Greccy armatorzy chyba mocno wzięli sobie do serca przypadki pożarów statków transportujących samochody elektryczne. Efekt to przepis, który zabrania wpuszczania na greckie promy aut elektrycznych i PHEV-ów, w których poziom naładowania baterii przekracza określony poziom. Złośliwi pytają, czy w takim razie telefony komórkowe też będą musiały być naładowane tylko np. w połowie…
Grecja to popularny cel urlopowych wyjazdów, ma się rozumieć – także dla polskich turystów. Większość korzysta z samolotu, bo wiadomo – to dość daleko, a i droga przez Bałkany miejscami taka sobie.
Nie brakuje jednak też śmiałków, którzy do Hellady wybierają się jednak własnym środkiem transportu – i to dla nich mamy teraz złe wieści. Zwłaszcza, jeśli chodzi o tych, którzy postanowią pojechać do Grecji samochodem elektrycznym. Lub hybrydą typu plug-in.
Pomijając już fakt, że podróż na dalekie południe Europy autem elektrycznym to na pewno niezła przygoda z logistycznego punktu widzenia (choć z pewnością wykonalna), to sam dojazd na miejsce to już teraz nie wszystko.
Otóż Grecja wprowadziła w połowie kwietnia przepisy, które mogą też nieco utrudnić korzystanie z samochodów elektrycznych już na miejscu. Chodzi bowiem o to, że ze względów bezpieczeństwa na promy nie będą już wpuszczane auta typu BEV i PHEV, w których… poziom naładowania akumulatorów trakcyjnych przekracza 40 proc. Ale uwaga: na baczności muszą się mieć też kierowcy korzystający z aut na LPG i CNG – w obu przypadkach zbiornik może być pełny jedynie w połowie. No to kiedy kontrole stanu baterii w smartfonach? – pytają złośliwi.
Tak więc greccy armatorzy mają w ręku nowe przepisy i – jak donosi m.in. niemiecki ADAC – nie wahają się ich używać. Linie Anek Lines, Minoan Lines i Superfast Ferries informują już na swoich stronach internetowych o nowych przepisach, a np. Anek obsługuje połączenia między Pireusem a Kretą oraz między Włochami a Grecją.
Efekt jest więc taki, że podróżni chcący zaokrętować się z samochodem elektrycznym lub PHEV-em muszą tak zaplanować podróż, aby dotrzeć do portu z baterią naładowaną maksymalnie do 40 proc. A kto to sprawdzi? – zapytacie czujnie. Ano ktoś się tym jednak zajmie. ADAC dostał już pierwsze sygnały od podróżnych, którzy przed wjechaniem na prom musieli udowodnić, że bateria w ich aucie jest naładowana w odpowiednim stopniu.
Inna zła wiadomość jest taka, że sieć ładowania w Grecji jest jeszcze stosunkowo słabo rozwinięta. Obecnie istnieje jedynie około 2000 publicznych stacji ładowania, głównie na południu kraju. Znajdziemy je głównie wzdłuż głównych arterii komunikacyjnych i wokół większych miast – najwięcej punktów ładowania znajduje się, co jasne, w Atenach i okolicy. Ale już na wyspach o publiczną stację szybkiego ładowania znacznie trudniej.
Do sytuacji odnieśli się też m.in. eksperci niemieckiego automobilklubu (ADAC). Otóż według nich samochody elektryczne wcale nie stanowią większego zagrożenia pożarowego niż pojazdy z silnikami spalinowymi.
Oczywiście, nigdy nie można całkowicie wykluczyć, że samochód zapali się z powodu jakiejś usterki, ale prawda jest taka, że dotyczy to wszystkich rodzajów napędu. Różnica polega na tym, że auto elektryczne palące się np. pod pokładem promu pasażerskiego będzie znacznie trudniej ugasić. No i najwyraźniej tego Grecy chcą uniknąć.