkę można otrzymać karę 1000 zł, ale również 6000 zł. To wszystko zależy od mundurowego, jego nastawienia do kierowcy i humoru.
Co ciekawe, za przejazd na czerwonym świetle ustawodawca przewidział tylko 500 zł, a policjant nie ma tu wolnej ręki w stosowaniu wysokości grzywny (brak widełek).