Magazyn Auto
Serwis pod patronatem magazynu Motor
okładka motoru numer 18 z 1975 roku

Pół wieku temu w „Motorze” – przeglądamy wydanie nr 18 z 1975 r.

fot. archiwum/Motor

Pół wieku temu w „Motorze” – przeglądamy wydanie nr 18 z 1975 r.

Czym żyła zmotoryzowana Polska 50 lat temu? Nasze wojska pełniły istotną rolę na Bliskim Wschodzie, Renault opracowało niemal nieznaną odmianę Renault 5, kupowaliśmy auta używane i zastanawialiśmy się, czy warto pracować przy produkcji samochodów. Oto wybrane materiały z „Motoru” z 4 maja 1975 r.

Poważny temat na okładce. Chodzi o udział Wojska Polskiego w służbie pokojowych sił Organizacji Narodów Zjednoczonych na Bliskim Wschodzie. Od 1974 roku działał wydzielony komponent naszych sił zbrojnych do rozdzielenia wojsk Izraela i Syrii na Wzgórzach Golan. Misja trwała aż do roku 2009, prowadzono działania logistyczne, zapewniano ochronę cywilów i pracowników ONZ, patrolowano strefę buforową, rozdzielano skonfliktowane wojska i utrzymywano posterunki.

IMG_0065
fot. archiwum/Motor

Thalia sprzed pół wieku

IMG_0066
fot. archiwum/Motor

Na pierwszy rzut oka – Renault 5, jeden z pierwszych przednionapędowych, oszczędnych hatchbacków w historii. Tylko coś się nie zgadza: mamy dodatkową parę drzwi i wystający bagażnik z tyłu. Dociekliwi zwrócą też uwagę na stalowe zderzaki, w „normalnej piątce” były plastikowe.

Patrzymy bowiem na Renault 7, czyli produkt firmy Fasa – hiszpańskiej filii Renault. Postanowiono lepiej dopasować ofertę francuskiego koncernu do wymogów lokalnego rynku. Rozstaw osi zwiększono o 10 cm, długość całkowitą o blisko 40 cm, do 3,89 m. Napęd zapewniał silnik 1.0 o mocy 50 KM.

Powstało około 140 tys. egzemplarzy, poza Hiszpanią samochód sukcesu nie odniósł, jego produkcję zakończono w roku 1984 po wprowadzeniu R9.

Poradnik kupującego używane

IMG_0069
fot. archiwum/Motor

Był już odcinek o kontroli nadwozia, teraz należało się skoncentrować na weryfikacji stanu podzespołów mechanicznych. Silnik powinien być suchy i czysty, ale nie „świeżo umyty”. Naturalne wydawało się sprawdzenie ciśnienia sprężania na gorącym silniku, co pozwoliłoby oszacować, ile życia w nim jeszcze zostało. Sprawdzamy, czy auto nie dymi, a jeśli tak – to na jaki kolor. Żadnego przerywania, kichania silnika. Sprawdzamy (ostrożnie), czy po odkręceniu korka chłodnicy w płynie nie ma bąbelków powietrza. Na wolnych obrotach zatykamy rurę wydechową – jak silnik zgaśnie, wydech jest szczelny. To tak w skrócie.

Czy praca w przemyśle motoryzacyjnym jest atrakcyjna?

IMG_0099
fot. archiwum/Motor

To były czasy… Gdy tylko ogłoszone zostawały zapisy do którejś ze szkół przyzakładowych fabryk POLMO, młodzież pchała się drzwiami i oknami, by się tam tylko dostać. Każdy chłopak chciał pracować „przy samochodach”. Kojarzyło się to wówczas z dostępem do nowoczesnych technologii i – co równie ważne – szansą na pojeżdżenie przy okazji, zanim dojdzie do szansy zakupu własnego pojazdu. Czy te wyobrażenia miały pokrycie w rzeczywistości?

Na pewno były perspektywy rozwoju branży, szansa na szybki rozwój kariery (prosto z technikum trafiało się na szkolenia specjalistyczne, błyskawicznie szkolono blacharzy, spawaczy, lakierników, mechaników, elektrotechników – a tacy pracownicy byli niezwykle poszukiwani na rynku pracy), była szansa na szkolenia dodatkowe i doskonalące.

Fabryka Samochodów Osobowych wraz z Politechniką Warszawską otworzyły nawet studia przemienne – przez sezon studenci przerabiali normalny program studiów politechnicznych, przez kolejny byli zatrudnieni w różnych wydziałach fabryki. Jak czegoś takiego dzisiaj nam brakuje – powiązanie teorii z praktyką w tej branży jest na wagę złota. 

Odpowiadając zatem na zadane wyżej pytanie: pół wieku temu praca przy produkcji aut w Polsce była niesamowicie atrakcyjna.

Czytaj także