Pewien właściciel samochodu elektrycznego próbował za darmo naładować swoją Teslę z przyłącza na polu namiotowym w Łebie. I to pomimo zakazu wyszczególnionego w regulaminie. Skończyło się usunięciem z parceli i... awanturą w internecie.
Wspomniany kemping w Łebie oferuje swoim klientom m.in. przyłącze elektryczne. Dzięki temu istnieje możliwość naładowania smartfona, laptopa czy innych urządzeń elektrycznych. Regulamin zabrania jednak „nabijania” prądem baterii trakcyjnych aut elektrycznych.
W sumie nie ma tym nic dziwnego, ponieważ pojemność przeciętnego akumulatora elektryka wynosi około 50 kWh. Obecnie za 1 kWh energii zapłacimy średnio 1 zł. Czyli nabicie baterii „zżera” około 50 zł. Co ciekawe, obok wspomnianego kempingu znajduje się „miejsce wyznaczone do ładowania takich aut”.
Ale po co przepłacać? I po co za młodu oglądało się chociażby bajkę „Pomysłowy Dobromir?”. Właśnie po to, aby schować Teslę w namiocie i podłączyć ją do ładowania.
Tyle że namiot okazał się za mały, w rezultacie czego „dziób” samochodu nieco z niego wystawał. Oczywiście, nie uszło to uwadze obsługi pola namiotowego, która poprosiła właściciela auta o odłączenie go od sieci.
Niestety, nie posłuchał on prośby, dlatego w następnej kolejności obsługa poinformowała go o konieczności opuszczenie pola namiotowego. Tutaj sprawa się jednak nie kończy.
Państwo, którzy chcieli naładować sobie Teslę na koszt kempingu, postanowili odegrać się na kempingu, wystawiając mu negatywną opinię w Google'u.
„W toaletach brudno, brak papieru, personel chodzi po namiotach, sprawdzając, kto co ma podłączone do prądu pod Twoją nieobecność. Pani z recepcji bardzo przyjemna jednak Pan który tam chodzi porażka. Jeżeli chcecie sobie zepsuć pobyt to zapraszam. Nie polecam.” – czytamy w opinii (pisownia oryginalna), wystawionej przez użytkowników Tesli.
Oczywiście, kemping szybko odniósł się do tej opinii:
Cóż, bezczelność niektórych ludzi nie zna granic...