Gdyby zapytać przeciętnego konsumenta – to ważne: przeciętnego, a nie miłośnika elektromobilności – o to, dlaczego nie wybrał jeszcze samochodu na prąd, ten zapewne wzruszy ramionami i odpowie: cena. No i po chwili doda, że i zasięgi takie sobie, no i stacji ładowania mało. Ogólny i największy zarzut jest jednak taki, że auta typu BEV powinny być tańsze. Tymczasem średnie ceny elektryków w Europie od 2020 r. wyraźnie… wzrosły. Kwadratura koła?
Atmosfera wokół elektromobilności zawsze była nieco napięta, ale modele z napędem bateryjnym znajdowały (i nadal znajdują) swoje wierne grono odbiorców. Ostatnio jednak coś się zmienia i coraz więcej koncernów motoryzacyjnych zaczyna śmielej przebąkiwać o tym, że na pełną elektryczną rewolucję jest jeszcze za wcześnie. Udział elektryków w europejskim rynku spadł w porównaniu z zeszłym rokiem, na pewno nie pomaga też fakt, że część krajów zakończyła subwencje i już tak szczodrze do elektromobilności nie dopłaca. A że BEV-y tanie nie są, to koło się zamyka.
No dobrze, ale skąd te ceny? Przecież nie jest to już kosmiczna technologia, w Chinach ludzie za te same modele często płacą DUŻO mniej, a koszty produkcji – m.in. te związane z bateriami trakcyjnymi – zdążyły już nieco spaść. Właśnie. Próbę wyjaśnienia tego zjawiska podejmuje m.in. redakcja Automotive News Europe. Czytamy tam m.in., że w 2020 r. średnia cena samochodu elektrycznego w Europie wynosiła około 40 000 euro (netto), natomiast obecnie jest to już ok. 45 000 euro.
To z kolei oznacza wzrost o 11 proc. (źródło: organizacja Transport & Environment; do obliczeń wykorzystano ceny z rynku niemieckiego). Wydaje się, że za te zmiany odpowiada m.in. dominacja średnich i dużych/luksusowych modeli – to właśnie te auta sprzedają się dobrze. I to właśnie one przynoszą koncernom największe zyski. Jak podaje ANE, udział kompaktowych SUV-ów oraz modeli klasy średniej i wyższej mocno wzrósł w ciągu ostatnich czterech lat: z 28 proc. rynku samochodów elektrycznych w 2020 r. do 64 proc. obecnie.
Jak się jednak okazuje, niektórzy producenci podnosili ceny swoich elektryków bardziej agresywnie niż inni. I tak, np. Mercedes i BMW zaliczyły największe wzrosty (odpowiednio o 55 i 50 proc.), podczas gdy Volvo i Stellantis w ogóle się z tego schematu wyłamały i obniżyły ceny swoich BEV-ów (odpowiednio o 31 i 4 proc.).
No dobrze, ale co z mniejszymi elektrykami? Bo, tak na zdrowy rozum, one powinny jednak być bardziej przystępne cenowo. I powinny się sprzedawać lepiej. Tak, taka jest teoria, natomiast praktyka pokazuje, że (chwilowo; to się powinno zmienić) w Europie oferta małych/tanich elektryków (segment B, małe crossovery) nie okazuje się wystarczająco zachęcająca.
Tymczasem, według badania zleconego przez Komisję Europejską, aż 57 proc. konsumentów rozważa zakup samochodu elektrycznego, ale kluczową barierą nadal pozostaje cena. Z kolei badanie przeprowadzone przez T&E wykazało, że 35 proc. osób planujących zakup nowego auta planuje przejść na elektromobilność, i to w ciągu najbliższego roku (!). Ale jest jeden warunek: musi to być coś do 25 tys. euro. Podobne wnioski przynosi ankieta opracowana na zlecenie KE – otóż mediana ceny, jaką Europejczycy są gotowi zapłacić za auto elektryczne (nowe lub używane) wynosi równe 20 tys. euro.
Spadek cen i pojawienie się bardziej przystępnych cenowo modeli elektrycznych to – zapewne – kwestia czasu. Szczególnie, że ceny baterii osiągają rekordowo niskie poziomy. Jak podaje ANE, od 2020 r. koszt (produkcji) baterii w Europie spadł o 33 proc., do 151 dolarów za kWh. A to i tak… drogo w porównaniu do Chin, bo tam cena najtańszych ogniw wynosi zaledwie 53 USD/kWh.
Konkluzja? T&E przewiduje, że samochody elektryczne jednak urosną i w przyszłym roku będą stanowić 20-24 proc. rynku. Ma to być możliwe m.in. właśnie dzięki kilkunastu modelom w cenie poniżej 25 tys. euro – kilka z tych aut pojawi już w najbliższym czasie. Sygnał daje m.in. borykający się ze słabą sprzedażą Volkswagen, który właśnie zapowiedział znaczne obniżenie bazowej ceny podstawowej wersji ID3. Dodatkowo, Grupa Volkswagen już niebawem wprowadzi małe elektryczne crossovery produkowane w fabryce w Saragossie (Hiszpania).