Magazyn Auto
Serwis pod patronatem magazynu Motor
Ciroen Grand Picasso

Rodzina kupiła używanego Citroena na gwarancji. Po 100 km z auta odpadł sworzeń wahacza...

Rodzina kupiła używanego Citroena na gwarancji. Po 100 km z auta odpadł sworzeń wahacza...

Rodzina z Myszkowa w salonie samochodów używanych nabyła Citroena Grand Picasso. Przy okazji wykupiła też dodatkowy przegląd i 3-letnią gwarancję. Z auta odpadł sworzeń wahacza i została uszkodzona półoś. Niestety, salon odmówił naprawy w ramach wykupionej usługi. 

Do historii rodziny z Myszkowa dotarł reporter programu „Interwencja” w Polsacie. Cała sprawa rozpoczęła się w kwietniu bieżącego roku. Wtedy to pan Krzysztof udał się do salonu samochodów używanych mieszczącego się w Katowicach. 

„Namówili nas tam na zakup większego auta, sugerując, że te tańsze odpowiedniki nie nadawałyby się na dłuższe trasy” – mówi pan Krzysztof Luka. 

Auto kosztowało 15 600 zł. W ramach kosztów dodatkowych rodzina zapłaciła 3 tys. zł za gwarancję (plus opłaty manipulacyjne). „Ucieszyliśmy się, bo powiedzieli, że w razie co na gwarancji przyprowadzamy im auto, a oni zwracają pieniądze. Ale to tylko tak pięknie brzmiało” – dodaje Judyta Adamus-Luka, żona pana Krzysztofa.

Szybka usterka

Niestety, radość z Citroena Grand Picasso nie trwała długo. Po pokonaniu dystansu około 100 km samochód się zepsuł. Co się stało? Odpadł sworzeń wahacza. Według pana Krzysztofa został on niewłaściwie dokręcony. 

„Ten sworzeń mógł odlecieć nam w każdej chwili. Myśmy wtedy mieli z dziećmi laryngologa w Katowicach. I dobrze, że nie zdążyliśmy wyjechać na autostradę, bo moglibyśmy zginąć” – twierdzi Judyta Adamus-Luka. 

reklamacja_Citroen
Protokół reklamacja Citroena Grand Picasso. 
Polsat

Skoro auto było na gwarancji, pan Krzysztof udał się do salonu (Autocentrum – mówi pan Krzysztof), w którym kupił samochód. Tam skierowano go do działu reklamacji. Ten, po wysłuchaniu jego historii, przyznał, że w ciągu tygodnia udzieli odpowiedzi pocztą elektroniczną. 

„Po tygodniu otrzymałem negatywną opinię, że to jest usterka i oni tego nie uwzględnią” – twierdzi pan Krzysztof. 

„Tłumaczą, że niby ta usterka wystąpiła już u nas, że oni nam sprzedali przecież sprawne auto. Dzwoniłam do nich trzy razy. Spławiali mnie, powiedzieli, żebym reklamacje dalej składała. Powiedziałam, że grają na zwłokę. Nas chroni jeszcze prawo konsumenta do trzech miesięcy, mamy prawo zwrócić auto. I oni chcieli, żebym składała reklamacje aż to minie – mówi Judyta Adamus-Luka.

Rodzina z Myszkowa ma dwójkę autystycznych dzieci, a samochód jest im potrzebny m.in. do dojazdów do lekarzy. „Najdalej do lekarza mamy w Opolu. Najbliżej tutaj 2-3 km” – mówi pan Krzysztof.

Co dalej?

Autor reportażu udał się do salonu samochodów używanych, aby wysłuchać drugiej strony. „Fajnie, że chce pan pomóc w tej sprawie. To jest taka sytuacja w rodzinie, że byśmy raczej nie odmawiali naprawy, jeżeli by była wina po naszej stronie” – tłumaczy pracownik salonu.  

Na pytanie ze strony reportera o to, co rodzina ma zrobić, usłyszał z kolei: „Ja bym zaatakował jeszcze dział reklamacyjny, napisałbym jeszcze raz” – stwierdził ten sam pracownik. 

Co dalej? Sprawa jest w toku. Skoro jednak salon samochodowy zdecydował się sprzedać samochód używany i dać na niego gwarancję, oznacza to, że auto musiało zostać sprawdzone przez serwis. Przy okazji zapewne wymieniono niezbędne części. 

Wśród nich mógł być sworzeń wahacza, który raczej sam z siebie nie powinien odpaść. Nawet, jeśli pan Krzysztof próbowałby wywołać usterkę celowo...

Czytaj także