Pożary aut na prąd praktycznie nigdy nie przechodzą bez echa. W rezultacie wydaje się, że palą się one wyjątkowo często. A jak jest w rzeczywistości? Dane na ten temat opublikowała właśnie Tesla.
Bez dwóch zdań opanowanie pożaru samochodu elektrycznego jest prawdziwym wyzwaniem. Jeśli już do niego dojdzie, okazuje się on wyjątkowo intensywny i niebezpieczny. Szczególnie w zamkniętych pomieszczeniach, gdzie strażacy zmuszeni są do stosowania specjalnych procedur.
Intensywność pożaru auta elektrycznego wynika z konstrukcji stosowanego w nim akumulatora – najczęściej litowo-jonowego. W przypadku awarii jednego z jego ciasno upakowanych ogniw dochodzi do reakcji zwanej „ucieczką termiczną”, w efekcie ciepło każdej z pojedynczych komórek jest przekazywane sąsiednim. Co istotne, odbywa się to bez udziału tlenu.
W ten sposób akumulator trakcyjny w ciągu ułamków sekund wytwarza niesamowite ilości gazu i ciepła. A to powoduje bardzo szybkie rozprzestrzenianie się pożaru. A przy okazji – informacji w mediach (TUTAJ przeczytasz o akcji gaszenia elektryka w czeskiej Pradze).
Ale tak naprawdę do pożarów aut na prąd dochodzi niezwykle rzadko. Zgodnie z najnowszym raportem Tesli, który objął również samochody innych marek, elektryki palą się aż 10 razy rzadziej niż pojazdy spalinowe.
Tesla swoje badanie oparła na źródłach zewnętrznych i wewnętrznych. Korzystała więc nie tylko z doniesień policji czy mediów, ale również z telemetrii pojazdów oraz informacji pochodzących z działu obsługi klienta.
Ponieważ zgłoszenie o pożarze następuje czasem nawet kilka miesięcy po jego wystąpieniu, najnowsze statystyki uwzględniają nie rok 2023, a 2022. Takie podejście jest zresztą spójne z raportami amerykańskiego Krajowego Stowarzyszenia Ochrony Przeciwpożarowej (NFPA).
Jak często więc dochodzi do pożaru samochodu elektrycznego? Według globalnych danych, jakie zebrała Tesla, w latach 2012-2022 do pożaru pojedynczego elektryka dochodziło przeciętnie co 210 mln km!
Przedstawiciele firmy zarządzanej przez Elona Muska przytaczają tutaj również dane NFPA i Departamentu Transportu Stanów Zjednoczonych. Zgodnie z nimi na terenie USA do pożaru auta na prąd średnio dochodzi co 29 mln km.
Tesla przyznaje, że w swoich statystykach uwzględnia również incydenty spowodowane pożarami budynków, lasów, podpaleniami oraz innymi przyczynami niezwiązanymi bezpośrednio z pojazdem. Z kolei dane NFPA i Departamentu Transportu USA odnoszą się wyłącznie do pożarów, do których nie doszło z powodu czynników zewnętrznych.
Choć opracowanie Tesli pokazuje, że auta elektryczne palą się rzadko, trzeba pamiętać o tym, iż nadal jest ich zdecydowanie mniej niż klasycznych pojazdów spalinowych. Poza tym mają mniejsze przebiegi i przeważnie są pojazdami nowymi lub co najwyżej kilkuletnimi.
Jeśli dojdzie do pożaru elektryka podczas transportu statkiem, skutki mogą być jednak opłakane. Przekonała o tym choćby katastrofa Felicity Ace, przewożącego m.in. Audi, Bentleye, Lamborghini i Porsche.
W tym przypadku za winowajcę pożaru uznaje się jedno z aut na prąd, znajdujące się na pokładzie statku. Pomimo akcji gaszenia trwającej 13 dni, ostatecznie przechylił się on na prawą burtę i zatonął. Miało to miejsce 1 marca 2022 roku.
Grupa Volkswagen oszacowała straty na około 335 mln dolarów.