Przegląd systemów, które lepiej prezentują się w folderach i reklamowych filmach, niż sprawdzają w codziennym użytkowaniu. Nie warto za nie dopłacać.
Dodatkowe wyposażenie auta może znacząco podnieść jego wyjściową cenę. Nawet kilka czy kilkanaście procent różnicy przekłada się na kwoty idące w dziesiątki tysięcy złotych.
Często okazuje się, że wiele dokupionych elementów wyposażenia nie spełnia pokładanych w nich oczekiwań. Zapowiadało się, że pomogą w codziennym użytkowaniu albo sprawią, że samochód zyska dodatkowe możliwości, w praktyce jednak albo się z nich nie korzysta, bo ich użycie jest zbyt skomplikowane, albo nie można na nich polegać, aby nie wpędzić się w kłopoty. Przygotowaliśmy krótki przegląd systemów, asystentów czy akcesoriów, które w praktyce raczej się nie sprawdzają.
Nie jest to jednak spis wszystkich irytujących rozwiązań stosowanych we współczesnych autach. Weźmy dla przykładu układ start-stop, wyłączający silnik na postoju. To jeden z bardziej irytujących systemów, jednak w praktyce nie znajdziemy już nowych aut, które nie mają go na wyposażeniu seryjnym. Taki jest efekt obowiązujących przepisów. Podobnie jest z denerwującymi wiele osób ostrzegaczami o niezapiętych pasach: są obowiązkowe, nie mamy wpływu na ich obecność w kupowanym aucie.
Dla niektórych kierowców może to brzmieć kusząco: system, który jest w stanie uwolnić od kłopotliwego parkowania – prostopadłego lub równoległego – i to w ograniczonej przestrzeni. Obecne taki asystent nie wymaga wręcz żadnego działania: wciskamy przycisk, pojazd sam wyszuka odpowiednią lukę i wjedzie na wybrane miejsce. Więcej – system może nawet wyprowadzić auto z powrotem na drogę. Brzmi świetnie, na reklamowych filmach też wygląda dobrze. W praktyce ciągle działanie jest irytująco powolne, średnio wprawny kierowca poradzi sobie z tym lepiej. W rezultacie nie wykorzystuje się takiego układu prawie w ogóle.
Doświetlone wnętrze, poczucie większej przestronności, powiew nowoczesności – to pewne zalety tego rozwiązania. Są i liczne wady. Po pierwsze, szklany dach w praktyce zaczyna się za linią wzroku kierowcy, widok na niebo mają głównie pasażerowie kanapy. W słoneczny dzień i tak trzeba jednak rozwijać roletę, inaczej nie da się jechać. Po drugie, rama górnej szyby odbiera kilka cm wysokości wnętrza.
Czarny lakier fortepianowy – to brzmi świetnie. Wykończenie wnętrza w takim stylu wygląda bardzo efektownie... choć głównie na zdjęciach. Już po kilku dniach eksploatacji wychodzą mankamenty: na powierzchni widać każdy odcisk palca, każdy pyłek, każdą kropelkę. A po kilku dniach pojawiają się pierwsze rysy.
W wielu, nawet dość popularnych modelach można wybrać opcję niestandardowego układu hamulcowego – z większymi zaciskami i tarczami (nieraz ceramicznymi). Poza ekstremalnymi sytuacjami (np. jazda po torze) na co dzień korzyści z tego nie odczujemy.
Kary za przekroczenia prędkości są bardzo wysokie, dopłata za system wskazujący obowiązujący limit teoretycznie mogłaby się więc szybko zwrócić. Nie w naszym kraju. Przepisy dotyczące ograniczeń i ich odwoływania oraz natłok znaków przy drogach sprawiają, że praktycznie żaden z dostępnych asystentów nie zapewnia wskazań, na których można bezwzględnie polegać.
Masaż relaksujący czy aktywizujący, delikatny czy intensywny, tylko na plecy czy także niżej – możliwości zaawansowanych foteli we współczesnych samochodach są bardzo szerokie. Dzięki nim powinno zmniejszyć się napięcie mięśni w trakcie dłuższych podróży, co ogranicza zmęczenie. Pierwszy wniosek – jeśli jeździmy na krótszych trasach, system jest zwyczajnie niepotrzebny. A na dłuższych jego wpływ na zmęczenie i tak okazuje się w sumie niewielki.
Otwieranie i zamykania auta pilotem to za mało – możliwości kluczyków rosną. Dobrym przykładem jest BMW: opcjonalnie można zamówić pilot z wyświetlaczem pokazującym np. zasięg, wskazówki serwisowe lub stan zamknięcia auta i szyb czy dającym możliwość włączania ogrzewania postojowego. Nie jest to jednak mała rzecz, wypełnia prawie całą dłoń. W kieszeni spodni mieści się raczej kiepsko.
W wielu przypadkach alarm, za który dopłaca się przy zamawianiu nowego auta, nie jest montowany na linii fabrycznej, ale zakładany później, przed wydaniem samochodu klientowi. To oznacza ingerencję w oryginalne wiązki elektryczne, co zawsze wiąże się ze zwiększonym zagrożeniem awarią. Ryzyko kradzieży auta nie jest przy tym wysokie.
Jeszcze kilka lat temu system ekranów w zagłówkach wraz ze słuchawkami wyglądał na szczyt luksusu w limuzynach czy większych SUV-ach. Oglądanie filmów w czasie jazdy (z płyt DVD) sprawiało, że podróż szybciej płynęła. Technologia się zmieniła, o DVD nikt nie pamięta, w czasie jazdy wolimy przeglądać informacje na naszych smartfonach czy tabletach, a dostęp do filmów czy muzyki uzyskujemy przez platformy streamingowe. Fabryczne systemy rozrywki są pod tym względem przestarzałe.
Kolejne systemy, które lepiej wypadają w zapowiedziach niż praktyce. Sterowanie głosowe autem nie jest niczym nowym, możliwości układów są jednak regularnie poprawiane – teoretycznie można już poprosić wiele samochodów o zmianę temperatury we wnętrzu, zadzwonienie do wybranej osoby, a nawet opowiedzenie dowcipu. Kontrola systemu multimedialnego za pomocą gestów wykonywanych w powietrzu przed ekranem to nowszy pomysł, ale też coraz częściej oferowany. Ale jedno i drugie po kilku próbach bardziej irytuje, niż pomaga.
W wielu przypadkach lepiej nie mieć jakiegoś elementu wyposażenia, niż za niego płacić, a później denerwować się przy każdej próbie jego użycia. Tym bardziej że wydanych przy zakupie auta pieniędzy raczej nie odzyskamy przy jego odsprzedaży.
Dlatego do konfiguracji samochodu podczas zakupu warto się dokładnie przyłożyć. Ważne, aby nie wierzyć bezgranicznie w zapewnienia sprzedawców, czasami nie mają oni zbyt dużego wyboru dostępnych aut i muszą zapewniać o zaletach systemów w tym, co jest. Dobrze jest sprawdzić ich przydatność pod kątem naszych potrzeb podczas jazdy próbnej.