Zgodnie z wytycznymi nałożonymi na producentów przez organy UE od 7 lipca 2024 r. każde nowo rejestrowane auto osobowe i dostawcze o dmc do 3,5 t musi mieć na pokładzie urządzenie o nazwie EDR (ang. Event Data Recorder). Brzmi tajemniczo? Nie powinno.
Nowe, wymagane przepisami wyposażenie to nic innego, jak tzw. czarna skrzynka na wzór tej stosowanej w lotnictwie – urządzenie będzie zapisywało parametry związane z jazdą, co ma z kolei pomóc służbom w wyjaśnianiu przyczyn wypadków. Czy na dłuższą metę przełoży się to na poprawę bezpieczeństwa na drogach? Oby.
Poprawa bezpieczeństwa na drogach to jeden z ważniejszych celów, do jakich dąży dziś Unia Europejska. W latach 2001-21 liczba ofiar wypadków drogowych w UE zmniejszyła się z 51,4 tys. do 19,8 tys., a to oznacza poprawę aż o 61,5 proc. Wynik świetny, choć – niestety – nie udało się osiągnąć ambitnego celu zmniejszenia liczby ofiar o 75 proc. Co gorsza, w 2021 r. zabitych na drogach UE znów zaczęło przybywać (wzrost o 6 proc., ale jednak) – sytuacja wymagała więc kolejnych zmian.
Jak czytamy na stronach Parlamentu Europejskiego, już deklaracja z Valletty z 2017 r. zakładała podjęcie dalszych działań mających na celu znaczące zmniejszenie liczby ofiar śmiertelnych w latach 2020-30, a także – poprawę bezpieczeństwa tzw. niechronionych użytkowników dróg (rowerzyści i piesi). Co więcej, w ramach tzw. wizji zero Komisja Europejska chce osiągnąć zerową liczbę ofiar śmiertelnych na drogach już za nieco ponad 25 lat, bo w 2050 r.
Obecnie wprowadzone przepisy są zatem wyraźnym sygnałem, że UE traktuje temat bezpieczeństwa na drogach raczej poważnie. A nawet bardzo poważnie. Obowiązek montowania urządzenia EDR (Event Data Recorder) w każdym nowo rejestrowanym aucie osobowym i dostawczym o dmc do 3,5 t wszedł w życie 7 lipca 2024 r., natomiast w przypadku ciężarówek EDR stanie się obowiązkowe nieco później, bo dopiero od 7 stycznia 2026 r.
Event Data Recorder to nic innego, jak odpowiednik tzw. czarnej skrzynki, czyli rejestrator parametrów jazdy. Od lat takie urządzenia stosowane są w lotnictwie, gdzie z powodzeniem przyczyniły się do uratowania wielu ludzkich istnień. Samochodowy EDR zapisze kluczowe parametry/informacje z pięciu sekund sprzed i po wypadku, jednak tu ważna uwaga: dostęp do tych danych będą miały tylko upoważnione osoby/instytucje. Czyli np. służby ratunkowe, śledczy, eksperci od bezpieczeństwa ruchu drogowego, producenci pojazdów oraz warsztaty.
Czarne skrzynki montowane w samochodach będą sprawdzać i zapisywać m.in.: prędkość jazdy, stopień otwarcia przepustnicy/położenie pedału gazu, przyspieszenie wzdłużne i boczne, tzw. ruch obrotowy auta, ciśnienie w układzie hamulcowym, kąt skrętu kierownicy, prędkość obrotową silnika, tryb pracy skrzyni biegów. EDR zarejestruje także działanie systemów bezpieczeństwa – układu airbagów (poduszki powietrzne), pirotechniczne napinacze pasów bezpieczeństwa.
No dobrze, ale czy dane gromadzone przez nowe urządzenie są bezpieczne? Organy UE uspokajają, że zgodnie z nowo przyjętymi przepisami producenci aut i czarnych skrzynek muszą zapewnić pełną ochronę danych oraz ich anonimowość. Nie będzie też możliwości identyfikacji osób, które w danej chwili podróżowały danym samochodem.
Warto też zaznaczyć, że wybrani producenci już od kilku ładnych lat stosują w swoich autach czarne skrzynki. Dane zapisane w urządzeniach pomagają wyjaśniać przyczyny wypadków, ale dają one też autoryzowanym serwisom wgląd w parametry pojazdu mogące mieć wpływ na ewentualne pojawienie się jakiejś usterki.
Czyli na przykład ktoś kupuje nowe auto, a z salonu kieruje się prosto do speca od podnoszenia mocy. Potem ów ktoś z tej mocy zbyt ochoczo korzysta, a samochód się psuje. Właściciel auta, jak gdyby nigdy nic, żąda naprawy w ramach gwarancji, ale wtedy serwis sięga po dane z rejestratora (który, nota bene, nierzadko zapisuje parametry w sposób ciągły i/lub przekazuje je na serwery producenta!) i z uśmiechem na twarzy odmawia naprawy ze względu na złamanie warunków ochrony gwarancyjnej.